sobota, 25 czerwca 2016

Rozdział 5. - Morgiana

Dantalion spojrzał na Kirę, która powiedziała, że Kotori jest człowiekiem i owszem, miała rację. Kotori umie tylko trochę magii, uczyła się jej tylko wtedy, gdy żyli jej rodzice. Wtedy wierzyła w wiele rzeczy, a po ich śmierci już nie... Rzuciła magię. Stała się nieugiętą realistką...
- W to nie wątpię, ale mimo wszystko posiada duszę Salomona - powiedział, patrząc na Kirę, która zadała mu pytanie. - Tak, tylko tego chcemy, jednak on nie chce.
- Ja nie mam zamiaru nikogo wybierać, jasne? Zostawiam to wam, nie będę się wtrącać w sprawy jakiś świrów... - mruknęła Kotori. - Odeślij nas... W tej chwili!
Dantalion tylko westchnął, a potem pojawili się w rezydencji, a dokładniej w salonie. Kotori usiadła wraz z Kirą na kanapie. Nagle do pokoju wszedł Kevin, który miał cały talerz ciast. Postawił na stole przed Kirą i Kotori, a potem nalał im herbaty do filiżanek.
- Panie... znaczy paniczu - zaczął, jednak gdy zobaczył Dantaliona to się poprawił. - Jak dobrze, że wróciliście.
- Ja też się cieszę. Słowo daję, dużo z tym wszystkim było zachodu! - mruknęła Kotori.
- Najważniejsze, że panicz i Chase jesteście cali i zdrowi. Przez chwilę zwątpiłem czy to się dobrze skończy.
- Kevin! Zburzyć te piwnicę natychmiast! Nikt mi tu o Piekle nie będzie chrzanił.
- To może przestaniesz już żreć? - westchnął Dantalion, patrząc na Kotori która jadła ciasto.
- Jeszcze tu jesteś? Wracaj, skąd przyszedłeś! - powiedziała, patrząc na demona. - Wałówka na drogę od czarnego kozła.
Po chwili pojawiły się chowańce Dantaliona, czyli Amon i Mamon. Podleciały do Kotori.
- Zamilcz! Co za bezczelność! - powiedział gniewnie Amon.
- Jak śmiesz mówić tym tonem do pana Dantaliona, człowiecze! - mruknął Mamon.
Kotori wstała, a potem otworzyła okno i podeszła do nietoperzy, na szczęście latały nisko, a więc mogła je złapać. Tak zrobiła, złapała je za uszy.
- A, sorry. W tym świecie gadające nietoperze nie istnieją! - powiedziała i wywaliła je przez okno. - Jestem realistą, który szanuję tylko naukę. Dla mnie demony, Piekło i tak dalej to zupełny nonsens - powiedziała, podchodząc do Dantaliona.
- Nie ma rady - westchnął demon. - Potrzebujesz terapii szokowej! - złapał ją za ręce, a potem przeniósł ją do czasów starożytnych. Stali na górze, gdzie widzieli starożytne budynki.
- Gdzie my jesteśmy? - zapytała.
- Uwierzyłeś w końcu, że nie jestem człowiekiem? - spojrzał na nią.
"- W jednej sekundzie nas tu przeniósł... czy on naprawdę jest... A więc tamta koza też? I ten cały Gilles de Rais..." - pomyślała. - Chwileczkę. Gilles de Rais... To ten seryjny morderca zwany "Sinobrodym"? Francuski generał i zwolennik Jeanny d'Arc? - zapytała. - To absurd! Przecież on został stracony ponad 400 lat temu!
- On jest Nefilimem - oznajmił Dantalion. - Ludzie, którzy za życia zawarli pakt z demonami, po śmierci sami się nimi stają, a ich dusze zostają zatrzymane w Piekle. Takie demony, które niegdyś były ludźmi, zwane Nefilimami. Piekło zajmują dwa rodzaje demonów, czyli upadłe anioły i Nefilimy. Anioły i demony wysokiej rangi nie są w stanie wydać na świat potomstwa. Dlatego pod pretekstem pomagania ludziom w potrzebie zmieniają ich w demony na mocy zawartego paktu. Anioły także was przeciągają na swoją stronę - wyjaśnił, a potem odesłał Kotori do rezydencji.

***
  Minęły wakacje, na szczęście spędziła je świetnie z Kirą, jednak kilka razy jeszcze spotykały Dantaliona. Nie chciał odpuścić Kotori... Chociaż cieszyła się, że w szkole nie będzie musiała się z nim użerać... Tak bynajmniej myślała...
Niestety, ale nie udało jej się zebrać pieniędzy na opłacenie czesnego, a więc od razu, gdy weszła do szkoły poszła zrezygnowana do dyrektora. Jednak dowiedziała, że czesne zostały opłacone i otrzymali nawet większą sumę. Dyrektor się bardzo z tego ucieszył i pochwalił jej rodzinę. Potem zaskoczona Kotori poszła na lekcje. Usiadła w ławce za Kirą i po chwili wszedł nauczyciel.
- Proszę o ciszę! - powiedział nauczyciel. - Od dzisiaj mamy nowego ucznia. Huber przedstaw się. 
Do klasy wszedł chłopak, a raczej demon, był to Dantalion.
- Nazywam się Dantalion Huber, miło mi was poznać - uśmiechnął się.
- Dantalion bardzo dobrze się uczy. Jednak z powodu słabego stanu zdrowia brał prywatne lekcje w domu - wyjaśnił nauczyciel. - Twining! Jako prefekt będziesz się nim opiekował.
Kotori się to oczywiście nie spodobało... Jednak nie mogła zaprotestować. Lekcja minęła szybko, a gdy wyszła z Kirą na przerwę to podszedł do nich Dantalion.
- Co ty tu robisz?! - spojrzała na niego Kotori, wściekle.
- Uważaj na słowa. Myślisz, że kto opłacił twoje czesne? 
- Chyba żartujesz...
- Po prostu sprzedałem skarb takiej jednej, z którą kiedyś ubiłem interes. Kleopatry czy jak jej tam było... - mruknął Dantalion. - Jeśli mnie wybierzesz, to anuluję ci ten dług. 
- Nie zamierzam się układać z diabłem!
- Nie wiadomo, kiedy inne demony zaczną na ciebie polować. Postanowiłem, że będę cię chronić póki mnie nie wybierzesz.
- Co?! Nie zgadzam się... Nie zgadzam! Chase, idziemy! - powiedziała, a potem złapała przyjaciółkę za rękę i odeszły od niego, gdzie mogły spokojnie porozmawiać...

***
Nastał kolejny dzień. Oczywiście od rana musiała nadzorować uczniów jako prefekt. Jednak nie była sama, Kira też nim była oraz Mycroft Swallow. Prefektami mogli być tylko najlepsi uczniowie, mieli wiele przywilejów jak np. jednoosobowe pokoje. 
Później poszli na msze, którą Kotori jak zwykle przespała. Po mszy, gdy wychodziła z Kirą, z kościoła to zaczepił ich pastor Crosby. Mężczyzna o długich, brązowych włosach, a na nosie miał okulary i był ubrany w strój księdza.
- Chase, Williamie. Ostatnio wyczuwam wewnątrz szkoły obecność czegoś złego. Proszę, przekażcie wszystkim, żeby zgłosili się do mnie, gdyby zauważyli coś podejrzanego - powiedział, a potem wszedł do kościoła. Po chwili usłyszała Kotori, jak uczniowie ubrani w stroje sportowe, wykrzykują imię Dantaliona, że wygrali. Samym demonem podrzucają.
- Coś złego? Hm... Chyba chodzi o tego świra - powiedziała Kotori do Kiry, wskazując na Dantaliona. 
   Potem minęły wszystkie lekcje i Kotori siedziała w swoim pokoju, wraz z Kirą. Rozmawiały ze sobą, aż nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! - powiedziała i do pokoju wszedł chłopak o niebieskich włosach z fioletowymi końcówkami oraz niebieskich oczach. Ubrany w szkolny mundurek, jednak po kokardzie w paski było widać, że jest z młodszego rocznika.
- Dzień dobry, prefekci. Nazywam się Sytry Cartwright. Proszę mi mówić, Sytry - przedstawił się. - Chciałbym z tobą pomówić, Williamie.
- Dobrze... - powiedziała, jednak po chwili ktoś wpadł do jej pokoju. Był to Mycroft.
- O, przepraszam! Williamie, jesteś zajęty? - zapytał Mycroft. - To może ja przyjdę później... - powiedział, widząc Chase i Sytrego.
- Nie! Porozmawiajmy na korytarzu, chodź Chase - powiedziała Kotori, a potem wyszli z jej pokoju. Mycroft dał Kotori dokumenty, o które prosiła w sprawie stypendium. Podziękowała mu, a potem prefekt oddalił się.
- Jest pewien lepszy sposób - powiedział Sytry, który stał za nimi.
- Podsłuchiwałeś? To nie twoja sprawa!
- Owszem, moja. Mam wuja-Filantropa, który chętnie wspiera młodych, dobrze rokujących ludzi. Artystów, aktorów, a nawet uczniów, którzy są zdani finansowo sami na siebie - wyjaśnił Sytry. - Na pewno mojemu wujowi, Williamie byś się spodobał.
- Czyli mógłby być moim patronem? - zapytała.
- Tak, ale musisz się najpierw z nim spotkać. Taka mała rozmowa kwalifikacyjna. Poza tym podziwiam cię. Jesteś najlepszy od samego początku i dwa razy przeskoczyłeś klasę - uśmiechnął się. - Mój wuj jest tobą zainteresowany. Może odwiedzisz naszą rezydencję w wolny dzień?
- Jasne - odpowiedziała Kotori. - Sytry, tak? Dziękuję za dzisiaj - powiedziała Kotori i uścisnęła jego dłoń.
- Polecam się na przyszłość - uśmiechnął się Sytry.
Potem Kotori poszła z Kirą do pokoju, rozmawiały znów ze sobą. Jednak tak się zagadały, że aż minęło ponad pół godziny od ciszy nocnej.
- Oj... powinnaś iść... - posmutniała Kotori. Po chwili usłyszała huk przez otwarte okno, a nawet dziwne światło. 
- Co się tam dzieje?! Idziemy! - powiedziała i złapała przyjaciółkę za dłoń, wybiegając z pokoju, a potem z budynku. Zobaczyli za budynkiem, przy lesie wielkiego dzika, dwa razy od nich większego z rogiem. 
- Co to jest? - zdziwiła się Kotori, jednak po chwili dzik rzucił się w ich stronę. Już miały biec, jednak po chwili dzik zniknął, został pokonany. Tą osobą, która go zabiła był Sytry. 
- Kto by pomyślał, że stanie się coś takiego. Mój cały plan legł w gruzach - mruknął Sytry i po chwili przyjął swoją prawdziwą formę demona. Jedynie co go różniło od ludzkiej formy to szlachecki strój.
- Jestem Sytry. Dwunasty szlachcic wśród demonów i wicehrabia Piekieł. A także kandydat na Cesarza Piekła! - przedstawił się. 
- Że co? - zdziwiła się Kotori. - Czyli ta historyjka z wujem, jest zmyślona - westchnęła i złapała się za głowę.
- Ty który wybierasz! Jeśli ci życie miłe, uczynisz jak każę... - powiedział Sytry, jednak Kotori odwróciła się i zaczęła się kierować w stronę internatu. 
- Wracam do pokoju spać! Jestem w szoku. Nie potrafię trzeźwo myśleć... - westchnęła.
- Nie jestem zwolennikiem takich prostackich metod, ale nie pozostawiasz mi wyboru - powiedział Sytry, a potem wzbił się w powietrze i złapał Kotori. 
- Chase! - krzyknęła Kotori, będąc kilka metrów nad ziemią.

1 komentarz: