sobota, 25 czerwca 2016

Rozdział 4. - Morgiana

Po chwili Kira zasłoniła Kotori, jednak przeszła obok niej i stanęła obok.
- Spokojnie, Chase. Ten świr mi nic nie zrobi... Najpierw koza, teraz Drug Queen... - złapała się za głowę i westchnęła.
- Proszę, proszę, Gilles de Rais - spojrzał demon kozioł na demona o fioletowych włosach, znaczy Gillesa. - Przykro mi, ale mój pan akurat wyszedł.
"- Gilles? Gdzieś słyszałam to imię..." - pomyślała Kotori.
- Doprawdy? Wielka szkoda... - odezwał się Gilles. - A już myślałem, że uda mi się dzisiaj unicestwić duszę twojego szanownego pana i awansować... - powiedział, podchodząc do demona kozła, a potem spojrzał na Kirę i Kotori. - A cóż to? Ludzie... Ależ to ludzie! Już dawno żadnego nie widziałem. Czyżby Dantalion, przywódca Neferu, stęsknił się za domem? Mhm? - zapytał.
- A to co? Jakieś nowe ugrupowanie terrorystyczne? Jakoś na taliba mi nie wyglądasz... - odezwała się Kotori, a Gilles spojrzał na nią.
- Cóż, skoro pana domu nie ma. Trudno, ale tego dzieciaczka zabiorę ze sobą - powiedział i nagle Kotori zaczęła lewitować w powietrzu.
- Czyje rozkazy wykonujesz tym razem?! - zapytał demon kozioł.
- Jestem martwy dopiero 400 lat. Świeżynki takie jak ja muszą trochę zapunktować - powiedział Gilles. Kozioł chciał się na niego rzucić, jednak Gilles odsunął się...
- Daremne żale. Próżny trud, czarny koźle. Może i jesteś hrabią, ale nie spałeś już ponad siedemset lat. Nie masz ze mną szans - powiedział Gilles, łapiąc Kotori.
- Jeśli chcecie chłopca z powrotem, przekaż Dantalionowi, żeby stawił się nad Koktysem - powiedział Gilles, patrząc na kozła.
- Kevi... - zaczęła Kotori, zamykając oczy. Jednak po chwili usłyszała głos Dantaliona:
- Łapy precz! - warknął i odebrał Gillesowi, dziewczynę. Dantalion trzymał ją na rękach jak księżniczkę.
- On należy do mnie! - powiedział.
"- Ja niby należę do tego pajaca? No chyba nie..." - pomyślała Kotori. "- Nawet się nie nadaje na mojego księcia na białym koniu" - znów pomyślała i westchnęła.
- Nic ci nie jest? - Dantalion spojrzał na Kotori.
- Nie... - odpowiedziała. - Nie przypominam sobie, żebym wzywał cię na ratunek!
- Co proszę?! Bezczelny niewdzięcznik!
- O nic cię nie prosiłem!
- Panie... - przerwał im kozioł.
- Hm? - spojrzał Dantalion na swijego kamerdynera kozła, Baphometa. - A właśnie... - zaczął i po chwili rezydencja się pojawiła.
- Ej, czyli ty naprawdę jesteś demonem? - zapytała Kotori, patrząc na Dantaliona.
- Jeszcze się nie przekonałeś? - zapytał Dantalion i spojrzał na nią.
- Oczywiście, że nie! Kto by w tych czasach uwierzył, że demony istnieją! - powiedziała i nagle pojawił się Gilles, który spowodował zniszczenia w środku rezydencji.
- Wielki Dantalionie, sprytny i wybitny Książę Piekieł. Dawno się nie widzieliśmy - powiedział Gilles, patrząc na Dantaliona.
- Znowu ty? Myślałem, że cię pogrzebało - mruknął Dantalion. - Zejdź mi z oczu, a tym razem ci daruję - powiedział, machając ręką tak, jakby chciał go odgonić.
- Cóż, obawiam się, że tak dobrze to nie będzie - oznajmił Gilles.
- Słucham?
- Ci śmiertelnicy... Zachodziłem w głowę, po co sprowadziłeś tu ludzi. I chyba zgadłem. Jeden z nich, jest tym, który wybiera, prawda? - zapytał Gilles. - Słyszałem, że pośród istot, którym jego cesarska mość Lucyfer przyznał prawo podjęcia decyzji, jest człowiek. Ten czarnowłosy to potomek Salomona, mam rację?
- Zamilcz - mruknął Dantalion.
- No teraz to po prostu muszę go mieć! - powiedział Gilles z uśmiechem. - Książę Baalberith chce widzieć jednego ze swoich jako namiestnika. Na pewno sowicie mi zapłaci za tego chłopaka.
- Gilles de Rais! - powiedział głośno Dantalion i zasłonił Kotori.
- Nie nadajesz się na namiestnika, Dantalionie - mruknął.
- Tak? Zaraz się przekonasz osobiście!
- Marny byłby z ciebie władca, Dantalionie.
- Hej Sinobrody klaunie, a może cię jeszcze raz usmażymy, co? Tak jak twoją ukochaną, świętą dziewicę? - uśmiechnął się Dantalion pod nosem. Chodziło mu o świętą Jeanne d'Arc, która wyzwoliła Orlean spod wojsk angielskich i stała się bohaterką Francji. Jednak została oskarżona o herezję, a jej karą było spalenie na stosie.
- Nie waż... - zaczął wściekle Gilles. - Nie waż się wypowiadać jej imienia tym plugawym językiem! - krzyknął, a potem wzbił się w powietrze i w jego ręku pojawiła się biało-niebieska kula.
- Williamie, Chase, cofnijcie się! - powiedział Dantalion, odwracając się do dziewcząt.
- Zetrę cię w proch, Dantalionie! - powiedział Gilles i skierował swoją moc w stronę Dantaliona, jednak demon wystawił przed siebie dłoń i wytworzył tarczę ochroną. Moc Gillesa nie potrafiła przebić jego tarczy. Jednak przez moc Gillesa część rezydencji została zniszczona. Jednak demon nadal nie przestawał używać swoich mocy przeciwko Dantalionowi. Kolejne pociski piorunów trafiały w tarczę Księcia Piekła.
- Williamie, Chase! Tutaj! - powiedział kozioł. Kotori złapała Kirę za dłoń i zaczęły biec w stronę kozła. Jednak pocisk Gillesa o mało co w nie nie trafił, ale na szczęście dobiegły do kamerdynera, Dantaliona czyli kozła.
Przyglądali się z trochę dalszej odległości na Gillesa, próbującego przebić się przez tarczę Dantaliona.
- Nagle jakby stał się zupełnie kimś innym... Sinobrody, święta dziewica... Gdzie ja to słyszałam? - powiedziała Kotori, a potem spojrzała na Kirę. - Kojarzysz może?
- Jego pan to potężny demon, wielki książę Baalberith - odezwał się kozioł. - Tak jak i mój pan przewodzi on jednej z frakcji, której celem jest cesarski tron. Rzecz by można, że są politycznymi rywalami.
- Trochę to zbyt orientacyjne jak na próbę zamachu - mruknęła Kotori.
- Jeśli obwieścisz wszystkim swoje imię i zabijesz potężnego demona, wzrasta twoja ranga. Takie jest prawo Piekieł - powiedział.
- Nie nadążam! To jakieś bestie czy co? - westchnęła Kotori.
W końcu Gilles wystrzelił o wiele więcej piorunów, aż przebił tarczę Dantaliona, a ten aż wpadł na ścianę, robiąc dziurę. Ledwo co się od niej odsunął.
- Tylko na tyle cię stać? Chyba mnie nie rozczarujesz? - spojrzał Gilles na Dantaliona.
- Ależ skąd. Bez obaw. Zaraz cię usatysfakcjonuję w pełni - powiedział Dantalion i w jego rękach pojawił się ogień, a potem wycelował go w Gillesa i trafił, aż ten wpadł na filar, niszcząc go trochę.
- Może zajmiecie się tym, jak już odstawicie nas do domu?! - zapytała głośno Kotori. - Co jest nie tak z wami wszystkimi?!
- Hehe, przynajmniej zdołałem się trochę opanować - powiedział Gilles, odlatując od filaru. - Siły ci nie brakuję, przyznaję. Nic dziwnego, że jesteś faworytem jego cesarskiej mości. Powiedz no, ile dusz ofiarowałeś Lucyferowi, żeby posiąść tak wielką moc? Wasza ekscelencjo, Dantalionie? - zapytał, patrząc na Księcia Piekła.
- Milcz - mruknął Dantalion.
- No przecież, tak jak ja, kiedyś byłeś człowiekiem. I, tak jak ja, wymordowałeś całe setki swoich pobratymców, by stać się demonem. Założę się, że całe może poczerwieniało od krwi twoich ofiar...
- Milcz! - warknął znów Dantalion. Jego źrenice się zmniejszyły i nagle podłoga zniszczyła się, wypiętrzając ogromne kamienie i cała rezydencja zaczęła się walić.
- Niedobrze. Mój pan nie powinien tu rozwijać całej swojej mocy. Przestrzeń może się zakrzywić - oznajmił kozioł.
- Co to znaczy? - zapytała Kotori, patrząc na niego.
- Być może nie będziecie mogli wrócić do domu - odpowiedział.
- Coś ty przed chwilą wybeczał, rogaczu?! - zapytała, ciągnąc go za kozią brodę.
- Może i beczący, lecz wyborny ze mnie służący.
- Nie zmieniaj tematu! Zrób coś! To twój szef, nie? - zapytała, potrząsając go za brodę.
- Bardzo mi przykro, ale z moją rangą nie jestem w stanie ich powstrzymać.
- Szlag! Nie zdzierżę ani chwili dłużej w tym cyrku! Macie nas odesłać do domu, ale już... - powiedziała i nagle w ręku Dantaliona pojawił się ogień, który miał zaraz wystrzelić w Gillesa. Było widać, że ten ogień był o wiele większy i zapewne silniejszy.
- Dantalionie, przestań!!! - krzyknęła głośno Kotori, a Dantalion zatrzymał się. Jego źrenice znów się powiększyły i ogień z jego dłoni, zaczął zanikać.
- Moja... moc... - spojrzał Dantalion na swoją dłoń. - Ty to uczyniłeś? - spojrzał na Kotori.
- A skąd mam wiedzieć? - mruknęła i spojrzała na demona. - Ej, dupku! Wściekaj się ile chcesz, ale najpierw odeślij mnie i Chase do domu! Mam czesne do opłacenia i nie będę tracić czasu na wasze awantury!
- Hoho... - spojrzał Gilles na Kotori i uśmiechnął się. - Bardzo to ciekawe. Niby zwykły śmiertelnik, ale jednak jesteś tym, który wybiera. Zaniosę dobre wieści mojemu panu.
- Gilles de Rais! - krzyknęła Kotori, a ten uśmiechnął się do niej.
- Do zobaczenia! - powiedział i zniknął.
- Znik... - zaczęła, jednak po chwili Dantalion podszedł do niej i złapał ją mocno za rękę.
- Kim ty jesteś?! - zapytał głośno, patrząc na nią.
- Słucham? - zdziwiła się.
- Jakim cudem to zrobiłeś?
- O co ci chodzi?
- Czy ty naprawdę jesteś człowiekiem? - zadał kolejne pytanie, lecz ono bardzo zaskoczyło Kotori...

3 komentarze: