- Jaką sztuczką się posłużył? - zapytała Kotori, stukając w podłogę. - Jest tam jakaś dziura pod spodem?
Kevin nachylił się nad nią i spojrzał na nią swoimi lawendowymi oczami, a jego krótkie, brązowo-fioletowe włosy opadały trochę na oczy.
- Chyba nie zamierza panienka kopać? - zapytał.
- Musi tu być jakaś ukryta piwnica, ale byłoby to bardzo kosztowne... - powiedziała, a potem spojrzała na kamerdynera. - Kevin... Jeśli mnie pamięć nie myli ojciec miał jakiś cenny pierścień..
- Panienko... to... - zaczął, jednak mu przerwała.
- Niemożliwe! Ten pierścień też zabrali? Był w gabinecie ojca... - powiedziała.
- Panienko, Kiro... za wami!
Nagle po prostu obydwie zniknęły z oczu Kevina. Pojawiła się razem z przyjaciółką przed jakimiś drzwiami.
- Gdzie my jesteśmy? - zdziwiła się Kotori, rozglądając się. Wstała z podłogi i otworzyła drzwi, a potem z Kirą weszła do środka. Po chwili usłyszała jakiś głos:
- O proszę, cóż za niecodzienni goście - powiedział demon, ubrany w strój kamerdynera z głową kozy, podchodząc do dziewcząt.
- Koza?! - zdziwiła się. - To jakiś bal maskowy? Ale zaraz bal maskowy w mojej piwnicy? - spojrzała na demona. - To mi się śni! - wywnioskowała.
- I znów doszedł pan do takich banalnych wniosków - powiedział demon.
- Banalnych? - mruknęła Kotori.- Wierzyć mi się nie chce, że te słowa padły pod moim adresem! Moim, wybitnego ucznia Stratford, najlepszego trzeci rok z rzędu! - powiedziała dumnie. - Są jakieś granice bezczelności! Żegnam więc.. Chase idziemy... - powiedziała i złapała przyjaciółkę za dłoń, a potem przeszła przez jakieś drzwi, a to była jadalnia.
Przy ścianie stali inni służący. Spojrzała na nich, jeden z nich był większy od nich o trzy razy.
- Kelner też przebrany? Wczuwają się - mruknęła Kotori, podchodząc do kelnera. - Ciekawe jak wygląda bez kostiumu...
- Szanowny Williamie Twiningu - podszedł do niej demon z głową kozy.
- Skąd mnie znasz? - mruknęła Kotori.
- Miałeś już okazję spotkać naszego pana?
- Pana? - zdziwiła się.
- Tak jest. Jego ekscelencję,"wybitnego Księcia Piekieł" Dantaliona - odpowiedział.
- Dantaliona?! Mówisz o tym pajacu?! - zapytała.
***
W tym samym czasie Dantalion chował się za drzewem przy rezydencji Kotori...
Wcześniej uwolnił się z rąk policji, przekupując ich klejnotami, które wyczarował. Jednak, gdy zniknął im z oczu to sprawił, że one zniknęły...
Przy Dantalionie pojawiły się jego dwa chowańce, były to nietoperze Amon i Mamon. Amon jest czarnym nietoperzem ze złotymi oczami, a Mamon jest biały z niebieskimi oczami.
- Czy wolno zapytać, czemu się tak skradasz, panie? - zapytał Amon.
- Winniśmy uderzyć od frontu i szybko zakończyć sprawę - powiedział Mamon.
- Milczeć, bo zrobię z was szaszłyki! - warknął Dantalion. - Ten kamerdyner mi nie podszedł za bardzo.
Po chwili usłyszał znajomy głos przy swoim uchu.
- Witam - powiedział ktoś męskim głosem. Był to Kevin, który związał Dantaliona liną.
- Ty przeklęty złodziejaszku! Oddawaj mojego panicza natychmiast!
- Kpisz sobie! To ty oddawaj mojego asa w ręka... No Williama! - poprawił potem Dantalion. Po chwili jednak miał zdziwioną minę. - Nie może być... - powiedział, a potem uwolnił się z lin i zniknął.
- Stój! Dokąd to?! - spytał Kevin.
Dantalion pojawił się w piwnicy Kotori przy kręgu.
- Czyżby...
***
Kotori siedziała wraz z Kirą w jadalni i jadły ciasta.
- Dobre! Lepsze niż w domu. Kozia głowa ma łeb na karku! - pochwaliła Kotori, - Jednakże, dlaczego moja piwnica i dom tego pajaca są połączone? - zapytała i potem spojrzała na demona kozła. - Jest tu jakieś tajemne przejście?
- Em... Połączenie pod ziemią? Skądże... - odpowiedział.
- A, jeszcze jedno. Jeśli jesteś jego służącym, to przekaż mu, że ma mnie więcej nie nachodzić. Nie życzę sobie tego - powiedziała, kończąc jeść ciastko.
- Ależ celem mojego pana było właśnie spotkanie z tobą! Choć sytuacja polityczna wciąż pozostaje wielce niestabilna, on i tak...
- Ze mną? - przerwała mu, zadając to pytanie. Po chwili jednak sobie przypomniała o tym, co mówił Dantalion. - Piekło, demony... nie znam się na tym, ale rozumiem, że macie teraz jakieś wybory?
- No... Mówiąc w wielkim uproszczeniu, owszem.
- I usiłujecie mnie przekupić?
- Można tak powiedzieć.
- Jaki to okręg wyborczy?
- Piekielny - odpowiedział, a Kotori złapała się za głowę. - Sądząc po pańskim wyrazie twarzy, nie wierzy mi pan... - powiedział, patrząc na nią. - Obecnie w Piekle jest wiele stronnictw, skupionych wokół jego cesarskiej mości Lucyfera. Frakcjom zaś przewodzą królowie demonów, którzy rywalizują między sobą o pozycję cesarskiego namiestnika.
- Hm, coś jak konserwatyści i liberałowie - powiedziała Kotori. "- Dlaczego, namiestnika? Żaden z nich nie może zostać Cesarzem?" - pomyślała.
- Jego Cesarska mość, wszechpotężny Lucyfer, raz na kilka set lat zapada w sen. Szlachetne demony potrzebują odpoczynku, by móc wieść tak długi żywot - wyjaśnił demon. - Jednakże paniczu, Williamie przebywanie tutaj może nie służyć...
- To daj sobie spokój z łapówką i poślij po powóz. Gdzie my w zasadzie jesteśmy, w Londynie? - zapytała.
- Pan mi naprawdę nie wierzy...
- Wyznaję naukowy światopogląd, nie dam sobie wmówić niczego!
- Może dolewkę, panie Williamie? - zapytał inny demon, który był samym szkieletem jakiejś jaszczurki. Kotori lekko się wystraszyła.
- A, tak, poproszę - odpowiedziała i demon dolał jej herbaty.
- Całkiem realistyczne te stroje - odezwała się do Kiry, która też jadła ciastka. - Dobre, co nie? - uśmiechnęła się.
Po chwili jednak stół został rozwalony, jak i cała rezydencja. Przed nimi pojawił się jakiś mężczyzna o jasno-fioletowych włosach z niebieskimi końcówkami. Włosy miał po lewej stronie głowy, przy klatce piersiowej, a kilka kosmyków włosów było po prawej stronie. Do tego miał grzywkę nad brwiami, a na głowie duży fioletowy kapelusz. Na policzku po lewej stronie miał niebieski znak. Ubrany był w strój szlachcica.
- No... Mówiąc w wielkim uproszczeniu, owszem.
- I usiłujecie mnie przekupić?
- Można tak powiedzieć.
- Jaki to okręg wyborczy?
- Piekielny - odpowiedział, a Kotori złapała się za głowę. - Sądząc po pańskim wyrazie twarzy, nie wierzy mi pan... - powiedział, patrząc na nią. - Obecnie w Piekle jest wiele stronnictw, skupionych wokół jego cesarskiej mości Lucyfera. Frakcjom zaś przewodzą królowie demonów, którzy rywalizują między sobą o pozycję cesarskiego namiestnika.
- Hm, coś jak konserwatyści i liberałowie - powiedziała Kotori. "- Dlaczego, namiestnika? Żaden z nich nie może zostać Cesarzem?" - pomyślała.
- Jego Cesarska mość, wszechpotężny Lucyfer, raz na kilka set lat zapada w sen. Szlachetne demony potrzebują odpoczynku, by móc wieść tak długi żywot - wyjaśnił demon. - Jednakże paniczu, Williamie przebywanie tutaj może nie służyć...
- To daj sobie spokój z łapówką i poślij po powóz. Gdzie my w zasadzie jesteśmy, w Londynie? - zapytała.
- Pan mi naprawdę nie wierzy...
- Wyznaję naukowy światopogląd, nie dam sobie wmówić niczego!
- Może dolewkę, panie Williamie? - zapytał inny demon, który był samym szkieletem jakiejś jaszczurki. Kotori lekko się wystraszyła.
- A, tak, poproszę - odpowiedziała i demon dolał jej herbaty.
- Całkiem realistyczne te stroje - odezwała się do Kiry, która też jadła ciastka. - Dobre, co nie? - uśmiechnęła się.
Po chwili jednak stół został rozwalony, jak i cała rezydencja. Przed nimi pojawił się jakiś mężczyzna o jasno-fioletowych włosach z niebieskimi końcówkami. Włosy miał po lewej stronie głowy, przy klatce piersiowej, a kilka kosmyków włosów było po prawej stronie. Do tego miał grzywkę nad brwiami, a na głowie duży fioletowy kapelusz. Na policzku po lewej stronie miał niebieski znak. Ubrany był w strój szlachcica.
- Dobry wieczór! Proszę wybaczyć najście... - powiedział nowo przybyły z uśmiechem.
Ah, tyle się wydarzyło a Kotori nadal nie wierzy xdd
OdpowiedzUsuń