- Hej tam! Pani wróciła na włości! - krzyknęła. - Kevin?!
Po chwili Kotori usłyszała znajomy głos jej kamerdynera, Kevina:
- Panienko Kotori, kiedy panienka przybyła? - zapytał, a dziewczyna się odwróciła. Spojrzała na niego.
- Mogłeś po nas wyjść! Wiesz jak długo wlokłyśmy się od bramy wjazdowej?!
- Może nie Kira... ale panienka powinna popracować nad kondycją.
- Milcz! Do diabła z kondycją i tak jestem wybitna! Mój mózg kwalifikuje się na skarb narodowy! - powiedziała Kotori, a potem się zdziwiła. - Chwila... twój strój... Co ty robisz w polu?! Przecież jako kamerdyner powinieneś służyć w rezydencji!
- Tam nie dzieje się za dobrze...
- Słucham?
- Wujowi panienki, lordowi Bartonowi nie powiodło się w interesach i skrachował.
- Że co? - zapytała, zaskoczona Kotori, a potem złapała się za głowę. - A nie źle zrachował?
- Nie, skrachował, na pewno, już nie ma co rachować - odpowiedział Kevin. - Lord Barton miał w pieczy majątek rodzinny po śmierci ojca panienki...
- A to oznacza, że... - zaczęła Kotori. - Chodź Kira! - powiedziała, a potem wbiegła z przyjaciółką do rezydencji i otworzyła drzwi. Na korytarzu nic nie było.
- Kira... to straszne... pewnie moi przodkowie się w grobach przewracają... - spojrzała na przyjaciółkę smutnym wzrokiem. Kevin podszedł do nich.
- Komornicy zabrali to i owo. Zostaliśmy z niczym. Na szczęście rezydencja się ostała... Chciałem zadbać o coś do jedzenia na wasz powrót... Nie jestem ogrodnikiem, ale jakoś mi ta uprawa idzie - powiedział Kevin z uśmiechem, patrząc na Kirę i Kotori.
- Moja świetlana przyszłość... - westchnęła Kotori. - Dlaczego do tego doszło?
- Panienka mnie w ogóle nie słucha? - westchnął Kevin, ale nie dziwiło go to. Cztery lata temu, rodzice Kotori zginęli w wypadku. Majątek Twiningów, jednej z najpotężniejszych rodzin w kraju, stał się łakomym kąskiem dla wszelkiej maści krewnych i znajomych. Kotori, dziecko pozbawione wszystkiego była wtedy całkiem bezsilna. Wtedy wuj Barton stanął po jej stronie...
- A co z wujem? - odwróciła się i spojrzała na Kevina.
- Zniknął, ale znając go, raczej nic mu nie jest - odpowiedział kamerdyner.
- No tak... pewnie masz rację - westchnęła. - A reszta służby?
- Wszyscy poza mną zostali odprawieni.
- No tak, przecież nie jestem już w stanie ich opłacać... więc ty też... - zaczęła, jednak Kevin jej przerwał.
- Ja się nigdzie nie wybieram. Cecilowie służyli rodzinie Twiningów od pokoleń - powiedział i złapał za dłoń Kotori. - Zostanę więc przy panience do końca.
- Kevin... wybacz mi.
- Ależ skąd. Poza tym stawiam na wybitną inteligencję panienki. Proszę zostać politykiem, przyjąć dużo łapówek i zbić fortunę - powiedział Kevin z uśmiechem.
- Co ja jestem, koń wyścigowy? - mruknęła. - Ach! Żarty na bok, sytuacja jest poważna! Czesne! Jeśli do końca wakacji nie zapłacę 150 tysięcy funtów to skreślą mnie z listy uczniów! - powiedziała i wbiegła do pierwszego, lepszego pokoju i zaczęła go przeszukiwać.
- Szlag! Nie ma tu czegoś użytecznego, co dałoby się sprzedać?! - powiedziała, przeszukując dalej. Jednak w tym pokoju nic nie znalazła.
"- Jeśli wyleją mnie przez nieuiszczone czesne, cały ród Twiningów razem z potomkami umrze ze wstydu! A mój ojciec zapadnie się pod ziemie jeszcze głębiej" - pomyślała. Zauważyła, że w tym pokoju również jest Kira i Kevin. Kotori podeszła do nich.
- A właśnie, Kevinie. Ojciec nie mówił ci o żadnych ukrytych sejfach? Sekretnych drzwiach... albo czymś takim? - zapytała.
- Sekretnych drzwiach? - zdziwił się Kevin. - Prawdę mówiąc... tak. Chodźcie - powiedział. Zszedł z dziewczynami do piwnicy, trzymając lampion, który oświetlał drogę. Zatrzymali się przed drzwiami.
- Co to? - zapytała Kotori.
- Zakazany pokój, możny by rzec - odpowiedział Kevin.- Dziwnym trafem, tylko do niego nie mam kluczy. Ojciec panienki zawsze nosił je przy sobie.
- Podejrzane... - powiedziała i dotknęła drzwi dłonią.
- Co panienka zamierza zrobić?
- No skoro nie mamy kluczy, trzeba tam wejść razem z drzwiami.
- Ależ panienko!
Kotori trochę się cofnęła, a potem skoczyła na drzwi i je rozwaliła. Upadła na podłogę.
Kira i Kevin od razu potem weszli do środka.
- Żesz to, te drzwi są z papieru, czy jak?
- Co też panienka wyprawia... - westchnął Kevin, a potem spojrzał na jej dłoń. - O proszę, krew!
- To nic takiego - powiedziała Kotori, podnosząc rękę. Krople krwi kapały na podłogę i nagle, krąg namalowany na podłodze zaświecił się. Pojawił się przed nimi jakiś mężczyzna o czarnych włosach, ubrany w dziwny strój.
- Ileż to lat czekałem... lecz w końcu cię odnalazłem - odezwał się.
- Coś ty za jeden? Co robisz w moim domu?! - zapytała Kotori.
- Raduj się! Oto wielki ja raczyłem tu przybyć byś mógł mnie wybrać. Zwą mnie Dantalion! Jestem wielkim Księciem i dowódcą trzydziestu sześciu zastępów piekielnych oraz pretendentem do tronu władcy Piekieł! - odpowiedział.
***
Kotori wraz z Kirą siedziały na kanapie w salonie, a Kevin stał obok nich.
- W skrócie... - zaczęła Kotori. - Król Salomon, który zniewolił siedemdziesiąt dwa demony filarów i zamknął je w garnku, jest moim przodkiem?
- W rzeczy samej - odpowiedział Dantalion. - Potężną magią, którą władał Salomon, została doceniona i przyznano mu prawo wyboru następnego władcy Piekieł. Tym samym stał się równy królowi demonów.
- Chcesz być władcą Piekieł? Czyli co, zostaniesz szefem złych kolesi? - zapytała Kotori, pijąc herbatę. - Ja biblię nie za bardzo kojarzę, to coś z nowego testamentu?
- Ze starego panie... znaczy paniczu - poprawił Kevin, w końcu wcześniej Dantalion mówił o Kotori jako "on". Skoro Kotori nie zdjęła jeszcze zaklęcia i uważa ten demon, że jest facetem to Kevin musi też tak uważać.
- Ludzie! Plemię głupców! - powiedział wściekle Dantalion, miotając się, w końcu był związany linami. - Gdybyś nie był tym, który wybiera, natychmiast pozbawiłbym cię duszy!
- Milcz intruzie - powiedziała Kotori.
- Słuchaj mnie uważnie, ludzki pomiocie! Jak tu na ziemi, tak i w czeluściach piekielnych istnieje stan, który zwiecie szlachtą. Jest więc cesarz, który włada całym Piekłem. Pod nim zaś służy siedmiu królów demonów. Następnie jest czternastu wielkich książąt, dwudziestu ośmiu markizów, a potem jeszcze hrabiowie, baronowie... Ten, który wybiera został wyznaczony przez samego Cesarza. Tylko on, wraz z królami demonów, ma prawo wskazać kolejnego Władcę Piekieł. I to właśnie w tobie płynie krew tego, który wybiera - wyjaśnił Dantalion.
- No proszę, czyli mogę sobie wybrać następnego Cesarza Piekieł.
- Cesarz pogrążony jest w długim śnie. I potrzebny jest król, który będzie sprawował pieczę nad światem demonów zamiast niego. Dlatego my, pretendenci, szukaliśmy cię przez cały ten czas - wyjaśnił. - Zwą cię Williamem, tak? - zapytał. - Dalej nie wahaj się, wybierz mnie, a w zamian sprawię, że będziesz... - zaczął, jednak Kotori mu przerwała.
- I stąd to całe zawracanie głowy? - uśmiechnęła się, przechylając lekko głowę w bok.
Po chwili do pokoju weszła policja i wzięli Dantaliona.
- Jak to? - zdziwił się Dantalion. - Ejże! Co to ma znaczyć?!
- Co za farmazony. Naprawdę myślałeś, że uwierzę w historyjkę o Salomonie w Piekle? - mruknęła Kotori, wstając z kanapy. - Nędzny krętacz.
- Słucham?!
- Proszę wybaczyć. Mój panicz twardo stąpa po ziemi i bardzo ceni osiągnięcia współczesnej nauki - wyjaśnił Kevin, uśmiechając się do Dantaliona.
- Na tym świecie nie ma zjawisk, których nie dałoby się racjonalnie wyjaśnić. Jaka szkoda. Myślałem, że znajdę coś, co da się sprzedać, a tu taki bezużyteczny chłam - powiedziała Kotori.
- Jak śmiesz... Schwytałeś Dantaliona, wielkiego Księcia Piekieł, i twierdzisz, że jest bezużyteczny? - zapytał wściekle Dantalion.
- Właśnie tak. Jedyne, co by mi się przydało, to czesne na następny semestr - odpowiedziała.
- Słuchaj co do ciebie móó... - Dantalion nie zdążył dokończyć, ponieważ policjanci go zaczęli ciągnąć za sznur i zabrali go z rezydencji.
- Dobra, musimy wrócić do tamtego pomieszczenia - powiedziała Kotori, a potem złapała Kirę za dłoń i poszła z nią, z powrotem do piwnicy, a Kevin z nimi.
Haha wyprowadzili demona w linach xdd
OdpowiedzUsuń