poniedziałek, 27 czerwca 2016

Rozdział 11. - Morgiana

Po chwili Kira pierwsza rzuciła się na pastora. Dantalion miał jej pomóc, jednak gdy zobaczył, że sobie radzi to się uśmiechnął.
- Nie ma rangi tak jak Gilles, ale jest tak samo silna jak on. Gilles dorównuje szlachcie Piekła i ona też. Powinna nie mieć problemu z zabiciem hrabiego. No Sytrego nie dałaby rady, bo on jest równy rangi księcia. Jednak inne szlacheckie rangi są też wysokie - powiedział Dantalion. - Kira jest silna.
- Wszystko fajnie... Ale ty się do niej i tak kleisz. Czy ty... - zaczęła, jednak po chwili przyszła Kira z Sytrym, który był już w swojej ludzkiej formie.
- Sytry! - powiedziała Kotori przerażona, widząc stan demona. Sytry puścił się Kiry i wpadł w ramiona Kotori.
- Sytry... - szepnęła i łzy stanęły w jej oczach, przytulając go do siebie.
- W-William - wyjąkał Sytry i spojrzał na Kotori. Po chwili syknął z bólu. Wtulił się mocniej w Kotori.
- Już, spokojnie. Przestanie niedługo boleć, wytrzymasz - powiedziała głaszcząc go po głowie. Wiedziała, że jako demon rany mu się do jutra wyleczą. Jednak musi trochę jeszcze pocierpieć.
- W-William - wyjąkał Sytry patrząc na Kotori. Wtulił się w nią i po chwili syknął z bólu.
Po chwili pastor Crosby wyszedł z kościoła, chyba cudem pozbierał się po ataku Kiry i wyciągnął krzyż przed siebie. Powiedział jakieś słowa i wtedy wystrzelił wiązki światła w stronę Kotori i Sytrego. Jednak Dantalion pojawił się przed nimi i wytworzył tarczę, dzięki której w nich nie trafiło.
- Te, pastorku - powiedział Dantalion i wyminął Kirę podchodząc bliżej kościoła. - Od kiedy to święci słudzy człowieka podnoszą rękę na bezbronnych ludzi?
- Co prawda jest człowiekiem, ale ma prawo wybrać namiestnika i jest mocno związany z Lucyferem. Nie mogę go tak po prostu zostawić - powiedział pastor Crosby patrząc na niego. - Jesteśmy sługami Boga, jego reprezentantami, których obdarzył siłami do wypędzania zła. I na mocy tego danego mi autorytetu rozprawię się z tym, który wybiera.
- Mijają kolejne epoki, a wy wciąż jesteście tacy sami. Ludzie. Głupsi i bardziej egoistyczni niż my, demony. Niech będzie. Zajmę się tobą. Nie dbam o to, co myślisz. Nie pozwolę by potomkowi Salomona, coś się stało.
- Ty plugawy demonie!
- O, chciałbyś, ale kiedyś byłem taki sam jak ty - powiedział Dantalion i po chwili był tuż przy twarzy pastora. Demon spojrzał mu w oczy. - Te oczy, podobają mi się. Oczy przebiegłego nikczemnika. Przypominasz mi mnie samego z dawnych lat - powiedział z psychopatycznym uśmiechem i użył swojej mocy. Pastora odrzuciło na ziemię, niszcząc kolejną część kościoła. Dantalion wszedł do środka, podszedł do niego i złapał go za szyję, a potem podniósł ściskając go za nią.
- Wszyscy zawsze kończycie tak samo. A szkoda. Gdyby Watykan oraz kościoły protestanckie i anglikańskie połączyły siły, może byście mieli szansę coś wskórać przeciw nam - powiedział patrząc na pastora. - Splugawię twą duszę i wyślę Cię do tego ohydnego miejsca, którego wy, klechy, tak bardzo nie znosicie. Będzie z ciebie pierwszorzędny demon - uśmiechnął się psychopatycznie i mocniej ścisnął za jego gardło. Wtedy Kotori weszła do kościoła.
- Dantalionie, przestań! - krzyknęła.
- Nie nakładaj na mnie więzów... - mruknął demon. - Twoje słowa mają nade mną moc. Dlatego... Nie powstrzymuj mnie, Williamie!
- Nie wolno Ci! - krzyknęła znów, a Dantalion puścił pastora, który upadł na ziemię. - Jeśli ktoś znajdzie tu zwłoki, podejrzenie padnie natychmiast na nas! Nie pogarszaj naszej sytuacji jeszcze bardziej! Jestem człowiekiem i obowiązują mnie prawa ludzi!
- Skoro zamierzasz mnie powstrzymywać, najpierw we mnie uwierz - powiedział i podszedł do niej. - Nie uciekaj ode mnie. Czegokolwiek byś nie zrobił, świat demonów zawsze będzie obok ciebie. Czy tego chcesz czy nie - westchnął i oparł swoje czoło o czoło Kotori, a ona się zdziwiła. - Nie odrzucaj mnie. Więzy, które na mnie nałożyłeś są wieczne - powiedział i po chwili pastor zniknął. A w powietrzu latały czarne pióra.
- Uciekł. Niedługo przyślą za nami pościg - powiedział odsuwając się od niej. - Oni nie odpuszczają tak łatwo.
- Jakby się zastanowić to wszystko w zasadzie twoja wina - mruknęła Kotori.
- Williamie... Wydaj mi rozkaz... - powiedział i ukląkł przed nią, a potem złapał za dłoń. - Bym cię chronił - skończył i pocałował jej dłoń. - Nie musisz mi ufać, a nawet wierzyć w świat demonów...
- Żreć mi się chce - mruknęła, zarumieniona. - Życzę sobie ciasta od Baphometa - powiedziała i spojrzała na demona. - Nie mogę was tak po prostu zostawić, gdy robicie co wam się podoba. Zadaniem człowieka nauki jest zrozumienie zjawisk, które wydają się paranormalne. Nie drwij sobie z realistów! - uśmiechnęła się.
- Czy to oznacza, że mogę przy tobie być? - zapytał, a Kotori się zarumieniła.
- Zamilcz! Chodziło mi tylko o to, że nie będę wam całkiem zaprzeczał - powiedziała, a potem wyszła z nim, z kościoła. Podeszła do Sytrego i Kiry. Dzięki mocy Dantaliona pojawili się w pokoju Sytrego.
- Sytry sobie poradzi, jutro będzie zdrowy - powiedział Dantalion i poklepał lekko Kotori po ramieniu z uśmiechem.
- Mam nadzieję - westchnęła. Potem pożegnali się z Sytrym i wyszli z pokoju.
- Kira... - spojrzał Dantalion na przyjaciółkę Kotori. - Wiesz, zaimponowałaś mi tymi swoimi umiejętnościami. Nie masz rangi jak Gilles, a jesteś silna jak on. Może nawet niedługo zabijesz jakiegoś szlachcica i zdobędzie rangę. Oby tak dalej - uśmiechnął się do niej czarująco.
- Zamiast jej słodzić, podrywać i tak dalej. Weź się w garść i powiedz, że ją kochasz, bo na te twoje starania nie mogę już patrzeć - mruknęła Kotori.
- Ale ja nie... - zaczął Dantalion zarumieniony po uszy, jednak Kotori mu przerwała.
- Nawet nie protestujesz - uśmiechnęła się Kotori wrednie, bo mu przerwała specjalnie.
- William! - powiedział głośno, a na jego twarzy nadal widniały rumieńce. Kotori pokazała mu język.
- Bierz ją, póki Ci pozwalam - uśmiechnęła się, a potem weszła do swojego pokoju, gdy do niego doszli.
Podeszła do szafy i wyjęła piżamę. Potem przebrała się, położyła na łóżku i usnęła. Jednak w nocy nie za bardzo mogła spać. W końcu, gdy wbiła 3 w nocy to dziewczyna pomyślała o Sytrym. Martwiła się o niego, mimo, że to demon.
- Dobra, zajrzę tylko do niego na chwilę... - powiedziała, a potem wstała z łóżka. Wyszła po cichu ze swojego pokoju. Wiedziała, że łamie zasady chodząc o tej porze po internacie, ale pokusa była większa. Doszła do pokoju Sytrego i lekko uchyliła drzwi. Weszła do środka. i zamknęła drzwi za sobą. Zobaczyła jak Sytry cierpi z bólu i przekręca się na łóżku. Widocznie dopiero wszystkie rany zaczynają się regenerować.
- Sytry... - szepnęła i podeszła do jego łóżka. Po chwili Sytry zatrzymał się w jednej pozycji, a dokładniej na plecach.
- Dobra, wyjdzie z tego - szepnęła i odwróciła się. Miała już wychodzić, jednak poczuła, że ktoś łapie ją za dłoń.
- Nie ładnie tak łamać zasady - powiedział Sytry. - Martwiłeś się o mnie?
- N-Nie - wyjąkała Kotori zarumieniona.
- Jakby tak nie było to byś tutaj nie przyszedł - powiedział i pociągnął ją za dłoń w swoją stronę, a ta się odwróciła i przez przypadek upadła na Sytrego, który siedział na łóżku.
- Sytry... - spojrzała na niego zarumieniona.
- Śpij ze mną... Wiesz jak cię ktoś zobaczy, jak wychodzisz z pokoju młodszego rocznika to możesz mieć przechlapane jako prefekt.
- W sumie masz rację - mruknęła, a potem zeszła z niego i położyła się obok. Na szczęście łóżko jest tak duże, że mogą się spokojnie zmieścić dwie osoby. Kotori odwróciła się do niego plecami i przykryła kołdrą.
- D-Dobranoc... - wyjąkała, a po chwili zamknęła oczy i próbowała usnąć. Po kilku minutach przekręciła się na drugi bok i wtedy lekko otworzyła swoje oczy i zobaczyła przed sobą Sytrego, była blisko jego twarzy. Na jej twarzy pojawiły się rumieńce, a chłopak w ogóle nie spał.
- William... - spojrzał na nią. - Wiesz leżę tu przed tobą, a mimo to zaprzeczasz mojemu istnieniu. Czy wydaję ci się, że jestem iluzją? - zapytał, a potem wyjął dłoń spod kołdry. Położył dłoń na policzku Kotori. - Mogę Cię dotknąć... Czy wobec tego jestem tylko snem?
- Sytry... - powiedziała i zrobiła się cała czerwona na twarzy. - A no tak... Ty nic nie wiesz. Powiedziałem Dantalionowi, że nie będę już zaprzeczać waszemu istnieniu - lekko się uśmiechnęła, a potem odwróciła się do niego plecami zawstydzona.
- Cieszy mnie to - powiedział Sytry z uśmiechem i przysunął się trochę do niej, a potem pogłaskał po głowie. - Wiesz... Czasem mam wrażenie, że nie jesteś facetem... - szepnął.
- O-Oczywiście, że jestem nim w stu procentach! - wyjąkała, oczywiście skłamała, a Sytry przytulił się do niej od tyłu.
- To czemu się rumienisz jak cnotka, gdy cię w taki typu sposób dotknę? - zapytał. - Chyba, że jesteś gejem... Poza tym możesz jak Kira ukrywać swoją płeć...
- N-Nie j-jestem g-gejem, po prostu to jest zawstydzające... I nie korzystam z żadnej m-magii... - wyjąkała.
- I tak w końcu sam się tego dowiem, czy kłamiesz, czy nie - powiedział Sytry i odsunął się od niej, a potem odwrócił się do niej plecami. Obydwoje usnęli... Spali spokojnie do czasu, gdy z samego rana usłyszeli huk. Kotori pierwsza wstała z łóżka i wybiegła z pokoju Sytrego. Dobiegła do miejsca zdarzenia. Zobaczyła tam Kirę oraz trzech uczniów, którzy stali przy rozbitej szybie. Po chwili zaczęli się kłócić o to, kto to zrobił, a Kira ich próbowała uspokoić.
- Chase... Co tu się stało? - spojrzała na przyjaciółkę podchodząc do niej. Po chwili przyszła do nich starsza kobieta, była to opiekunka domu św. Jana, Maria Mollins. Wyglądała na około 30-40 lat.
- Kto zbił szybę? - zapytała opiekunka. Jednak nikt nie odpowiedział. - Rozumiem. W takim razie osobiście przekażę dyrektorowi, kto jest sprawcą - uśmiechnęła się. - A właściwie to chciałabym to zrobić, ale najpierw trzeba się zająć waszymi ranami. Przyprowadźcie go potem do mojego gabinetu! - spojrzała na sprawców, a potem na Kirę i Kotori. - Twining i Raincrown dopilnujcie reszty - powiedziała, zabierając skaleczonego ucznia.
- Dwadzieścia linijek po łacinie, jeden i drugi! - powiedziała głośno Kotori, patrząc na pozostałą dwójkę. Potem Kotori poszła do swojego pokoju i przebrała się w mundurek. Od razu po tym wyszła i poszła z Kirą do biblioteki. Jakiś uczeń powiedział, że pastor Crosby ponoć trafił do szpitala. Demony oraz przyjaciółki jakoś to wcale nie zdziwiło.
- Biorąc pod uwagę, w jakim był stanie, raczej nie wróci tu prędko - mruknął Dantalion.
- Mimo wszystko ani trochę nie jest dobrze - westchnęła Kotori. - W tym kraju tylko członkowie kościoła Anglii mogą obejmować urzędy publiczne! - mruknęła.
- A właśnie Baphomet przysłał coś dla ciebie - uśmiechnął się.
Po chwili do biblioteki wszedł nauczyciel.
- Moi drodzy, wielebny Crosby musiał się udać na zwolnienie z powodów zdrowotnych. W tym czasie zastąpi go inny pastor, którego pragnę wam przedstawić - powiedział nauczyciel i wszedł nowy pastor.
- Miło mi was poznać. Od dziś będę pełnić obowiązki ojca Crosby'ego. Nazywam się Kevin Cecil - przedstawił się kamerdyner Kotori, ubrany w ubranie duchownego.
- Kevin?! - zdziwiła się Kotori.
*** 
Kotori wraz z Kirą siedziały w kościele. Mszę odprawiał Kevin.
- Zupełnie jakby się urodził do roli pastora - mruknęła Kotori w stronę Kiry. - Musimy się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi...
Po mszy, gdy Kotori i Kira wyszły z kościoła to zatrzymały się i czekały aż inni uczniowie wyjdą. Potem wyszedł Kevin.
- Nie wiedziałam, że zostałeś poświęcony - mruknęła Kotori, patrząc na niego.
- Panienko... i Kira... - spojrzał Kevin na dziewczyny. - Moja matka pochodzi z rodziny pastorów i jakiś czas temu poinformowała mnie, że poszukują tutaj nowego pastora. Pierwotnie głową mojego rodu miał zostać brat, ale zginął w wojnie Krymskiej - wyjaśnił. - Zostawmy to, mam do panienki prośbę - spojrzał na Kotori. - Tutaj jestem po prostu pastorem Cecilem. Lepiej żebyśmy nie rozmawiali na prywatne tematy - powiedział i odszedł, a Kira z Kotori poszły do akademika. Obydwie poszły do pokoju wspólnego. Kotori usiadła zrezygnowana na kanapie.
- Masakra... - mruknęła. - Nawet mi nic nie powiedział... Mimo wszystko, że jest tym pastorem to nie powinien tak mówić... Zawsze był przy mnie od dziecka i nigdy tak by do mnie nie powiedział... - westchnęła. - Zazdroszczę ci, że nie masz takich problemów - spojrzała na Kirę.

9 komentarzy:

  1. No nieee.... mówiłaś że masz harem oszustka xdd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak XD Ale Camio i Gilgamesha jeszcze nie ma XD A Sytry sam się podwala do niej, no to jak w haremie. Przecie faceci są zakochani w głównej bohaterce. XD

      Usuń
    2. No w sumie racja sprężaj się tam i niech się pojawią Camio i Gilgamesha xdd jestem zazdrosna xdd

      Usuń
    3. I co z tego? XD I tak Kotori będzie z Sytrym pfff XD

      Usuń
    4. Coś ci chyba wcześniej pisałam na privie xdd chciałabyś xdd

      Usuń
    5. Które ja czytam xdd wsadzę ci nos w brudne skarpety lucyfera xdd

      Usuń
    6. No i co? xdd Lucyfer nie nosi skarpet XDD

      Usuń
    7. A skąd wiesz sprawdzałaś xdd

      Usuń