Nie była specjalnie chętna do przerwania walki, ale na polecenie Dantaliona, ona i Sytry wycofali się. Chłopak pojawił się obok Kotori, Kira trzymała na uboczu, obserwując dalsze poczynania bruneta. To było po prostu niesamowite jak jednym atakiem potrafił unicestwić ponad setkę demonów. Rudowłosa poczuła lekkie ukłucie zazdrości z tego powodu, ale stanowiło to dla niej też pewnego rodzaju motywację. Usłyszała słowa Sytrego i mimowolnie zwróciła się w jego stronę z widocznie zaskoczonym wyrazem twarzy.
-Jest aż tak silny? Szlag, no to całe szczęście, że jest po tej samej stronie - wyszeptała, opierając się na łuku. Odwróciła wzrok dosłownie na chwilę, a kiedy przeniosła go z powrotem na Dantaliona. Ktoś utworzył nad nim barierę. Jego moc zanikała. Wyprostowała się, rozglądając w poszukiwaniu sprawcy, ale nikogo nie dostrzegła. Nikogo nawet nie wyczuła w pobliżu, poza wciąż pojawiającymi się demonami.
-Nikt nie powiedział, że to musi być jakiś tam wysłannik kościoła, Sytry. Mam wrażenie, że za tym stoi coś więcej - błyskawicznie uskoczyła przed wybuchem spowodowanym uwolnioną przez bruneta mocą. Stracił nad sobą kontrolę. Cholera wie co ten ktoś chciał uzyskać przez tę barierę, ale jedynie pogorszył sytuację. Jego moc już wcześniej była ona przeogromna. Teraz miała wrażenie, że cały czas rośnie. Uwalniał jej więcej i więcej. Unicestwiał wszystkie demony, jakie się tylko pojawiły. Stało się coś, czego obawiała się najbardziej. W szale zwrócił się przeciwko nim. Odrzucił boleśnie Sytrego, Kotori chwycił za gardło i uniósł do góry.
-Przestań! - wrzasnęła przerażona sytuacją. Ciężko zachować spokój w sytuacji, gdy demon prawdopodobnie przerastający potęgą czterech piekielnych władców, w dodatku w szale walki, zaczyna atakować przyjaciół. Znikąd pojawił się Camio. Nie była pewna, co właściwie zrobił, ale udało mu się uspokoić rozszalałego księcia. Pierwsze co chciała upewnić się, że Kotori nic się nie stało. Widząc jej uśmiech, odetchnęła z wielką ulgą. Spojrzała teraz na Dantaliona. Ostrożnie zbliżyła się do niego i przechyliła głowę, spoglądając na jego twarz.
-Dantalion…? W porządku…? - zapytała z troską. Widząc jego przygaszone, przejęte spojrzenie i uniesioną rękę, która drżała, wyraźnie posmutniała. Odezwała się jeszcze raz, obejmując jego dłoń swoją i stając przed nim. W końcu spojrzał na nią, a ona uśmiechnęła się.
-Wiem, że to nie była Twoja wina. Gdyby nie ta szumowina, która stworzyła barierę, nie straciłbyś nad sobą kontroli - przerwała, stając na palcach i obejmując go mocno. -Nie smuć się, proszę. Nie mogę znieść, kiedy tak cenna dla mojego serca osoba cierpi - uniosła dłoń, wplatając ją w ciemne kosmyki swojej upatrzonej sympatii.
Czas mijał, a nieprzyjemne wydarzenia, które miały miejsce, powoli odchodziły w zapomnienie. Siedziała razem z Kotori, rozmawiając. Jej uwaga w pewnym momencie skupiła się na Eliocie Edenie. Z jakiegoś powodu nie chodził przez dłuższy czas do ich szkoły. Kira również spojrzała w jego stronę. W tym chłopaku było coś, co spowodowało w niej niepokój. Nigdy wcześniej nie miała takiej sytuacji, że po spojrzeniu na kogoś, pierwszą chęcią z nim związaną było pozbycie się go. Chociaż nie. Był jeszcze Baalberith. Przeniosła wzrok na Sytrego. Tłumaczył Kotori kim jest Eliot. Ten jakby wiedział, że znalazł się w ich centrum uwagi, podszedł i zagadał do jej przyjaciółki. A dokładniej wypowiedział jej wojnę, twierdząc że następny egzamin zda lepiej od niej. Kiedy tylko się odwrócił i odszedł, spojrzała na przyjaciółkę z grymaśnym uśmiechem.
-Na Twoim miejscu nie przejmowałabym się takim gadaniem. Jeżeli naprawdę uważa, że ktoś może Cię prześcignąć w wynikach z testów, jest po prostu szaleńcem - pomachała nonszalancko dłonią. Dla niej samej miejsce w rankingu ocen nie miało aż takiego znaczenia, bo i tak trzymała się tuż za Kotori. Czy uczyła się więcej, czy mniej. Zainteresowała się słowami Sytrego.
-Jeżeli faktycznie ma związek z niebiosami albo przynajmniej jest powiązany z ostatnimi wydarzeniami, dla mnie już jest skreślony - mruknęła, opuszczając dłoń. Zaczęła stukać palcem o trzymają na kolanach książkę. Kotori opuściła pomieszczenie. Pewnie poszła się uczyć. Dziewczyna wzruszyła ramionami. Na jej miejscu odczekałaby aż ochłonie po słowach Eliota. Nauka w stresie rzadko kiedy przynosi dobre rezultaty, ale skoro to Kotori, może powinna okazać trochę więcej wiary. W końcu to istny geniusz.
Nadszedł czas kolejnego egzaminu. Potem dostali wyniki. Nie przejęła się zbytnio faktem, że Eliot ma o trzy punkty więcej od niej. Trzecie miejsce w topce też wydawało się w porządku.
-Mój błąd - odparła do Kotori. Następny egzamin był z łaciny. Uczniowie usiedli w ławkach, dostali arkusze i wkrótce zaczęli pisać. W trakcie pisania zerknęła na Kotori, która zmazywała coś ze swojej ławki. Niestety nauczyciel to zauważył, a dziewczyna dostała karę izolatki za rzekome oszustwo. Kira wiedziała, że to jedna wielka bujda. Kotori nigdy nie posunęłaby się do tak niskopoziomowego działania jak ściąganie. Ktoś musiał ją w to wrobić.
Po egzaminach zgadała się z resztą w tej sprawie, w tym z przewodniczącym. Poszła razem z Camio do izolatki, gdzie Kotori przesiadywała na czas swojej kary. Między innymi chcieli podnieść ją na duchu i dowiedzieć się czy ma jakieś podejrzenia kto mógłby to zrobić. Mogliby trochę powęszyć. Niestety nic nie wiedziała. Trudno. Tak czy siak zrobią wszystko, żeby ją stamtąd wyciągnąć. Poza tym domyślała się tego, kto maczał palce w tej sprawie. W końcu kto do niedawna szczycił się, że dokona niemożliwego i przebije Kotori w wynikach? Właśnie. Kto ma aurę związanego z niebiosami pachoła? Tak jest. Eliot.
Sąd odbywał się w kościele. Kotori stała w miejscu, w którym nigdy nie powinna była się znaleźć. Miejscu osoby oskarżonej. Oczywiście nie przyznała się do winy, kiedy sędzia zaczął zadawać jej pytania. W końcu nie była niczemu winna. Coś jednak było nie tak. Atmosfera stawała się strasznie dziwna. Ona, Sytry, Kotori i Eliot zostali przeniesieni do przecudacznego miejsca. Grunt pod nimi oraz sufit przypominały szachownicę.
-Więc to jednak Ty Eliot.. - mruknęła pod nosem. Nie wsłuchała się dokładnie w wypowiadane przez niego słowa, bo starała się nawiązać wzrokowe porozumienie z Sytrym. Sukces. Oboje w tym samym momencie przybrali formy demonów i zaatakowali Eliota. Upadł na ziemię, a na jego plecach pojawiły się skrzydła. Po chwili podniósł się, dobywając złotego, zdobionego ostrza. Wzbił się w powietrze. Na sam widok tego miecza domyślili się tego, z kim mają do czynienia. Równie dobrze wiedzieli, że w tym starciu nie mają większych szans. Nie było z nimi Dantaliona ani Camio. Oni mogliby się z nim mierzyć, bez dwóch zdań. Eliot podleciał do Kotori, wzbijając się razem z nią w powietrze. Jak na anioła przystało, strasznie się wywyższał. Cholera jasna, nienawidzę tych przeklętych gołębi. Pewnego dnia oskubię je wszystkie jak kurczaki do rosołu.
-Kotori! - obserwowała jak Michael puszcza dziewczynę, zawieszając ją w powietrzu i wymierza w nią swoim mieczem. Wyskoczyła w jego stronę, uderzając w anioła. Potem chwyciła za materiał ubrania, ciskając nim w dal.
-W porządku? - złapała Kotori w ramiona, odstawiając obok Sytrego. -Poświęcę się i spróbuję grać na czas. Jeśli szczęście nam dopisze, może przybędzie wsparcie. Jeśli nie...Sytry, proszę Cię, zrób wszystko, aby ją ochronić - odwróciła się, zamieniając dłonie w długie szpony. Mogą się
przydać. Podeszła do miecza Michaela, który upuścił przy zderzeniu z nią. Ułożyła na nim podeszwę, dociskając go do podłoża.
-Więc, Michaelu...zgaduję, że idę na pierwszy ogień.
-Czy naprawdę Ty uważasz, że możesz się ze mną mierzyć? TY?! - zbliżał się do niej, uśmiechając w ten swój sadystyczny sposób. Kiruś przechyliła rudawą główkę.
-Ja? Mierzyć z Tobą? Niee, skądże. I tak próbowałbyś wymordować każde z nas. Czy to od kogo zaczniesz ma większe znaczenie? - schyliła się, aby sięgnąć po wcześniej przydeptany miecz. Złapała go w dłoń, wyciągając ją przed siebie z ostrzem skierowanym w dół.
-To chyba Twoje. Może Ci się przydać, więc lepiej podejdź tu i odbierz go - anioł zatrzymał się na chwilę, przyglądając jej. Jakby szukał podstępu w jej działaniu. Rudowłosa w końcu westchnęła z rezygnacją, rzucając broń prosto w jego ręce. Przez moment patrzał na nią jak głupi.
-Przestań ze mną igrać… - syknął w jej stronę. Cóż, nie. Im więcej czasu zmarnują na pierdoły takie jak droczenie się ze sobą, tym lepiej. W końcu miała grać na czas. W głębi serca strasznie martwiła się, że ani Camio, ani Dantalion nie przybędą w porę i kiedy już Michael upora się z nią, zdąży skrzywdzić również Kotori oraz Sytrego. Nie przewidywała bowiem, że wyjdzie z tego starcia cało. Właściwie to była gotowa na śmierć. Powolną. Bardzo. Ale przed tym miała zamiar podroczyć się z nim jak nikt nigdy.
-Więc, Michaelu, może pogadamy zanim mnie uśmiercisz? - zapytała, ale anioł najwyraźniej nie był w nastroju do dalszej rozmowy. Podleciał do niej, zamachując się mieczem. Dziewczyna uskoczyła na bok. Zrobiła tak w przypadku kilku kolejnych ataków. Unosiła się w powietrzu. Zaatakował od ją frontu, więc przy pomocy pazurów złapała obie jego ręce za nadgarstki, ale i tak została draśnięta w bok. Uśmiechnęła się, puszczając jedną z rąk. Nagle schyliła się, po czym przerzuciła go za drugą rękę przez ramię, sprawiając że uderzył o podłoże. Ruch zdołał trochę pogłębić wcześniejszą ranę. Starła krew, a następnie rzuciła się aniołowi na plecy. Wystawił zza jednego ze skrzydeł dłoń, formując w niej kulę energii. Trafiła i dość porządnie ją zraniła. Potrzebowała chwili, żeby zwalczyć ból. Wykorzystując ową chwilę bezruchu, użył ostrza, tworząc pokaźną, ciętą ranę przechodzącą przez jej brzuch. Dziewczyna zgięła się w pół. Trafiła ją kolejna kula, odrzucając tak, że zatrzymała się dopiero przed Sytrym oraz Kotori. Choć już z pokaźnym trudem, podniosła się. Przy okazji wypuściła dwie garści piór.
-Mogliby się trochę pospieszyć z tą odsieczą - przechyliła głowę tak, żeby spojrzeć na swoich przyjaciół i uśmiechnęła się nikle. Nie musiała czekać długo aż Michael ponownie przyszykuje się do ataku. W obu dłoniach pojawiły się kule. Jako że stała przed swoimi przyjaciółmi, błyskawicznie przeniosła się do niego. Udało jej się skierować jedną rękę tak, żeby atak trafił zupełnie gdzie indziej, niestety drugi uderzył prosto w nią, stojącą może z pół metra przed nim. Osuwała się na kolana, patrzyła na niego, na jego psychodeliczny uśmiech. Patrzyła do momentu aż wzrok zaczął jej się rozmywać, a jej ciało kompletnie osunęło na glebę. Widok jak kieruje się teraz w stronę Sytrego i Kotori, rozrywał jej serce. Zamknęła oczy, bo choć wszystko stawało się coraz bardziej rozmazane, nie chciała na to patrzeć.
-Jest aż tak silny? Szlag, no to całe szczęście, że jest po tej samej stronie - wyszeptała, opierając się na łuku. Odwróciła wzrok dosłownie na chwilę, a kiedy przeniosła go z powrotem na Dantaliona. Ktoś utworzył nad nim barierę. Jego moc zanikała. Wyprostowała się, rozglądając w poszukiwaniu sprawcy, ale nikogo nie dostrzegła. Nikogo nawet nie wyczuła w pobliżu, poza wciąż pojawiającymi się demonami.
-Nikt nie powiedział, że to musi być jakiś tam wysłannik kościoła, Sytry. Mam wrażenie, że za tym stoi coś więcej - błyskawicznie uskoczyła przed wybuchem spowodowanym uwolnioną przez bruneta mocą. Stracił nad sobą kontrolę. Cholera wie co ten ktoś chciał uzyskać przez tę barierę, ale jedynie pogorszył sytuację. Jego moc już wcześniej była ona przeogromna. Teraz miała wrażenie, że cały czas rośnie. Uwalniał jej więcej i więcej. Unicestwiał wszystkie demony, jakie się tylko pojawiły. Stało się coś, czego obawiała się najbardziej. W szale zwrócił się przeciwko nim. Odrzucił boleśnie Sytrego, Kotori chwycił za gardło i uniósł do góry.
-Przestań! - wrzasnęła przerażona sytuacją. Ciężko zachować spokój w sytuacji, gdy demon prawdopodobnie przerastający potęgą czterech piekielnych władców, w dodatku w szale walki, zaczyna atakować przyjaciół. Znikąd pojawił się Camio. Nie była pewna, co właściwie zrobił, ale udało mu się uspokoić rozszalałego księcia. Pierwsze co chciała upewnić się, że Kotori nic się nie stało. Widząc jej uśmiech, odetchnęła z wielką ulgą. Spojrzała teraz na Dantaliona. Ostrożnie zbliżyła się do niego i przechyliła głowę, spoglądając na jego twarz.
-Dantalion…? W porządku…? - zapytała z troską. Widząc jego przygaszone, przejęte spojrzenie i uniesioną rękę, która drżała, wyraźnie posmutniała. Odezwała się jeszcze raz, obejmując jego dłoń swoją i stając przed nim. W końcu spojrzał na nią, a ona uśmiechnęła się.
-Wiem, że to nie była Twoja wina. Gdyby nie ta szumowina, która stworzyła barierę, nie straciłbyś nad sobą kontroli - przerwała, stając na palcach i obejmując go mocno. -Nie smuć się, proszę. Nie mogę znieść, kiedy tak cenna dla mojego serca osoba cierpi - uniosła dłoń, wplatając ją w ciemne kosmyki swojej upatrzonej sympatii.
Czas mijał, a nieprzyjemne wydarzenia, które miały miejsce, powoli odchodziły w zapomnienie. Siedziała razem z Kotori, rozmawiając. Jej uwaga w pewnym momencie skupiła się na Eliocie Edenie. Z jakiegoś powodu nie chodził przez dłuższy czas do ich szkoły. Kira również spojrzała w jego stronę. W tym chłopaku było coś, co spowodowało w niej niepokój. Nigdy wcześniej nie miała takiej sytuacji, że po spojrzeniu na kogoś, pierwszą chęcią z nim związaną było pozbycie się go. Chociaż nie. Był jeszcze Baalberith. Przeniosła wzrok na Sytrego. Tłumaczył Kotori kim jest Eliot. Ten jakby wiedział, że znalazł się w ich centrum uwagi, podszedł i zagadał do jej przyjaciółki. A dokładniej wypowiedział jej wojnę, twierdząc że następny egzamin zda lepiej od niej. Kiedy tylko się odwrócił i odszedł, spojrzała na przyjaciółkę z grymaśnym uśmiechem.
-Na Twoim miejscu nie przejmowałabym się takim gadaniem. Jeżeli naprawdę uważa, że ktoś może Cię prześcignąć w wynikach z testów, jest po prostu szaleńcem - pomachała nonszalancko dłonią. Dla niej samej miejsce w rankingu ocen nie miało aż takiego znaczenia, bo i tak trzymała się tuż za Kotori. Czy uczyła się więcej, czy mniej. Zainteresowała się słowami Sytrego.
-Jeżeli faktycznie ma związek z niebiosami albo przynajmniej jest powiązany z ostatnimi wydarzeniami, dla mnie już jest skreślony - mruknęła, opuszczając dłoń. Zaczęła stukać palcem o trzymają na kolanach książkę. Kotori opuściła pomieszczenie. Pewnie poszła się uczyć. Dziewczyna wzruszyła ramionami. Na jej miejscu odczekałaby aż ochłonie po słowach Eliota. Nauka w stresie rzadko kiedy przynosi dobre rezultaty, ale skoro to Kotori, może powinna okazać trochę więcej wiary. W końcu to istny geniusz.
Nadszedł czas kolejnego egzaminu. Potem dostali wyniki. Nie przejęła się zbytnio faktem, że Eliot ma o trzy punkty więcej od niej. Trzecie miejsce w topce też wydawało się w porządku.
-Mój błąd - odparła do Kotori. Następny egzamin był z łaciny. Uczniowie usiedli w ławkach, dostali arkusze i wkrótce zaczęli pisać. W trakcie pisania zerknęła na Kotori, która zmazywała coś ze swojej ławki. Niestety nauczyciel to zauważył, a dziewczyna dostała karę izolatki za rzekome oszustwo. Kira wiedziała, że to jedna wielka bujda. Kotori nigdy nie posunęłaby się do tak niskopoziomowego działania jak ściąganie. Ktoś musiał ją w to wrobić.
Po egzaminach zgadała się z resztą w tej sprawie, w tym z przewodniczącym. Poszła razem z Camio do izolatki, gdzie Kotori przesiadywała na czas swojej kary. Między innymi chcieli podnieść ją na duchu i dowiedzieć się czy ma jakieś podejrzenia kto mógłby to zrobić. Mogliby trochę powęszyć. Niestety nic nie wiedziała. Trudno. Tak czy siak zrobią wszystko, żeby ją stamtąd wyciągnąć. Poza tym domyślała się tego, kto maczał palce w tej sprawie. W końcu kto do niedawna szczycił się, że dokona niemożliwego i przebije Kotori w wynikach? Właśnie. Kto ma aurę związanego z niebiosami pachoła? Tak jest. Eliot.
Sąd odbywał się w kościele. Kotori stała w miejscu, w którym nigdy nie powinna była się znaleźć. Miejscu osoby oskarżonej. Oczywiście nie przyznała się do winy, kiedy sędzia zaczął zadawać jej pytania. W końcu nie była niczemu winna. Coś jednak było nie tak. Atmosfera stawała się strasznie dziwna. Ona, Sytry, Kotori i Eliot zostali przeniesieni do przecudacznego miejsca. Grunt pod nimi oraz sufit przypominały szachownicę.
-Więc to jednak Ty Eliot.. - mruknęła pod nosem. Nie wsłuchała się dokładnie w wypowiadane przez niego słowa, bo starała się nawiązać wzrokowe porozumienie z Sytrym. Sukces. Oboje w tym samym momencie przybrali formy demonów i zaatakowali Eliota. Upadł na ziemię, a na jego plecach pojawiły się skrzydła. Po chwili podniósł się, dobywając złotego, zdobionego ostrza. Wzbił się w powietrze. Na sam widok tego miecza domyślili się tego, z kim mają do czynienia. Równie dobrze wiedzieli, że w tym starciu nie mają większych szans. Nie było z nimi Dantaliona ani Camio. Oni mogliby się z nim mierzyć, bez dwóch zdań. Eliot podleciał do Kotori, wzbijając się razem z nią w powietrze. Jak na anioła przystało, strasznie się wywyższał. Cholera jasna, nienawidzę tych przeklętych gołębi. Pewnego dnia oskubię je wszystkie jak kurczaki do rosołu.
-Kotori! - obserwowała jak Michael puszcza dziewczynę, zawieszając ją w powietrzu i wymierza w nią swoim mieczem. Wyskoczyła w jego stronę, uderzając w anioła. Potem chwyciła za materiał ubrania, ciskając nim w dal.
-W porządku? - złapała Kotori w ramiona, odstawiając obok Sytrego. -Poświęcę się i spróbuję grać na czas. Jeśli szczęście nam dopisze, może przybędzie wsparcie. Jeśli nie...Sytry, proszę Cię, zrób wszystko, aby ją ochronić - odwróciła się, zamieniając dłonie w długie szpony. Mogą się
przydać. Podeszła do miecza Michaela, który upuścił przy zderzeniu z nią. Ułożyła na nim podeszwę, dociskając go do podłoża.
-Więc, Michaelu...zgaduję, że idę na pierwszy ogień.
-Czy naprawdę Ty uważasz, że możesz się ze mną mierzyć? TY?! - zbliżał się do niej, uśmiechając w ten swój sadystyczny sposób. Kiruś przechyliła rudawą główkę.
-Ja? Mierzyć z Tobą? Niee, skądże. I tak próbowałbyś wymordować każde z nas. Czy to od kogo zaczniesz ma większe znaczenie? - schyliła się, aby sięgnąć po wcześniej przydeptany miecz. Złapała go w dłoń, wyciągając ją przed siebie z ostrzem skierowanym w dół.
-To chyba Twoje. Może Ci się przydać, więc lepiej podejdź tu i odbierz go - anioł zatrzymał się na chwilę, przyglądając jej. Jakby szukał podstępu w jej działaniu. Rudowłosa w końcu westchnęła z rezygnacją, rzucając broń prosto w jego ręce. Przez moment patrzał na nią jak głupi.
-Przestań ze mną igrać… - syknął w jej stronę. Cóż, nie. Im więcej czasu zmarnują na pierdoły takie jak droczenie się ze sobą, tym lepiej. W końcu miała grać na czas. W głębi serca strasznie martwiła się, że ani Camio, ani Dantalion nie przybędą w porę i kiedy już Michael upora się z nią, zdąży skrzywdzić również Kotori oraz Sytrego. Nie przewidywała bowiem, że wyjdzie z tego starcia cało. Właściwie to była gotowa na śmierć. Powolną. Bardzo. Ale przed tym miała zamiar podroczyć się z nim jak nikt nigdy.
-Więc, Michaelu, może pogadamy zanim mnie uśmiercisz? - zapytała, ale anioł najwyraźniej nie był w nastroju do dalszej rozmowy. Podleciał do niej, zamachując się mieczem. Dziewczyna uskoczyła na bok. Zrobiła tak w przypadku kilku kolejnych ataków. Unosiła się w powietrzu. Zaatakował od ją frontu, więc przy pomocy pazurów złapała obie jego ręce za nadgarstki, ale i tak została draśnięta w bok. Uśmiechnęła się, puszczając jedną z rąk. Nagle schyliła się, po czym przerzuciła go za drugą rękę przez ramię, sprawiając że uderzył o podłoże. Ruch zdołał trochę pogłębić wcześniejszą ranę. Starła krew, a następnie rzuciła się aniołowi na plecy. Wystawił zza jednego ze skrzydeł dłoń, formując w niej kulę energii. Trafiła i dość porządnie ją zraniła. Potrzebowała chwili, żeby zwalczyć ból. Wykorzystując ową chwilę bezruchu, użył ostrza, tworząc pokaźną, ciętą ranę przechodzącą przez jej brzuch. Dziewczyna zgięła się w pół. Trafiła ją kolejna kula, odrzucając tak, że zatrzymała się dopiero przed Sytrym oraz Kotori. Choć już z pokaźnym trudem, podniosła się. Przy okazji wypuściła dwie garści piór.
-Mogliby się trochę pospieszyć z tą odsieczą - przechyliła głowę tak, żeby spojrzeć na swoich przyjaciół i uśmiechnęła się nikle. Nie musiała czekać długo aż Michael ponownie przyszykuje się do ataku. W obu dłoniach pojawiły się kule. Jako że stała przed swoimi przyjaciółmi, błyskawicznie przeniosła się do niego. Udało jej się skierować jedną rękę tak, żeby atak trafił zupełnie gdzie indziej, niestety drugi uderzył prosto w nią, stojącą może z pół metra przed nim. Osuwała się na kolana, patrzyła na niego, na jego psychodeliczny uśmiech. Patrzyła do momentu aż wzrok zaczął jej się rozmywać, a jej ciało kompletnie osunęło na glebę. Widok jak kieruje się teraz w stronę Sytrego i Kotori, rozrywał jej serce. Zamknęła oczy, bo choć wszystko stawało się coraz bardziej rozmazane, nie chciała na to patrzeć.
Haha... pomogę ci oskubać Micheala jak kurczaka xdd
OdpowiedzUsuńKażdy rodzaj pomocy mile widziany. xdd
Usuń