sobota, 9 lipca 2016

Rozdział 21. - Morgiana

Zaczęła się walka z Jeanną. Camio nasłał na nią armię demonów. Jednak dziewczyna sobie z nimi poradziła bez trudu.
- Jaka ona jest wkurzająca - mruknął Sytry. Wystawił swoją rękę w jej stronę, a potem wystrzelił błyskawicę. Jeanna z łatwością je ominęła, a potem spojrzała na Sytrego.
- Tak szybko chcesz śmierci? - uśmiechnęła się, a potem z impetem zaczęła lecieć w jego stronę. Nim się spostrzegł, była tuż przed nim i przy pomocy swojej flagi z wielką siłą odrzuciła Sytrego.
- Wy demony jesteście tacy słabi - mruknęła, lądując na ziemi. Ruszyła w stronę Sytrego, który ledwo podniósł się z ziemi.
Nagle przed nią pojawiła się Kira z Dantalionem.
- Dalej nie pójdziesz - powiedział Dantalion, a potem zaatakował Jeannę swoimi płomieniami. Jednak ta obroniła się, barierą. Zaczął z nią walczyć razem z Kirą.

***
W tym samym czasie Kotori przebywała w bibliotece. Obok niej leżał stos książek o Salomonie, w tym grimoire.
"- Demony istnieją, anioły też" - pomyślała. - Nieważne, jak ogromny postęp nastąpi w nauce. Nie mogę już dłużej wrzucać ich wszystkich do jednego okultystycznego worka" - westchnęła cicho i spojrzała na grimoire "Klucz Salomona".
"- Salomon... Czy ja naprawdę mam z nim coś wspólnego? Nawet jeśli faktycznie to mój przodek, ja przecież nie jestem nim... Czyżby po prostu sterowali mną jak chcą? Czy następnym razem znowu mam polegać na Dantalionie, jeśli coś mnie zaatakuje?" - znów westchnęła, rozmyślając i przeglądając nadal książkę.
"- Ale raczej nie da się ich zabić mieczem ani bronią palną... hm..." - pomyślała. "- Salomon całkowicie podporządkował sobie siedemdziesiąt dwa filary dzięki swojej mądrości i obeznaniu we wszelkich sztukach magicznych. Na tym świecie istnieją rozmaite rodzaje wiedzy tajemnej, a jeśli da się je rozpracować za pomocą fizyki, mechaniki i matematyki?" - myślała dalej i uśmiechnęła się pod nosem. "- Jeśli wkuwaniem rozwiążę problem, nawet magia nie ma ze mną szans! W końcu piąty rok z rzędu jestem naczelnym ryjcem! Drżyjcie!" - zachichotała cicho, a potem odłożyła książki i poszła do swojego pokoju.
Położyła się na łóżku. Rozmyślała o chłopakach i Kirze. Martwiła się o nich. W końcu usnęła. Spała twardo.
Po kilku minutach do jej pokoju wszedł Kevin...

"- Od wieków sprawuję nadzór nad Anglią. Osobiście zesłałem ekstazę, na Alfreda Wielkiego czy Tomasza Cranmera... I jeśli ją również to spotka... osobowość Kotori Twining stopniowo zaniknie" - pomyślał Kevin. Musiał wykonać zadanie, w końcu rozkazał mu Michael, aby zesłał ekstazę na Salomona...
Kevin podszedł do łóżka Kotori, a potem trochę rozpiął jej mundurek. 
- Proszę mi wybaczyć, panienko - powiedział Kevin. - W niebiosach może mnie panienka karać, ile dusza zapragnie.
Położył dłoń na jej klatce piersiowej, na szczęście miała zaklęcie ukrywające płeć, a więc była płaska.
Po chwili nagle pojawiło się światło z piersi dziewczyny, które odepchnęło rękę kamerdynera.
- Jak to możliwe? - zdziwił się Kevin, zabierając dłoń. - Dlaczego nie da się na niego zesłać ekstazy? Wielkie nieba... Czyżby to dlatego, że w panience nie ma ani grama wiary? Bóg ojciec przegrał z atomami? Brawo panienko! - powiedział, zdziwiony Kevin, trzymając się za głowę. - Ale... jestem pewien, że panienka mimo wszystko została ochrzczona, więc dlaczego tak uparcie mnie odrzuca? - zapytał, patrząc na śpiącą Kotori. Po chwili wszedł na jej łóżko.
- Musi być jakaś blokada i póki jej nie wyeliminuję, nie zdołam zesłać na nią ekstazy. Nie ma rady. Czas na terapię szokową - oznajmił Kevin, a potem dosłownie wszedł do ciała Kotori przy pomocy swojej mocy. Kevin poruszał się w jakimś wymiarze, gdzie było pełno drzwi, które lewitowały. Kevin poruszał się między nimi.
"- Dusza ludzka jest jak księga pełna pustych stronic i nie da się ich wszystkich zapełnić w ciągu zaledwie jednego życia. Zostają zapisane na przestrzeni wielu żywotów. Dlatego jeżeli tylko ktoś nie daje się ograniczać pojęciu "czasu". Będzie w stanie zobaczyć te poprzednie życia, jakby czytał otwartą księgę" - pomyślał Kevin, a potem podleciał do jednych drzwi i je otworzył. "- Miałem kilka par skrzydeł i wraz z innymi Archaniołami - Michaelem, Raphaelem, czy Gabrielem - stawałem przed obliczem Pana. Nazywano mnie aniołem pokuty" - znów pomyślał, a potem wleciał do środka. Zobaczył przed sobą las, a w nim palący się budynek. Obok niego, leżała dwójka ludzi, byli to rodzice Kotori.
- Czy to chwile zaraz po wypadku, w którym zginęli rodzice panienki? - zdziwił się Kevin.
Mała dziewczynka, którą była Kotori podbiegła do swoich rodziców, niestety byli już martwi. Dziewczynce z boku głowy leciała krew... sama była ranna, ale żyła. W ręku trzymała pierścień Salomona.
- Ależ to... - zaczął Kevin i spojrzał na pierścień. Po chwili zza Kotori pojawił się mężczyzna i podniósł rękę, a w niej trzymał nóż. Dziewczynka się odwróciła i krzyknęła, gdy napastnik zaczął się do niej zbliżać nożem, to wtedy Kevin wyleciał z ciała Kotori i wpadł na ścianę.
- Jeśli to jest ten powód, dla którego panienka odrzuca niebiosa, to nigdy nie przyjmie ekstazy! - powiedział zszokowany Kevin i podszedł do łóżka Kotori.
- A więc trzeba zabić Salomona - powiedział anioł, który się pojawił za Kevinem, Kevin się do niego odwrócił.
- Raguel?! - zdziwił się Kevin.
- Proszę wybaczyć - powiedział Raguel, patrząc na Kevina. - Lecz jeśli nie wykonamy zadania, to panu będzie groziło niebezpieczeństwo. Michael nie żartuje. Proszę... niech mnie pan nie zdradzi po raz kolejny.
***
W końcu nastała noc, a Gilles leciał w stronę kościoła, który znajduję na terenie szkoły Kotori.
- A więc to takie buty! - uśmiechnął się Gilles, lecąc. - Błyskawiczny kontratak Niebios był tak naprawdę przykrywką, żeby Uriel mógł przechwycić Kotori. W przeciwnym razie miałby nie lada kłopot w starciu przeciwko siedemdziesięciu dwom filarom. Nawet jeśli jest byłym Archaniołem. Nic dziwnego, że widzą w panu Camio następcę Lucyfera... - mruknął, a po chwili doleciał do kościoła, a przednim błysnęła bariera ochronna. 
- Napisy po enochiańsku... to kryształowa bariera Uriela? - zapytał, zdziwiony, a po chwili się uśmiechnął. - Nie szkoda Ci czasu na takie pół środki?! - krzyknął, a potem zniszczył barierę, swoją mocą. Pojawił się w innym wymiarze, gdzie wokoło niego i na ziemi były jakieś kwadratowe pola. 
Spojrzał w dół i zobaczył Croby'ego oraz innych księży.
- Czekaliśmy na Ciebie - powiedział Crosby, patrząc na Gilles'a. - Ma się rozumieć, że nie pozwolimy Ci zrobić ani kroku dalej.
- Hohoho - uśmiechnął się Gilles i spojrzał na pastora. - Ręka Boga? Czyli moje przypuszczenia były słuszne - powiedział i jego mina spoważniała, a źrenice się pomniejszyły. - Zamierzacie zesłać na Kotori ekstazę, mam rację? Marionetki w rękach Boga - oto, kim są święci. Odbieracie im wolę i siłą zaciągacie do Nieba. To samo zrobiliście Jeannie! - krzyknął wściekły, przypominając sobie jak za życia widział ekstazę Jeanny. Ekstazę zesłał na nią Michael. Po dokonaniu ekstazy Jeanna upadła na ziemię, jej wzrok był pusty, była niczym lalka...
- Zrobiliście z niej bezmózgą lalkę! - znów krzyknął wściekle Gilles.
- Kto przebywa w pieczy najwyższego i w cieniu wszechmocnego mieszka mówi do Pana! - wypowiedział te słowa Crosby z księżami i pojawiły się demoniczne chowańce z maskami na których miały namalowany krzyż. Zaatakowały Gilles'a.
- Wy namolne klechy! Wasze egzorcyzmy są gówno warte! - krzyknął Gilles i użył swojej ogromnej mocy, pokonując wszystkie chowańce. - Wkurzają mnie takie przydupasy aniołów. Wyrżnę was wszystkich - powiedział wściekle, patrząc na nich.
- Żeby tak wygrażać Niebiosom nawet po śmierci... Zasłużyłeś na opinię bluźniercy, Sinobrody - stwierdził Crosby i spojrzał na demona. - Ale czy nie przeoczyłeś czegoś?
- Co masz na myśli? - zapytał demon.
- Zastępy niebieskie właśnie zmierzają do Francji. Domyślasz się chyba, kto stoi na ich czele?
- Niemożliwe... - zdziwił się Gilles.
- A zatem to raczej niewskazane, żebyś tutaj marnował czas? Nie chcesz się z nią spotkać? Z tą dziewicą, której kiedyś służyłeś całym sercem? - uśmiechnął się pastro, a Gilles się zaśmiał psychopatycznie.
- Jeśli spodziewałeś się ckliwej historyjki, to cię rozczaruję. Myślisz, że zostałem demonem po to, żeby ją po prostu zobaczyć? Pewnie, chce się z nią spotkać, żeby unurzać ją w kałuży krwi i zbeszcześcić. Wziąć siłą, aż zatrą się wszystkie ślady, które zostawił w niej Michael z pełnym okrucieństwem. Oto czego pragnę, bo tylko tak zdołam uwolnić Jeannę z działania esktazy i sprawić, że znów będzie człowiekien. Pogrzebię ją własnymi rękami! - uśmiechnął się psychopatycznie.
- Ty demonie! - warknął Crosby.
- Zgadza się! Przesiąkłem złem i podłością do szpiku kości!

***
Demony uporały się z Jeanną, bo w końcu odpuściła i wróciła do nieba, jednak zajęło to demonom sporo czasu. W końcu Kira, Sytry, Dantalion i Camio musieli połączyć siły by ją odeprzeć. Również inne demony się przyłączyły z rozkazu Camio, gdyby nie on mogliby sobie nie poradzić. W końcu prowadził ich taktycznie, ale sam też walczył.
 Po wszystkim obserwowali nadal wojnę aż do nocy. Nad Francją stworzyli przestrzeń z chmury na której przebywali. Camio jako synek Lucyfera siedział na tronie.
Sytry podszedł wraz z Kirą i Dantalionem na skraj chmury i spojrzał w dół.
- Na pierwszy rzut oka to zwyczajny zryw wolnościowy, ale mam złe przeczucia. Jestem przekonany, że ten atak armii niebiańskiej został zaplanowany przez Michaela - powiedział Sytry, opierając palce jednej ręki o pobródek. - Chciał uwikłać siedemdziesiąt dwa filary w walkę i pod naszą nieobecność dopaść Kotori... Tylko czy naprawdę byliśmy jedynie pionkami na szachownicy Michaela? Jeśli Francja faktycznie upadnie... Kto na tym zyska?
- Zdaję się, że w Niebie trwa walka o władzę - powiedział Dantalion. Dyktatura Michaela nie będzie trwała wiecznie, bo od dawna nie spał. Zorientowałem się jak ostatnio walczyłem z jego naczyniem. Nawet jeśli sterował nim z daleka, to Michael nie mógł być w najlepszej formie. Jest poważnie osłabiony.
- Dlaczego nie zapadnie w sen? Rozumiem, że trudno wybrać dobry moment, jeśli chcesz utrzymać władzę, ale przecież to wpływa na naszą długość życia - powiedział zaskoczony Sytry.
- To prawda, ale Michael był zdeterminowany wspiąć się na szczyt nawet za cenę strącenia do Piekieł własnego brata. Nie dziwi mnie, że długość życia nie jest dla niego priorytetem. Mam tylko nadzieję, że Uriel zachował zdrowy rozsądek. Ale jakby nie było, ktoś nami manipuluje i to nie Michael, ani Uriel. Tylko jeszcze ktoś inny.

***
W tym samym czasie Metatron siedział w swoim pokoju, w niebie. Nucąc sobie pieśń jadł wisienki. Siedział na komodzie, a po chwili zszedł z niej.
- Nadchodzi era Niemiec, Sandalphonie - powiedział, patrząc na anioła. - Napoleon nie żyje! Paryż legł w gruzach, tak samo jak wiara ludzi w Michaela. Niechybnie straci on swój ośrodek kultu. Jaka szkoda, a mógłby po prostu pójść spać.

***
Po wojnie demony wróciły do szkoły. Zaczęły się wakacje, a więc Kotori i z Kirą zaproponowały chłopakom by pojechali razem na plażę. Kira posiada własną część plaży z rezydencją, a więc postanowiły to wykorzystać. Oczywiście nie było sprzeciwów. Wszyscy w pierwszy dzień wakacji się spakowali i pojechali powozem. Podczas podróży nawet się świetnie bawili. Rozmawiali ze sobą, a nawet nie obyło się kłótni chłopaków o Kotori. Co już było normą. W końcu dojechali po kilku godzinach, wysiedli z powozu, a potem zabrali swoje walizki do rezydencji. Weszli na korytarz i przywitały ich pokojówki, Kiry.
- Ja mam pokój z Kirą - uśmiechnął się Dantalion, biorąc walizkę Kiry. - Ustaliłem z nią to wcześniej, a wy macie we trójkę.
- Co?! - powiedzieli jednocześnie.
- Ja z nimi?! - zdziwiła się Kotori. - Oni się pozabijają!
- O to chodzi, by się w końcu ze sobą dogadali - powiedział Dantalion.
- Ale do czego ja im potrzebna? - mruknęła.
- Żebyś ty ich pilnowała...
- No dobra... - westchnęła. - Bierzcie moje walizki! - spojrzała na Camio i Sytrego. Oczywiście posłuchali się jej, bo w końcu jako, że ma duszę Salomona ma nad nimi władzę. Pokojówki zaprowadziły ich do pokoju. Mieli obok pokoju Dantaliona i Kotori.
Pokój był ogromny, była w nim toaletka, komoda, trzy szafy oraz trzy ogromne łóżka z baldachimami.
- Jakie super! - uśmiechnęła się Kotori i rzuciła się na łóżko, które stało po środku, przy ścianie. Po prawej i lewej stronie jej łóżka, były pozostałe. Po chwili wstała i wzięła swoje walizki od chłopaków, a potem stanęła przy jednej z szaf. Zaczęła się rozpakowywać.
- Po rozpakowaniu pójdziemy na plażę? - uśmiechnął się do niej Sytry, stając przy szafie, która znajdowała się przy dziewczynie.
- Jasne - kiwnęła głową, a potem się dalej rozpakowywała. Po jakimś czasie rozpakowała się razem z chłopakami i do ich pokoju wszedł Dantalion, mówiąc by poszli zaraz na plażę.
Kotori wyjęła z szafy strój kąpielowy, który dostała od Kiry, a potem poszła do łazienki do której drzwi znajdowały się w ich pokoju.
- Idźcie, ja potem dojdę - powiedziała do chłopaków, wchodząc do środka.
W łazience zdjęła z siebie męskie ciuchy i zdezaktywowała zaklęcie ukrywania płci, a więc jej sylwetka i piersi się zmieniły na żeńskie. Ubrała się w bikini od Kiry. Było czarne, a przy majtkach miała falbanki, tak samo przy staniku na dekolcie wraz z dużą kokardą. Włosy miała związane jak zwykle w wysokiego kucyka.
Wyszła z łazienki i chłopaków już nie było, a więc wyszła z pokoju i spotkała Kirę, o dziwo bez jej księcia.
- No, no nieźle - uśmiechnęła się, patrząc na strój przyjaciółki. - Dantalion padnie jak Cię zobaczy - powiedziała, a potem wyszły z rezydencji, kierując się na tył, gdzie była plaża. Ten kawałek plaży Kiry był ogromny. Kotori zaczęła się rozglądać, najbardziej jej uwagę przykuło morze, było piękne. Po chwili zauważyła chłopaków, którzy stali niedaleko, a więc podbiegły do nich.
- Chłopaki! - krzyknęła Kotori, a oni się odwrócili. Zilustrowali dziewczyny od góry do dołu. Cała trójka zrobiła się czerwona, a nagle z ich nosów poleciało trochę krwi... Szybko się odwrócili, by zająć się problemem.
Kotori zachichotała cicho, widząc ich reakcję. Po chwili się z powrotem do dziewczyn odwróciły.
- No, co sądzicie o moim stroju? - uśmiechnęła się Kotori, podchodząc bliżej Camio i Sytrego.
- U-Uroczy... - wyjąkał Camio.
- P-Pasuję Ci - wyjąkał Sytry z uśmiechem. Obydwoje uciekali wzrokiem, tak samo było z Dantalionem, który rumienił się przed Kirą.
- Kira, proszę nigdy więcej się tak nie ubieraj - powiedział Dantalion, cały czerwony. - Wyglądasz ślicznie, ale... - zaczął, a Kotori mu przerwała.
- Niech zgadnę, masz zboczone myśli? - uśmiechnęła się. - Wiesz, jak Cię tak podnieca i masz z nią pokój... masz wiele okazji... - uśmiechnęła się wrednie, a Dantalionowi zabrakło słów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz