- Lepiej chodźmy - powiedziała Kotori, a potem podeszła do Sytrego. Złapała go za rękę i przebiegła obok Baalberitha. Demon chciał ich zatrzymać, jednak powstrzymał go Dantalion, który pojawił się przed nim. Sytry i Kotori odsunęli się na bezpieczną odległość od Baalberitha. Stali w progu wejścia na taras, gdzie podszedł do nich Dantalion. Nawet inne demony zwróciły na to uwagę, co się dzieję, a więc podeszli bliżej drzwi tarasu. Mimo wszystko Kira walczyła z hrabią w powietrzu, aby nie powodować zniszczeń. Radziła z napastnikiem, nawet mocno go zraniła i po tym już nie chciała dalej kontynuować pojedynku. Miała już wracać, ale hrabia jej nie pozwolił i zaatakował ją. Na szczęście została zadrapana jej tylko twarz, jednak dziewczyna się wkurzyła i ucięła mu głowę. Zmienił się w proch, a więc naprawdę zginął. Kira wróciła na taras, która patrzyła na Baalberitha, a on na nią. Demony, patrzące na to wszystko były zdziwione, że podrzędny demon pokonał hrabię, teraz to Kira jest hrabią. Jej ranga wzrosła, przez co jej aura się zmieniła, była silniejsza... Dzięki temu, że jest hrabią, będzie bardzo ważną osobą w świecie demonów. Dantalion był zdumiony, tak jak Sytry. Książę podszedł do Kiry.
- Brawo, w końcu zdobyłaś rangę i to wysoką. Teraz dorównujesz Sytremu - uśmiechnął się do niej Dantalion, a potem złapał ją za rękę i odciągnął od Baalberitha. Wszedł z nią do sali, a dziewczyna była na oku wielu demonów, w końcu teraz całe Piekło wiedziało, że jest nowy hrabia i ona nim jest. Sytry i Kotori poszli zanim, w mieszając się w tłum, aby Baalberith ich nie znalazł. Podeszli do Dantaliona i Kiry. Po chwili przyszła do nich Astaroth.
- Musimy porozmawiać - spojrzała na nich jedna z władczyni Piekła. - Chodźcie za mną - powiedziała, a oni podążyli za nią. Doszedł po chwili do nich Camio.
W końcu doszli do pokoju i weszli do środka. Usiedli na kanapie, a Astaroth na kanapie przed nimi.
- W Paryżu jest wojna - zaczęła, patrząc na nich. - Wiadomo, że Francja jest ośrodkiem wyznawców Michaela. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Michaś dostanie szału i wpadnie do stolicy z zastępami niebieskimi - wyjaśniła, a potem spojrzała na trzech namiestników Piekła. - Dantalion, Sytry i Camio macie wyruszyć niedługo do Francji. Camio będziesz dowodzić siłami ekspedycyjnymi, a Sytry zostanie twoim adiutantem. Dantalion będziesz im pomagał. Kira też może, im więcej, tym lepiej. Jego cesarska mość osobiście rozkazał, by wysłać wszystkich kandydatów Piekła na ziemię. Póki, co zapomnijcie o Salomonie. Mamy pilniejsze problemy i są nimi anioły. Niebianie są dużo bardziej złaknieni krwi niż my. Zasłaniają się wolą Boga. Za tarczę mają Biblię, a za oręż serca wiernych. I tym sposobem urządzają jedną masakrę za drugą. Pierwszy raz od dawna ziemski świat obróci się w perzynę - westchnęła. - Możecie iść, a jutro rano wyruszacie - powiedziała, a potem wróciła z nimi na salę balową. Astaroth poszła do Lamii, a grupka została razem.
- Kotori poradzisz sobie jutro sama? - Dantalion spojrzał na czarnowłosą.
- Oczywiście, nie jestem dzieckiem. Nie musicie mnie wiecznie niańczyć - mruknęła.
- I tak powinnaś uważać, ponieważ jesteś narażona mimo wszystko na niebezpieczeństwo ze strony aniołów - powiedział Camio, patrząc na nią. - Uważaj na siebie - uśmiechnął się, a Kotori się zarumieniła.
- D-Dobrze - wyjąkała.
- Najwyżej przyjdziemy jej z odsieczą jak zawsze - uśmiechnął się Dantalion do Camio, a potem wziął Kirę za dłoń.
Sytry i Camio, spojrzeli obydwoje na siebie, a potem na Kotori.
- Kotori pójdziesz ze mną tańczyć, prawda? - uśmiechnął się do niej Camio, a potem wziął ją za rękę.
- Nie... ona idzie ze mną - powiedział Sytry i przyciągnął Kotori do siebie. kotori odsunęła się od niego.
- Ogarnijcie się - mruknęła, a potem ruszyła przed siebie. Camio i Sytry ją dogonili, tak jak Kira z Dantalionem. Szli obok niej.
- Musimy Cię pilnować, mój wuj może znów coś planować - powiedział Sytry z uśmiechem, a Kotori przewróciła oczami. Po chwili poczuła tak jakby, że ktoś ją obserwuję. Zaczęła się rozglądać i po chwili spotkało się jej spojrzenie z osobą, która na nią patrzyła. Tą osobą był umięśniony, mężczyzna o blond włosach, sięgających ramion oraz niebieskich oczach. Ubrany w czarny garnitur z białymi rękawiczkami, a na twarzy miał czarną maskę. Blondyn był w towarzystwie jednego z czterech władców Piekła, Samaela.
- Kto to jest? - zapytała Kotori, a potem spojrzała na swoich przyjaciół. - Ten blondyn obok Samaela.
- Gilgamesh, jeden z czternastu książąt Piekła, Nefilim - odpowiedział Dantalion.
"- Gilgamesh... Słyszałam, gdzieś to imię..."- pomyślała i zaczęła się zastanawiać. - Widzę, że się trzyma blisko Samaela, czyżby miał szansę na zostanie namiestnikiem?
- Być może - powiedział Camio. - Mam co do niego obawy, lepiej byś się do niego nie zbliżała.
- Camio ma rację. On jest irytujący i uważa mnie za swojego przyjaciela - mruknął Dantalion.
- To ty masz przyjaciół? - spytała Kotori, patrząc na Dantaliona.
- Kotori... - westchnął.
- Żartowałam - uśmiechnęła się i pokazała mu język. W końcu sama była jego przyjaciółką, ale lubiła się z nim drażnić.
- Sama jesteś moją przyjaciółką - powiedział Dantalion i poczochrał ją po włosach.
- Ej! - mruknęła Kotori, a po chwili się zaśmiała wraz z Dantalionem. Poprawiła swoje włosy.
- Dobra, wy jej pilnujcie, a ja pójdę z Kirą - powiedział Dantalion, a potem poszedł z Kirą tańczyć.
- Idę z nią pierwszy - powiedział Sytry i przyciągnął Kotori do siebie.
- Dobrze, ale potem ją zabieram - powiedział Camio, patrząc na Sytrego, który poszedł tańczyć z Kotori. Później przyszedł Camio i porwał dziewczynę do tańca, z czego Sytry nie był zadowolony.
Kotori przez cały taniec z Camio rozmawiała z nim, rozmawiali o sobie. W końcu dziewczyna miała okazję go bliżej poznać. Dowiedzieli się o sobie wszystkiego, a nawet wiele rzeczy lubili takich samych. W końcu poszli się razem napić, jednak Kotori nie przepadała za alkoholem, ale nic innego nie było do picia.
- Niedobre... - mruknęła.
- Niestety, musisz wytrzymać - powiedział Camio i uśmiechnął się do niej. Po wypiciu jednej szklanki, Kotori poszła z nim tańczyć. W końcu wybiła godzina wpół do trzeciej w nocy. Dziewczyna była zmęczona, a więc Camio przeniósł się z nią do jej pokoju.
- Camio... nie idź... - złapała go za rękaw i się zarumieniła.
- Kotori, coś się stało? - zapytał, patrząc na nią.
- Nie, ale z-zostaniesz z-ze mną? - wyjąkała. W końcu musiała się jeszcze bardziej do niego zbliżyć, a więc musiała się odważyć powiedzieć coś w tym stylu.
- Czekaj, czy ty chcesz bym z tobą spał? - zapytał i się lekko zarumienił, a Kotori nieśmiało kiwnęła głową.
- Proszę... - spojrzała mu w oczy, cała czerwona na twarzy. Zrobiła minę zbitego psa. Była na tyle urocza, że Camio się nie sprzeciwił.
- D-Dobrze - wyjąkał Camio i się zarumienił, a Kotori się uśmiechnęła.
- Tylko muszę się przebrać... - powiedziała. - Możesz na chwilę wyjść? - zapytała nieśmiało, a Camio kiwnął głową. Przybrał swoją ludzką formę Nathana i był ubrany w piżamę. Wyszedł z jej pokoju, aby dziewczyna mogła spokojnie się przebrać. Szybko zdjęła swoją suknię i schowała do walizki, którą po chwili schowała do szafy, tak jak buty. Stanik również zdjęła i założyła piżamę. Na koniec zdjęła diadem z głowy i kokardę, wsadzając do jednej z szuflad w szafie. Potem rozpuściła swoje włosy.
- Możesz wejść! - krzyknęła, a po chwili do pokoju wszedł Camio, zamykając za sobą drzwi. Kotori leżała już na łóżku, przykryta kołdrą. Chłopak zgasił światło, położył swoje okulary na komodzie, a potem położył się obok dziewczyny, zabierając trochę kołdry. Leżeli twarzami do siebie.
- M-Mogę się do C-Ciebie p-przytulić? - wyjąkała, zarumieniona.
- No chodź tu - uśmiechnął się Camio i lekko się zarumienił. Kotori przysunęła się do niego, przytulając się do jego klatki piersiowej. Chłopak ją objął.
- Masz takie silne ramiona... czuję się przy tobie bezpieczna... - powiedziała, a po chwili się mocniej zarumieniła, bo nie chciała tego powiedzieć. - Z-Znaczy to nie tak. Z-zapomnij, co p-powiedziałam - wyjąkała, a Camio zaśmiał się cicho.
- Jesteś taka urocza - powiedział z uśmiechem. - Wiesz, sam mam takie przeczucie, że powinienem Cię chronić. Wybacz, że nie robiłem tego często. Jesteś taka słaba i krucha. Myślę, że jak Cię mocniej przycisnę to się rozpadniesz... - szepnął.
- Camio... - szepnęła. - Mam pytanie, kim ja dla Ciebie jestem?
- Przyjaciółką - odpowiedział.
- Nawet po tym wszystkim, tylko przyjaciółką? - westchnęła. - No tak, masz przecież panią Mollins - mruknęła.
- O co Ci chodzi?
- Jak Ci powiem, to nie będzie dla mnie dobrze, bo znowu... - zaczęła, ale po chwili umilkła.
- Co znowu? - zdziwił się.
- Będę przez Ciebie płakać...
- Jak to przeze mnie? - zapytał, a Kotori odsunęła się od niego i podniosła się do pozycji siedzącej. Camio zrobił tak samo.
- Jak się dowiedziałam, że Twoją miłością jest pani Mollins, to się załamałam. Camio, podziwiam Cię od dawna. Nawet łatwo znaleźliśmy wspólny język, nawet wiele nas łączy... Trudno mi się pogodzić z tym, że jestem tylko twoją przyjaciółką... - westchnęła, a potem spojrzała na chłopaka.
- Czy ty coś do mnie czujesz? - zapytał i spojrzał w jej oczy. Kotori się mocno zarumieniła i spuściła głowę, a potem kiwnęła nią.
- Kotori... - zaczął, a potem położył swoją dłoń na jej dłoni. Dziewczyna spojrzała na niego.
- Mów, jestem gotowa przyjąć wszystko... nawet, jeśli będę cierpiała - westchnęła.
- Nie będzie, spokojnie - uśmiechnął się, a Kotori się zdziwiła. - Zanim jeszcze dowiedziałem się, że jesteś kobietą, spędziłem wiele z tobą chwil, jak ze zwykłym uczniem, przyjacielem. Polubiłem Cię i w głębi duszy czułem, że nie jesteś mężczyzną i miałem rację. Jesteś wspaniałą kobietą przy której momentalnie zapomniałem o Marii. Jednak nadal ją kocham, ale do Ciebie też coś czuję, Kotori - powiedział i lekko się zarumienił.
- Camio... - uśmiechnęła się. - Cieszy mnie to i to bardzo. Myślałam, że nie odwzajemnisz moich uczuć...
- Wiesz, jakby tak nie było, to bym nie walczył tak o Ciebie z Sytrym. Nie zauważyłaś?
- W sumie... nie... - powiedziała i zaśmiała się nerwowo.
- Powinnaś uważniej patrzeć, a nie się tak przejmować - powiedział i poczochrał ją po włosach. - Jednak nadal kocham Marię, ale Ciebie też... Tyle, że Maria niedługo umrze, a nie chce jej zmieniać w Nefilima.
- Masz rację - uśmiechnęła się. - Wiem, a jakbym ja chciała byś mnie zmienił. Zrobiłbyś to?
- Jeśli byś tego chciała, to tak - kiwnął głową. - Maria też chciała, ale lepiej by umarła jako człowiek... Nie chcę jej skrzywdzić, ponieważ ona może nie chce być demonem. A ty byś chciała? Taka realistka z Ciebie.
- W miłości i na wojnie wszystko dozwolone - uśmiechnęła się. - Dobra, czas spać - powiedziała, a potem się położyła. Przykryła się cała kołdrą. Camio zachichotał cicho, a potem odkrył twarz Kotori. Nachylił się nad nią, a potem pocałował czule w usta.
- Dobranoc - uśmiechnął się, a potem położył obok niej i przykrył się kołdrą.
- C-Camio - wyjąkała i się zrobiła cała czerwona. Odwróciła się do niego plecami, a ten przytulił ją od tyłu.
- Kocham Cię - szepnął jej do ucha, a potem objął ją. Przez przypadek jego jedna dłoń trafiła na pierś Kotori. Szybko przesunął ją trochę w dół. - P-Przepraszam - wyjąkał i się zarumienił.
- N-Nie mam nic przeciwko, jeśli to ty... - wyjąkała i mocno się zarumieniła. Jednak użyła zaklęcia, ukrywającego płeć. Po chwili obydwoje usnęli.
Dantalion i Kira trochę dłużej pobyli na balu, ale w końcu wrócili do pokoju Kiry. Demon oczywiście nie chciał spać sam, tylko wolał z Kirą.
- Chyba się do ciebie przeprowadzę - uśmiechnął się do dziewczyny. - Nie zostawię Cię samej, nie ma mowy - powiedział, a potem przyjął ludzką formę, ubrany w piżamę. Poszedł zgasić światło, a potem ruszył do Kiry. Wziął ją na ręce, jak księżniczkę, a potem położył na łóżku. Położył się obok niej.
- Moja hrabianka - zachichotał cicho, a potem poczochrał ją po włosach. - I tak mi nie dorównasz - uśmiechnął się wrednie. - Zawsze będę lepszy - powiedział, pusząc się jak paw, a potem zaśmiał się cicho. - Też Cię kocham - uśmiechnął się. - Dobra, czas spać, bo rano idziemy na wojnę. Co ten Michael nabroił... - westchnął. - Te anioły są wkurzające, ale kiedyś je wytępimy - uśmiechnął się, a po chwili usnął.
Rano obudzili się, przebierając się przy swojej mocy w mundurki. Dantalion wyszedł z Kirą, z pokoju na śniadanie. Dzisiaj był dzień wolny, a więc spokojnie mogli iść na wojnę. Przechodząc obok pokoi, zauważyli, że z pokoju wyszła Kotori w mundurku oraz Camio w formie ludzkiej Nathana.
Podeszli do nich.
- Kotori, który to już facet w tym miesiącu? - uśmiechnął się Dantalion wrednie, stojąc za nią. - Wczoraj Sytry, dzisiaj Camio - powiedział, a Kotori wzdrygnęła się i odwróciła się w jego stronę. Camio jednak się nie zdziwił, ponieważ wiedział o tym, ale Kotori mu wyjaśniała całą sytuację wcześniej.
- Nie musi Ci się tłumaczyć - powiedział Camio z poważną miną, patrząc na Dantaliona. - Ona jakoś nie wypytuję, co robisz, gdzie i kiedy z Kirą. To jej sprawa, co robi.
- Camio... - zdziwiła się Kotori, a chłopak się do niej odwrócił.
- Idziemy - oznajmił Camio, a potem złapał ją za nadgarstek i pociągnął w stronę jadalni. Kotori poszła z nim, a potem puścił jej rękę. Poszedł z nią do jadalni, a potem weszli Dantalion, Kira, a po chwili Sytry. Kotori siedziała pomiędzy Sytrym, a Camio. Jak spojrzenia chłopaków się spotkały, to były gniewne. Dziewczyna tylko westchnęła.
- Jak tak dalej będzie to się o nią pobiją - powiedział Dantalion, patrząc na Kirę. Chłopaki to widocznie usłyszeli i spojrzeli na Dantaliona.
- Nawet jeśli, to ja i tak wygram - powiedział Sytry, pusząc się jak paw.
- Chciałbyś - mruknął Camio i spojrzał na Sytrego. - Nie dorastasz mi do pięt.
- Przestańcie - mruknęła Kotori, a potem wstała od stołu. W końcu zjadła, a więc mogła.
***
W tym samym czasie anioły w boskim pałacu, naradzały się, co zrobić z wojną w Paryżu... Siedziały przy wielkim, okrągłym stole.
- Francja jest silnym ośrodkiem twoich wyznawców Michaelu - powiedział przystojny anioł o długich włosach, związanych w kucyka. Był to Zachariel, zwierzchnik panowań, patrząc na Michaela. - Czyli nie możemy przymknąć oczu na fakt, że rozegrała się tam religijna masakra, tak?
- Ale które z niebieskich zastępów najlepiej tam wysłać? - zapytał anioł z krótkimi włosami i okularach. Azrael, wielki cherubin.
- Przeciwnikiem jest Behemot, minister lądowych wojsk Piekła. Wolałbym się z nim nie spotkać - powiedział ciemnoskóry anioł z włosami uczesanymi na jeża. Był to Raziel, mistrz potęg.
"- Widzę te wasze miny... "Nie moje terytorium, nie moja sprawa", co?" - pomyślał Michael.
- Może ja polecę? - odezwał się jakiś anioł. Był to Metatron, pan cnót. Ubrany w wojskowy strój Bismarcka. Anioł miał krótkie, brązowe włosy oraz czerwone oczy. W ręku trzymał wisienkę, którą po chwili zjadł.
- Metatron?! - powiedzieli chórem aniołowie, patrząc na niego.
- Coś ty na siebie włożył? - mruknął Zachariel.
- No, skoro mieliśmy dzisiaj mówić o tym, jak to wojska pruskie oblegają Paryż tematycznie przebrałem się za Bismarcka - uśmiechnął się Metatron, ściągając z głowy czapkę wojskową.
- Skrzydła opadają! - powiedziały anioły chórem.
- Jak dobrze wiecie, kiedyś byłem człowiekiem - uśmiechnął się Metatron, zamykając oczy. - I nieco lepiej orientuję się w sprawach ziemskich niż pozostali tu zgromadzeni. Poza tym w wojnie francusko-pruskiej tylko cnoty nie wzięły udziału.
- Metatronie - zaczął Zachariel. - Ze wszystkich w niebie, ty chcesz pomagać Michaelowi? - zapytał, a Michael podniósł się z krzesła.
- Do Paryża polecą moje zastępy! - krzyknął Michael.
- W sensie twoja armia zbawienia? - zapytał Raziel.
- Można wezwać z Normandii... - powiedział Azrael.
- Ach, te niemal świętą Jeanne? - zapytał Zachariel.
- W istocie jest potężna, może wypadałoby niedługo awansować ją na Archanioła? - zapytał Azrael.
- Pewnie na to właśnie liczy! - powiedział Zachariel, a potem spojrzał na Michaela. - Wciągasz swoją ulubienicę coraz wyżej opiekuńczą dłonią. Uważaj żeby Ci jej kiedyś nie odgryzła - uśmiechnął się wrednie.
Po chwili do sali wszedł przystojny anioł o długich włosach, sięgających za ramiona. Był to Raphael, władca tronów.
- Spokój! - krzyknął. - Dość tych waśni. Nasz Pan i Ojciec wszechmogący nad wszystkim czuwa! A jego miłość i łaska spłyną także na ziemię, pełną teraz łez i cierpienia. Alleluja! Bóg jest miłością nieskończoną i miłosierdziem! - powiedział z uśmiechem i ze łzami w oczach. Anioły na sali, patrzyły na niego jak na idiotę.
- Rozejść się! - powiedział Michael, a potem wyszedł z sali, jak i inne anioły. Michael szedł chwiejnym krokiem i trzymał się za ramię.
- Pobladłeś czy mi się zdaję? - zapytał Metatron, który podszedł do niego, a potem przyłożył mu do twarzy, poduszkę.
- Co ty...?! - zdziwił się Michael, a poduszka dotykała jego policzka. Metatron trzymał poduchę.
- No patrz, to poduszka z lawendą, którą ostatnimi czasy nabyłem w Paryżu - uśmiechnął się Metatron. - Jest wypchana najwyższej klasy pierzem ptactwa wodnego, śpi się na niej anielsko! A przecież od tego właśnie zależy długie życie najszlachetniejszych z nas - powiedział, a potem przesunął poduszkę, tak by móc spojrzeć w oczy Michaelowi. - Michaelu, czy już nie czas najwyższy, żebyś zapadł w sen?
- Jak śmiesz?! - warknął Michael i odepchnął Metatrona z poduszką od siebie. - Uważaj na słowa ludzki pomiocie!
- Też uważaj. Powoli zaczynasz zanikać - powiedział, patrząc na skrzydła Michaela, które robią się przezroczyste. - Przecież ty sam chciałbyś już odpocząć, prawda? - zapytał.
- O czym... - zaczął Michael, ale po chwili Metatron a potem przysunął się do niego z poduszką. Ręka Metatrona była położna na ramieniu anioła. Ich twarze były blisko.
- A może chcesz, żebym położył się razem z tobą? - zapytał Metatron, patrząc aniołowi w oczy. Michael się wściekł.
- Cuchniesz ziemskim padołem, nie dotykaj mnie! - krzyknął Michael, rozrywając poduszkę. Potem odszedł, wkurzony.
- Prędzej skonam, niż oddam te nieskazitelne Niebiosa jakiejś śmiertelnej małpie - mruknął Michael do siebie.
- Co za strata - westchnął Metatron, łapiąc pióro z rozerwanej poduszki. - Sporo mnie kosztowała - powiedział, a po chwili zanim pojawił się wysoki anioł, bardzo dobrze zbudowany, a włosy miał krótkie i prosa grzywka zakrywała mu oczy.
- O, jesteś, Sandalphonie - odwrócił się Metatron do niego. - Słyszałeś? Podobno mają zesłać ekstazę na Salomona. Będziemy mieli nowego kolegę - uśmiechnął się.
***
Dantalion, Sytry, Kira i Camio pojawili się w Paryżu. Wszędzie były zniszczenia oraz martwe ciała. Paryż jest w czasie komuny Paryskiej.
- Istne cmentarzysko - powiedział Dantalion, patrząc na ruiny i ciała. - Takie zniszczenia pod nosem samego Michaela... Godne podziwu.
- Niebiosa się przeliczyły. Myśleli, że póki nie skończą się wybory na namiestnika. nie wykonamy żadnego ruchu - powiedział Behemot, minister lądowych wojsk Piekła. Był starszym dobrze zbudowanym mężczyzną z brodą i wąsami. Ubrany w wojskowy strój. Behemot jest podwładnym jest podwładnym pani Astaroth, ale pozostaje w bliskich stosunkach z Baalberithem.
- Imponujące zwycięstwo, generale Behemot - powiedział Sytry, podchodząc do niego.
- Rozdarcie Francji, w której kult Michaela jest naprawdę potężny, od dawna było pragnieniem Piekieł - powiedział Camio. - Na pierwszy rzut oka Behemot swoją strategią umiejętnie wykorzystał nieuwagę aniołów, ale czy na pewno? Czy to przypadkiem nie my tańczymy tak, jak ktoś nam zagra? - zapytał, patrząc na Kirę i Dantaliona.
- A więc zajmijmy się tym - powiedział Sytry, a po chwili pojawiły się demony.
- Wasza wysokość! - powiedział jeden demon. - Nadciąga armia aniołów!
Camio spojrzał w górę i zobaczył lewitującą Jeanne.
- To armia zbawienia z Normandii?! - zdziwił się Sytry, patrząc na nią.
- Dantalion, Sytry i wielki generał Camio, wszyscy kandydaci na namiestnika Lucyfera - powiedziała Jeanne, patrząc na nich z lekkim uśmiechem.
- Przysłali upierdliwą dziewuchę - mruknął Dantalion.
- Żegnajcie się z żywotami! - krzyknęła Jeanne, a potem zaczęła z impetem lecieć w ich stronę, trzymając flagę w ręku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz