piątek, 22 lipca 2016

Rozdział 23. - Morgiana

Uśmiechnął się Dantalion pod nosem.
- Wiesz, tera jesteśmy sami. To co innego - powiedział. - No wiesz, co? - mruknął, robiąc sztuczną smutną minkę na słowa Kiry. Chciał się z nią jeszcze podroczyć, jednak dziewczyna poszła do łazienki. Chłopak usiadł na łóżku, a po jakimś czasie Kira uchyliła drzwi, chowając się za nimi i prosiła, aby podał jej ręcznik.
- Dobra, spokojnie już Ci daję - powiedział, a potem wstał z łóżka i wziął jej ręcznik. Ruszył w kierunku drzwi do łazienki. Doszedł i już miał jej podać ręcznik, jednak dziewczyna wciągnęła go do środka i przytuliła do jego pleców. Poczuł jej nagie ciało na swoich plecach, zarumienił się po czubki uszu. Po chwili się spytała, czy się razem wykąpią. Dantalion uśmiechnął się pod nosem.
- Skoro chcesz... - powiedział, a potem odwrócił się do niej, przytulając do siebie. Przejechał dłonią po jej plecach, a potem dotknął pośladków. Po chwili odsunął się od niej, zdjął swoje spodenki, a potem wziął dziewczynę na ręce. Wszedł z nią do wanny, posadził ją na swoich rozłożonych nogach i przytulił się do niej od tyłu. Położył dłonie na jej piersiach i pomasował.
Zachichotał cicho i się zarumienił.
- Wygrałem - szepnął jej na ucho. - Sama chciałaś. Ja żartowałem, ale skoro tak... - zaczął, a potem uśmiechnął się. - To czemu miałbym nie skorzystać? Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz - powiedział i pocałował ją w policzek. - To po kolacji też coś chcesz? - szepnął na ucho. Spojrzał na rumieńce Kiry. Zabrał dłonie z jej piersi, a potem poczochrał ją po głowie. - Żartowałem.
Potem oczywiście umył się wraz z Kirą, a jej reakcje były zabawne dla chłopaka. Później wyszli z wanny, wycierając się ręcznikami. Chłopak zawiązał sobie ręcznik na biodrze, a potem wyszedł z pokoju. Przebrał się w suche ubrania. Założył czerwoną koszulkę z krótkim rękawem, czarne spodnie dżinsowe oraz buty sportowe. Potem jeszcze dosuszył włosy ręcznikiem. Tuż po tym podszedł do przebranej Kiry z której rumieńce nie schodziły z twarzy.
- Przepraszam, więcej tak nie zrobię - uśmiechnął się, a potem pocałował ją delikatnie w usta. - Chodźmy, bo chyba już czas na kolację - powiedział, łapiąc dziewczynę za dłoń. Zszedł z nią na dół do jadalni.

***
Kotori weszła z chłopakami do pokoju i spojrzała na nich.
- Idę się myć pierwsza - powiedziała, a potem wzięła ręcznik i bieliznę, zapomniała wziąć sukienki. Weszła do łazienki, napuściła wody do wanny, rozebrała się i weszła do niej. Po pół godzinie wyszła z wanny umyta i wytarła się ręcznikiem. Założyła bieliznę, a potem wysuszyła włosy. Dopiero wtedy zauważyła, że nie wzięła ubrania na zmianę. Westchnęła, a potem lekko uchyliła drzwi, chowając się za nimi.
- Możecie się odwrócić? - zapytała.
- A co, jesteś naga? - uśmiechnął się Sytry pod nosem.
- Nie, jestem w bieliźnie... - mruknęła.
- To chodź, co się wstydzisz? 
- Wstydzę się, bo jestem w samej bieliźnie?
- Oj, nie przesadzaj... - westchnął Sytry. - Przecież już Cię taką widziałem...
- Że co? - zdziwił się Camio i spojrzał na Sytrego, a ten się uśmiechnął wrednie. - Czy ja o czymś nie wiem?
- A i owszem. Mnie i Kotori łączą bardzo intymne relacje - powiedział Sytry i pokazał mu język.
- Nie kłam, bo tak nie jest. Ty się do mnie przystawiałeś - powiedziała Kotori. Sytry podszedł do drzwi łazienki i otworzył je. Zobaczył Kotori ubraną w czarną bieliznę, majtki były z koronką i małą kokardką.
- S-Sytry! - krzyknęła, zarumieniona. Kucnęła, zakrywając się rękoma i kolanami. - Wyjdź!
- Oj, nie bój się... nic Ci nie zrobię - powiedział Sytry i kucnął na przeciwko niej. Wyciągnął dłoń w jej stronę. Kotori spojrzała na niego. Niepewnie wyciągnęła dłoń w jego stronę, a ten złapał ją za dłoń i pomógł wstać. Pociągnął ją tak, że wyszli razem z łazienki, a dziewczyna wylądowała w jego ramionach.
- Widzisz i po co się było tak wstydzić? - uśmiechnął się, a dziewczyna się mocno zarumieniła i odepchnęła do siebie.
- A-Akysz s-szatanie - wyjąkała, zarumieniona. Sytry zachichotał cicho pod nosem, a potem wziął rzeczy z szafy i ręcznik. Poszedł do łazienki.
- K-Kotori - spojrzał na nią Camio i się zarumienił.
- J-Już się u-ubieram - wyjąkała, a potem podeszła do szafy. Wyjęła czerwoną gotycką sukienkę z czarnymi falbanami. Falbany też zdobiły rękami oraz przy dużym dekolcie była falbanka z kokardką. Sukienka sięgała do kolan. Założyła ją na siebie, a potem podeszła do toaletki i wzięła szczotkę. Po chwili Camio podszedł do niej, zabierając jej szczotkę.
- Ej, co ty... - zaczęła Kotori i już się miała odwrócić, gdy nagle Camio zaczął czesać jej długie włosy, sięgające do pośladków.
- C-Camio... - zarumieniła się.
- Masz piękne i gęste włosy - powiedział z uśmiechem, rozczesując jej włosy.
- D-Dziękuję - wyjąkała.
Chłopak, gdy rozczesał jej włosy, zrobił jej dużego koka, wokoło którego był warkocz. Związał koka wraz z warkoczem czerwoną kokardą.
- Proszę - powiedział z uśmiechem, a dziewczyna spojrzała w lustro. Odwróciła się do chłopaka, a potem przytuliła się do niego.
- Dziękuję, jest śliczny - powiedziała z uśmiechem, a Camio ją objął.
- Cieszę się, że Ci się podoba - znów się uśmiechnął. Po chwili z łazienki wyszedł Sytry ubrany w białą koszulę z szerokimi rękawami, a do tego czarną, zapinaną kamizelką, czarnymi rurkami oraz butami.
- A co tu za romanse się odstawiają? - mruknął Sytry. Kotori odsunęła się od Camio i zarumieniła.
- N-Nic się nie d-działo - wyjąkała.
- Jaką masz śliczną fryzurę - powiedział Sytry z uśmiechem, podchodząc do niej.
- Ja jej ją zrobiłem - pochwalił się Camio.
- Ja bym zrobił jej lepszą fryzurę - powiedział Sytry.
- Nie kłóćcie się już - mruknęła Kotori. - Camio, idź się myć - powiedziała, a chłopak zrobił jak chciała. Wziął potrzebne rzeczy i poszedł do łazienki.
Kotori w tym czasie rozmawiała razem z Sytrym, a gdy Camio wyszedł z łazienki to poszli razem na kolację...
***
W następnym dniu, Kotori została obudzona z rana przez Kirę. W jej łóżku spał Camio wraz z Sytrym, którzy byli przytuleni do niej. Jednak udało jej się wyswobodzić z ich ramion tak, aby ich nie obudzić. Zeszła z łóżka i spojrzała na przyjaciółkę, która wyjaśniła jej, czemu ją tak wcześnie obudziła... Okazało się, że mają dzisiaj pracować jako pokojówki. Służące Kiry dostały dzisiaj wolne, a więc to przyjaciółki mają obsługiwać chłopaków.
- I to twój pomysł? Pogięło Cię? - mruknęła Kotori. Poszły do salonu, gdzie leżały na kanapie dwa stroje pokojówek. Strój składał się z czarnej sukienki, z fartuszkiem. Sukienki miały długie, duże, bufiaste rękawy. Do tego białe pończochy, czarne baleriny, a do tego opaski pokojówek. 
- Nawet zapomnij, że coś takiego założę - powiedziała, biorąc sukienkę. - Ta sukienka jest przykrótka. Ledwo, co za pośladki sięga... - mruknęła, patrząc na przyjaciółkę. Kira posłała jej gniewne spojrzenie. Kotori wiedziała, że nie ma co protestować. W końcu potrafi być nieobliczalna...
Kotori posłusznie przebrała się w strój pokojówki, tak jak jej przyjaciółka. Ubrania poszły odłożyć do szaf w swoich pokojach. Potem zeszły na dół, idąc do kuchni. Przygotowały sobie coś do jedzenia, a potem zjadły. Tuż potem zaczęły robić śniadanie dla chłopców, którzy mieli się niedługo obudzić. Po zrobieniu posiłków, zaniosły je na stół w jadalni. Kilka minut po tym, przyszli chłopcy. Dziewczyny stały obok siebie, przed nimi i ukłoniły się.
- Dzień dobry, panie - powiedziały jednocześnie. 
"- Dlaczego to robię? Ja i bycie pokojówką? Co za poniżenie..." - pomyślała Kotori, a potem się wyprostowała.  
- Dziewczyny?! - zdziwili się.
- Dzisiaj my będziemy wam służyć - westchnęła Kotori. - To był jej pomysł - spojrzała na Kirę.
- Wcale nie taki zły - uśmiechnął się Sytry pod nosem. - Jesteście naszymi prywatnymi pokojówkami? - zapytał, a dziewczyny kiwnęły głowami.
- Kira... - powiedział Dantalion, patrząc na nią. - Ślicznie wyglądasz - uśmiechnął się, podchodząc do niej. - Taka prywatna pokojówka mi pasuję - szepnął jej na ucho.
- Ty też jesteś piękna, Kotori - powiedział Camio i poszedł do dziewczyny.
- J-Jestem t-tylko w s-stroju s-służby - wyjąkała czarnowłosa, rumieniąc się. 
- I co z tego? Mimo wszystko, pasuję Ci - uśmiechnął się. Pogłaskał ją lekko po głowie.
Po chwili usiedli przy stole i zaczęli jeść posiłki przygotowane przez dziewczyny. Tuż po zjedzeniu, zabrali dziewczyny do swoich pokoi...
***
- Kira. Czy ty znowu mnie specjalnie prowokujesz? - zapytał Dantalion, trzymając Kirę na swoich kolanach. Dziewczyna siedziała twarzą do niego. - Nosisz przykrótką sukienkę... Nie chcę, aby ktoś inny Cię taką oglądał - mruknął, a potem pocałował ją namiętnie. - Należysz do mnie - spojrzał w jej oczy, a potem położył dłonie na jej pośladkach i znów ją pocałował. Potem spojrzał na nią, a gdy zobaczył jej rumieńce to zachichotał cicho.
- Jesteś taka urocza - uśmiechnął się, a potem lekko ścisnął jej pośladki. - I ten widok należy tylko do mnie... - znów ją pocałował. Po chwili jedna ręka powędrowała na pierś dziewczyny. Ścisnął ją lekko, a potem spojrzał na dziewczynę. 
- Dobra, już nie będę Cię męczyć - uśmiechnął się, a potem lekko ją podniósł. Posadził ją na łóżku, obok siebie. - Jeśli masz być moją pokojówką przez cały dzień... Musisz się do takich rzeczy przyzwyczaić - powiedział, uśmiechając się zadziornie. Po chwili nachylił się do jej ucha. - A kiedyś może ta zabawa zajdzie dalej - szepnął. Dziewczyna spojrzała na niego groźnym spojrzeniem. Jednocześnie się rumieniła po czubki uszu...
- Mam przechlapane? - zaśmiał się nerwowo, odsuwając się do niej.

niedziela, 17 lipca 2016

Rozdział 22. - Kira

Dziewczyna cały czas przytulała się do ciemnowłosego, nie mając zamiaru tak szybko mu odpuścić. Rany, w końcu są poza szkołą! Mogą robić to, na co tylko mają ochotę, nie przejmując się, że ktokolwiek ich nakryje i będą mieli przez to kłopoty. Musi nadrobić spore zaległości w okazywaniu uczuć swojemu chodzącemu ideałowi, nieprawdaż? A to, że przy okazji będzie miała okazję, żeby mu też podokuczać, cóż, dwie pieczenie na jednym ogniu.
-Przesadzam, hmm? Jako że teraz jesteśmy parą, będziesz musiał przywyknąć do podobnych widoków, mój drogi - odpowiedziała bez chwili wahania, gdy zwrócił jej uwagę. Jej zachowanie jednak na niego działało. Misja zakończona sukcesem. Spojrzała na Kotoriś.
-Gdyby coś między nami zaszło? My w nocy? Kotoriś, Kotoriś, nie podsuwaj mu takich scenariuszy. To dopiero początek wakacji, nie krzyżuj moich niespodzianek - nadęła lekko policzki.
-Zajmę się moim księciem należycie - spojrzała na niego z zadowolonym uśmieszkiem. Kotori spojrzała na pozostałych dwóch chłopaków, więc ta mimowolnie również zerknęła w owym kierunku, ciekawa tym, co tak przykuło uwagę jej przyjaciółki. Ci też byli niczego sobie. Ciemnowłosa dziewczyna podeszła do Camio. Pogładziła go po umięśnionym brzuchu, a potem wzięła pod ramię. Sytry też nie mógł narzekać na brak uwagi. Obserwując jej działania, zmrużyła oczy z zaintrygowaniem.
-No, no, Kotoriś. Widzę, że jednak nie tylko mi się udziela. Ciekawych planów na wieczór - zażyczyła melodyjnym głosem, z trudem powstrzymując się od śmiechu na widok reakcji demonów. Kiedy w końcu skończyły się wygłupiać i torturować chłopaków, wszyscy pobiegli do wody. Kotori skierowała się na nieco głębszą wodę, po czym zanurkowała, a po wynurzeniu ochlapała ją oraz chłopaków.
-To oznacza wojnę! - zadeklarowała, zamierzając się do odwdzięczenia tym samym, ale zanim ktokolwiek zdążył jej oddać, zanurzyła się z powrotem. W końcu jednak udało się ją ochlapać i rozpoczęła się walka. Nieco nierówna, bo była to walka wszyscy przeciwko Kotori, ale było zabawnie. Wszyscy wydawali się mieć niezły ubaw. Po jakimś czasie najwyraźniej miała dość. W sumie nie dziwiła jej się. Cała ta chlapanina była dość męcząca.
-Upiekło Ci się tym razem - odparła, wychodząc razem z innymi z wody. Usiedli na kocu rozłożonym na piasku. Kira wystawiła wystawiła twarz do słońca, chłonąc przyjemne ciepło. Najchętniej położyłaby się na nim i została tu do końca dnia, ale zauważyła, że jej kochany najwyraźniej szybko się znudził. Wstał z koca, biorąc piłkę, którą przez moment mierzyła wzrokiem. Wylegiwanie się na kocu jak żaba na liściu kontra odbijanie piłki, hm. A co tam. Poszła razem z innymi do wody, gdzie zaczęli odbijać do siebie piłkę. Kotori najwyraźniej szybko się znudziło, bo w pewnym momencie odbiła piłkę tak, że ta trafiła Dantaliona w twarz. Rudowłosa prychnęła śmiechem.
-Znaczy się, um, nic Ci nie jest? - zapytała opamiętując się. Chłopak chciał jej oddać, ale Kotori uniknęła trafienia. Miała całkiem niezły refleks, musiała przyznać. Sytry poszedł po piłkę. Pomysł Kotori mu się spodobał i teraz to on próbował trafić Dantaliona, jednak chłopak tym razem nie dał się zaskoczyć. Złapał piłkę, odbijając ją następnie ku Sytremu. Uderzyła prosto w jego twarz. Całkiem porządnie. Niższy demon prawie się przewrócił.
-Świetnie, kolejna wojna. Nie pozabijajcie się tylko. Nie chcę żadnych zwłok na swojej plaży - mruknęła. Po chwili ona sama oberwała piłką, która najwyraźniej miała polecieć do Dantaliona. Złapała ją mocno, mierząc nieświadomego nadchodzącej zguby Sytrego morderczym wzrokiem. Podrzuciła piłkę, uderzając w nią z taką siłą, że chłopak wpadł do wody. Poczekała aż się wynurzy.
-Traf mnie jeszcze raz, a zostawię Cię dwa metry pod piachem - zagroziła z obrażoną miną. Sytry uparł się, że z nią nie przegra, więc rozpoczęła się w sumie trzecia wojna plażowa. Cóż poradzić, najwyraźniej mocno udzieliła im się ostatnia wycieczka do Paryża. Dwoje demonów odbijało piłkę nieprzerwanie, trafiając się, nawzajem, czasami też broniąc. Reszta obserwowała widowisko z boku, ale potem przenieśli się na brzeg, najpewniej obstawiając jakieś zakłady. Ich walka trwała naprawdę długo. Kiedy w końcu przestali mordować się nawzajem tą biedną piłką, dołączyli do reszty. Zmęczeni opadli na koc. Sytry stwierdził, że był remis. Kira nie za bardzo miała siły do dalszych kłótni, więc odpuściła i dała sobie chwilę na złapanie oddechu. Dantalion usiadł obok niej, głaszcząc po włosach. Uznał, że pomimo remisu ona i tak była lepsza.
-Kochanyy - przechyliła łepek, opierając go na ramieniu chłopaka. Potem wszyscy wrócili do wody. Mimo usilnych prób nie robienia sobie na złość, tak czy siak skończyło się pojedynkiem podobnym do wcześniejszego. Na szczęście w miarę szybko przerwał ją nadchodzący wieczór. Grupka wyszła z wody, wycierając się i wracając do rezydencji. Teraz pozostało jeszcze przeżyć kąpiel, kolację, a potem można oficjalnie zakończyć pierwszy dzień z wypadu na plażę bez strat liczebnych czy materialnych.
Kira właśnie szykowała rzeczy, planując iść pod prysznic, a potem wygrzać się w wannie, kiedy poczuła jak ktoś przytula się do niej od tyłu. Był to oczywiście Dantalion. Najwyraźniej próbował grać z jej własną bronią, proponując jej wspólną kąpiel i przypominając o jeszcze jednej ciekawej propozycji, którą złożyła mu na plaży. Powstrzymując rumieńce, odchyliła łepek ku niemu.
-Proszę, proszę, a na plaży byłeś taki grzeczny - skomentowała z wrednym uśmieszkiem. -Zachowaj swoje niecne plany na potem. Niewykluczone, że zapamiętam to sobie i dorwę Cię po kolacji - biorąc przygotowane wcześniej rzeczy, skierowała się w stronę łazienki. Celowo zostawiła ręcznik na brzegu jednej z szafek. Miała pewien plan.
-Bądź grzeczny - dodała jeszcze, znikając po chwili za drzwiami łazienki. Rozebrała się i skierowała pod prysznic. W międzyczasie spora wanna wypełniała się ciepłą wodą, wymieszaną z przyjemnie pachnącym płynem. Zakręciła wodę, a następnie podeszła do drzwi. Uchyliła je nieznacznie, chowając się za nimi.
-Dantalion, podałbyś mi ręcznik? Całkiem o nim zapomniałam! - zawołała do znajdującego się w pokoju chłopaka. -Szyybko! - dziewczyna wyraźnie się niecierpliwiła. Kiedy usłyszała zbliżające się kroki, przygotowała się i gdy tylko chłopak zbliżył się, aby podać jej ręcznik, otworzyła szerzej drzwi, wciągając go wgłąb łazienki za nadgarstek.
-Maam Cię! - cofnęła się, żeby zamknąć drzwi i doskoczyła do niego, przytulając się mocno do jego pleców. Długie, mokre włosy okalały jej ciało tu i ówdzie, ale to nie zmieniało faktu, że była naga, a jej wilgotne po prysznicu ciało przylegało teraz do pleców chłopaka.
-Przygotowałam kąpiel~ Przemyślałam sobie Twoją propozycję i stwierdziłam, iż jednak na nią przystanę - przytuliła się jeszcze mocniej z nadzieją, że zawstydzi go tak bardzo, jak tylko się da.
-To jak~? Kąpiemy się razem? - trzymała łapki z przodu na jego brzuchu, muskając skórę chłopaka opuszkami palców. Nagle odsunęła się, obracając go w swoją stronę i chwytając za dłoń.
-A więc? - przechyliła łepek, przyglądając mu się wyczekująco.

niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział 22. - Morgiana

Dantalion spojrzał na Kirę, która zrobiła smutną minkę. Kotori od razu wiedziała, że odwala swoje kolejne przedstawienie. Przyjaciółka miała okazję widzieć jej inne scenki, przyzwyczaiła się do nich, ale Dantalion raczej nie, a więc miała z niego ubaw. Z trudem powstrzymywała śmiech.
- Nie, nie Kira to nie tak - powiedział zmieszany. - Podoba mi się, oczywiście - lekko się uśmiechnął, patrząc na nią. 
Po chwili Kira uwydatniła swoje piersi, oczywiście trudno mu było na nie nie spojrzeć. W końcu zaczął uciekać wzrokiem, by na nie patrzeć. Nagle dziewczyna się nad nim jeszcze bardziej pochyliła, przez co było chłopakowi coraz trudniej... Przybliżyła się do niego i szepnęła na ucho, przez co zrobił się cały czerwony.
- Kira bez przesady - zaśmiał się nerwowo Dantalion, cały czerwony. - Czy ty to robisz specjalnie? Wiesz, że jestem facetem i jak to na mnie działa... 
- Działa na Ciebie aż za dobrze - powiedziała Kotori z uśmiechem. - A Kira jest wspaniałą aktorką, widzisz, dzięki temu wiadomo jakie są twoje intencje wobec niej. Nie zdziwiłabym się, jakby dzisiaj coś między wami w tym pokoju zaszło - zachichotała cicho.
- Oj, cicho - mruknął Dantalion. Kotori zilustrowała go od góry do dołu, był ubrany w bokserki, jak Camio i Sytry. Książę był nieźle umięśniony, nawet miał sześciopak na brzuchu.
- No, no ty też jesteś niczego sobie. Już widzę Ciebie i Kirę w nocy - zachichotała cicho, a potem podeszła do Camio i Sytrego. Spojrzała na swoich adoratorów i zauważyła, że Camio jest lepiej zbudowany od Sytrego. Obydwoje jednak mieli sześciopaki na brzuchu, ale mięśnie większe miał Camio, przez co Sytry wydawał się przy nim takim cherlakiem. 
Kotori uśmiechnęła się pod nosem, a potem podeszła do Camio. Tak po prostu pogłaskała go lekko po jego kaloryferze na brzuchu, a potem stanęła obok niego. Wzięła go pod ramię, przyciskając do swoich piersi, tak, że mógł je poczuć. Camio zrobił się cały czerwony.
- Kotori, co ty... - zaczął, a ona mu przerwała.
- Camio... - uśmiechnęła się do niego. - Chodźmy razem do wody, a później... - stanęła na palcach. - pobawimy się - szepnęła mu na ucho, kończąc zdanie. Zachichotała cicho. Spojrzała na niezadowolonego Sytrego, a więc sięgnęła do niego swoją drugą ręką i przyciągnęła do siebie. Wzięła go pod ramię, tak jak Camio i przycisnęła do piersi. 
- Z tobą też się pobawię - szepnęła Sytremu do ucha i uśmiechnęła się. Chłopak się cały zaczerwienił. Wiedziała, co sobie myślą, a dla niej to był ubaw. 
- Dobra, chodźmy do wody! - powiedziała, a potem obydwoje wzięła za dłonie i pociągnęła w stronę morza. Biegła razem z nimi. Kira i Dantalion również biegli. Dziewczyna dobiegła z chłopakami do głębszej wody, a potem ich puściła. Od razu po tym zanurkowała do wody, a po chwili się wynurzyła. Przy pomocy swoich rąk wytworzyła niewielką falę, która ochlapała chłopaków i Kirę. Kiedy chcieli ją ochlapać to dziewczyna się znów zanurzyła. W końcu i tak udało się ochlapać Kotori, jak się znów wynurzyła. Wszyscy zaczęli się ochlapywać i ganiać, normalnie jak dzieci... Najbardziej atakowana była Kotori, która sama zaczęła i wszyscy razem zaczęli ją ochlapywać.
- Dobra, stop! - powiedziała Kotori po jakimś czasie i zaczęła ciężko oddychać, Po chwili złapała oddech. Spojrzała na nich i zaśmiała się razem z nimi. 
Wyszli z wody, a potem usiedli na dużym, rozłożonym kocu na piasku.
- Nie spodziewałam się po was czegoś takiego, a szczególnie po tobie, Camio - spojrzała Kotori na chłopaka, który siedział po jej prawej stronie, po lewej siedział Sytry.
- Sama zaczęłaś i gniewasz się na mnie? - spojrzał na nią Camio.
- Nie, no co ty - uśmiechnęła się. - Ale żeby się tak wszyscy na mnie uwzięli... - nadymała policzki.
- Przyzwyczaj się - uśmiechnął się Sytry, a potem poczochrał ją po mokrych włosach. Nawet jej kokarda spadła do wody, a więc miała je rozpuszczone. 
- Nie będziemy tak siedzieć, co nie? - zapytał Dantalion, a potem wstał z koca i wziął piłkę, która leżała na piasku.
- Będziemy odbijać piłkę? - zapytała Kotori i przechyliła lekko głowę w bok. Wstała z koca, jak i reszta. Wszyscy poszli do wody, gdzie zaczęli do siebie odbijać piłkę, jednak po kilku minutach Kotori się trochę znudziło, a więc gdy złapała piłkę to się uśmiechnęła pod nosem. Rzuciła piłkę w górę, a potem odbiła ją tak, że aż trafiła w twarz Dantaliona. Na szczęście nic mu się nie stało, ale był w lekkim szoku.
- Ej, za co to?! - spojrzał na nią Dantalion.
- Za to, że żyjesz. Wystarczający powód - uśmiechnęła się wrednie. Dantalion wziął piłkę, a potem odbił tak, by oddać Kotori. Jednak nie trafił, bo dziewczyna uniknęła ciosu.
- Za słabo - uśmiechnęła się Kotori i chciała iść po piłkę, jednak poszedł po nią Sytry. 
- Wiesz, Kotori, taka zabawa mi odpowiada - uśmiechnął się Sytry, a potem odbił piłkę i rzucił w Dantaliona. Jednak demon ją złapał.
- Już się nie zaskoczę! - powiedział Dantalion z uśmiechem, a potem odbił piłkę, celując w Sytrego. Udało mu się trafić w jego twarz tak mocno, że aż o mało, co się chłopak nie przewrócił.
- Zabiję Cię! Walnąłeś mnie w moją twarz! - warknął Sytry, a Dantalion się zaśmiał. Sytry rzucił piłkę w jego stronę, jednak zamiast w niego, przez przypadek trafił w Kirę.
- Jak umrzesz, kupię Ci różową trumnę - powiedziała Kotori, klepiąc Sytrego po ramieniu.
- Co? - zdziwił się Sytry, a po chwili zrozumiał o co chodzi Kotori. Dostał tak od Kiry, że aż wpadł do wody. Na szczęście nic mu się takiego nie stało i się wynurzył. Zaczął kaszleć wodą, ale po chwili już było wszystko dobrze.
- C-Co to b-było? - wyjąkał, zszokowany Sytry.
- Siła wściekłej Kiry - uśmiechnęła się Kotori do niego. - Chyba jej nie oddasz, w końcu to dziewczyna.
- Nie ważne, czy dziewczyna czy nie... pokonam ją! - uśmiechnął się pod nosem, a potem odbił piłkę w stronę Kiry. Zaczęła się ich walka, oczywiście każdy z nich kilka razy dostał jak i się obronił. Dantalion, Camio i Kotori patrzyli na to wszystko z boku.
- Ej, jak myślicie, kiedy oni skończą? - spojrzała Kotori na Camio i Dantaliona.
- Nie wiem, ale myślę, że zaraz padną - powiedział Camio, a potem wyszedł z Kotori i Dantalionem z wody. Wszystko obserwowali z koca.
- Jak myślicie, kto wygra? - spojrzała na nich Kotori
- Chyba wynik jest równy, ale myślę, że Kira - powiedział Dantalion. - Sytry na pewno nie, bo to Sytry...
- Ten argument... - zachichotała Kotori.
W końcu po jakimś czasie wrócił Sytry z Kirą, obydwoje byli zmęczeni i padli obok nich na kocu.
- Kto wygrał? - zapytał Camio.
- Remis - powiedział Sytry, ciężko dysząc.
- Nawet, że remis to i tak Kira jest lepsza - powiedział Dantalion z uśmiechem, siadając obok Kiry. Pogłaskał ją po głowie.
- Chciałbyś - mruknął Sytry i usiadł obok Kotori. 
- I teraz oczekiwałeś ode mnie słów "jesteś najlepszy"? - spojrzała Kotori na Sytrego. - Zapomnij. Kira jest najlepsza - uśmiechnęła się wrednie.
- Pff... nie oczekiwałem - powiedział, a potem skrzyżował ręce na piersi i nadymał uroczo policzki. Kotori zachichotała. Przysunęła się niego, a potem nachyliła do jego ucha.
- Jesteś n-najlepszy i c-cudowny - wyjąkała, szepcząc i rumieniąc się. Pocałowała go w policzek, a potem wstała z koca.
Wszyscy z powrotem wrócili do wody, tym razem, gdy odbijali piłkę to starali się nie robić sobie na złość. Jednak tak było do czasu, gdy nagle Camio przez przypadek rzucił piłką w Sytrego, a potem dostała Kira od niego. Kotori i Dantalion również, a więc zaczęła się grupowa walka, która nie miała najmniejszego sensu, ale jakiś ubaw był.
Po jakimś czasie dali sobie spokój, bo wszyscy się zmęczyli. Poszli odpocząć na kocu, gdzie rozmawiali ze sobą, tuż po tym wrócili do wody i spędzili tam razem czas.
W końcu nastał wieczór, wyszli z wody, wzięli ręczniki, którymi się wytarli i ruszyli w stronę rezydencji. Poszli do swoich pokoi.
Dantalion wszedł z Kirą do pokoju, a potem spojrzał na drzwi do łazienki, które się w nim znajdowały. W końcu musieli się umyć do kolacji.
- Kira... - powiedział, a potem przytulił się do dziewczyny od tyłu. - Chciałabyś się ze mną wykąpać? - szepnął jej na ucho. - Sama powiedziałaś, że jak chcę to możemy zrobić coś innego - uśmiechnął się wrednie pod nosem. Chciał się na dziewczynie odegrać po tym, co wcześniej odstawiła.

Rozdział 21. - Kira

Walka z Jeanne nie należała do łatwych, wręcz przeciwnie, demony nieźle musiały się natrudzić, aby ją odeprzeć. Ogromną pomocą okazał się Camio. Chłopak miał wspaniałe podejście taktyczne. Gdyby nie on, ciężko powiedzieć czy daliby sobie radę.
Choć było naprawdę ciężko, Kira nawet ucieszył fakt, że w końcu miała do czynienia z przeciwnikiem na poziomie. Blondynka nie popełniała absurdalnych błędów, doskonale radziła sobie na polu bitwy i nie puszyła się niepotrzebnie. Hm, no może odrobinę. Rudowłosa wyczaiła odpowiedni moment, gdy Jeanne odpierała atak chłopaków, przemykając na tyły. Zanim zdążyła rzucić się w jej kierunku i zaatakować, łuczniczka potraktowała jasnowłosą solidną salwą strzał, które nieźle ją pokiereszowały. Równie dobrze mogła skorzystać z wybuchu, ale odkąd stała się silniejsza, nie zdołała odpowiednio zbadać nowych możliwości. Zbyt wielkie ryzyko na zranienie sojusznika.
-Teraz! - usłyszała głos jednego z chłopaków. Wszyscy w jednym momencie uderzyli w blondynkę. Niezwykłe jak szybko potrafiła wziąć się w garść i odratować przed prawie śmiertelnym ciosem. Nie zabili jej. Wycofała się, wracając do nieba. Nie był to wymarzony finał tego starcia, ale przynajmniej sobie poradzili. Można było uznać demony za zwycięską stronę konfliktu. Po wszystkim przyglądali się dalszemu przebiegowi wojny aż do późnej nocy. Nad Francją została utworzona przestrzeń, jakby z chmury, gdzie przebywali. Camio siedział na tronie, Kira z dwójką pozostałych chłopaków zbliżyła się ku krawędzi, patrząc w dół. Wyraźnie mieli złe przeczucia. Przysłuchiwała się ich podejrzeniom, miarowo zaciskając palce na skórze przedramion. Kiedy usłyszała, że kiedy tu walczyli, anioły mogły dorwać Kotori, mało brakowało i przebiłaby sobie skórę własnymi paznokciami. Mimo że jej prawie niezawodny instynkt podpowiadał jej, iż wszystko z nią w porządku. Musiało być w porządku. Była z nią tak zżyta, że choćby siedziała teraz w kilkuset letniej przeszłości, wyczułaby, do cholery, gdyby było inaczej. A wtedy pojawiłaby się przy niej szybciej od mrugnięcia okiem. A napastnika wywróciła flakami na lewą stronę, jak skarpetkę. Nikt nie ma prawa skrzywdzić Kotori, dopóki ona jeszcze żyje.


Po wojnie wrócili do szkoły. Nadszedł czas wakacji, więc dziewczyny wymyśliły, że zaproszą chłopaków na plażę. Raincrownowie lubią sobie na wiele pozwalać. Byli w posiadaniu sporego kawałka prywatnej plaży z rezydencją, więc Kira korzystała z możliwości spędzania tam czasu, kiedy tylko trafiało się jej jakieś dłuższe wolne. Zgodzili się, więc już pierwszego dnia wakacji spakowali się i pojechali. Podróż przebiegła o dziwo bez kłótni. Po dotarciu do rezydencji, wysiedli z powozu, zabierając bagaże do środka. Powitały ich służące. Jako że nikt poza nielicznymi z nielicznych nie wiedział o prawdziwej tożsamości dziewczyny, póki co musiała przebywać w formie lady. Ustaliła wcześniej z Dantalionem, że będą dzielić pokój, a reszta zajmie we trójkę inny. Ich reakcja była bezcenna. Nie sądziła, że trójka osób może zadać pytanie "Co?" w tak zsynchronizowany sposób. Chłopak wyjaśnił im, w czym tkwi powód owej decyzji. Kotori niespecjalnie się sprzeciwiała, więc problem z głowy. Kazała tylko chłopakom wziąć jej walizki, a pokojówki zaprowadziły ich do pokoju. Same pokoje, cóż, oczywiście nie mogły być byle jakie. Wszyscy się rozpakowywali. Kira zostawiła pod ręką kostium na plażę i posłała Dantaliona do drugiego pokoju, żeby zgarnął towarzystwo, a ona mogła się w spokoju przebrać. Chłopaki poszli pierwsi, dziewczyny spotkały się, wychodząc z pokoi. Kotori miała czarne bikini z dodatkiem falbanek i kokardy, ona sama wycelowała w proste bikini w kolorze ciemnego granatu, wiązane na plecach oraz szyi, ale w połączeniu z jej figurą tak czy siak wyglądało niesamowicie. Zaśmiała się na komentarz przyjaciółki, że jej książę padnie na ten widok.
-Na Twój widok staną się pierwszymi demonami, które zginęły przez zawał serca. Chodźmy! - opuściły rezydencję, kierując się w stronę plaży. Kiedy była pewna, że już na pewno żadna z pokojówek jej nie zobaczy, zmieniła wygląd na swój. Po drodze splotła rude włosy w długi warkocz. W końcu dostrzegły chłopaków, więc udały się w ich kierunku. Jak przewidywały, ich reakcje były powalające. Najpierw przyglądali im się od góry do dołu, potem zaczerwienili do granic możliwości. Ba, poleciało nawet trochę krwi. Warto było! Kotori zachichotała, Kira z trudem powstrzymywała atak śmiechu, ściskając w dłoniach ręcznik. Jej ramiona drżały nieznacznie z rozbawienia. Ale to nie koniec! Musiały przecież poznać ich opinie! Brunetka podeszła do Camio i Sytrego, Kira do swojego ukochanego bruneta.
-I jak? - zapytała, z trudem ukrywając zżerającą ją ciekawość. Na początku powiedział, że ma się tak więcej nie ubierać, na co posmutniała, ale szybko rozpromieniła się, gdy przyznał, że ślicznie wygląda. Kotori dogryzała mu, że ma zboczone myśli. Ona sama nie mogła się powstrzymać, żeby czegoś nie odwalić.
-Ale...jak to? Przecież to plaża. Mam się opalać i kąpać w ubraniach? - przechyliła łepek z niewinnym wyrazem twarzy - Chyba jednak Ci się nie podoba...huh - szepnęła, udając smutną minkę. Wsunęła palec pod paseczek od wiązania na szyi. Tkwiła przez moment w bezruchu, uśmiechając się niespodziewanie.
-A może problem tkwi w czymś innym~? - skrzyżowała ręce pod piersiami, unosząc je lekko i przy tym uwydatniając.
-Może wolisz oglądać mnie taką tylko na osobności? Wiesz, mamy wspólny pokój. Mogę Ci potem zrobić prywatny pokaz, jeśli chcesz - pochyliła się ku brunetowi, tak by miał jeszcze lepszy widok na jej piersi. Zabawa była przednia. Zbliżyła się jeszcze, muskając ustami jego policzek.
-Chyba że wolisz jeszcze coś innego. Powiedz tylko słowo~ - wyszeptała mu na ucho, przytulając się do chłopaka.

sobota, 9 lipca 2016

Rozdział 21. - Morgiana

Zaczęła się walka z Jeanną. Camio nasłał na nią armię demonów. Jednak dziewczyna sobie z nimi poradziła bez trudu.
- Jaka ona jest wkurzająca - mruknął Sytry. Wystawił swoją rękę w jej stronę, a potem wystrzelił błyskawicę. Jeanna z łatwością je ominęła, a potem spojrzała na Sytrego.
- Tak szybko chcesz śmierci? - uśmiechnęła się, a potem z impetem zaczęła lecieć w jego stronę. Nim się spostrzegł, była tuż przed nim i przy pomocy swojej flagi z wielką siłą odrzuciła Sytrego.
- Wy demony jesteście tacy słabi - mruknęła, lądując na ziemi. Ruszyła w stronę Sytrego, który ledwo podniósł się z ziemi.
Nagle przed nią pojawiła się Kira z Dantalionem.
- Dalej nie pójdziesz - powiedział Dantalion, a potem zaatakował Jeannę swoimi płomieniami. Jednak ta obroniła się, barierą. Zaczął z nią walczyć razem z Kirą.

***
W tym samym czasie Kotori przebywała w bibliotece. Obok niej leżał stos książek o Salomonie, w tym grimoire.
"- Demony istnieją, anioły też" - pomyślała. - Nieważne, jak ogromny postęp nastąpi w nauce. Nie mogę już dłużej wrzucać ich wszystkich do jednego okultystycznego worka" - westchnęła cicho i spojrzała na grimoire "Klucz Salomona".
"- Salomon... Czy ja naprawdę mam z nim coś wspólnego? Nawet jeśli faktycznie to mój przodek, ja przecież nie jestem nim... Czyżby po prostu sterowali mną jak chcą? Czy następnym razem znowu mam polegać na Dantalionie, jeśli coś mnie zaatakuje?" - znów westchnęła, rozmyślając i przeglądając nadal książkę.
"- Ale raczej nie da się ich zabić mieczem ani bronią palną... hm..." - pomyślała. "- Salomon całkowicie podporządkował sobie siedemdziesiąt dwa filary dzięki swojej mądrości i obeznaniu we wszelkich sztukach magicznych. Na tym świecie istnieją rozmaite rodzaje wiedzy tajemnej, a jeśli da się je rozpracować za pomocą fizyki, mechaniki i matematyki?" - myślała dalej i uśmiechnęła się pod nosem. "- Jeśli wkuwaniem rozwiążę problem, nawet magia nie ma ze mną szans! W końcu piąty rok z rzędu jestem naczelnym ryjcem! Drżyjcie!" - zachichotała cicho, a potem odłożyła książki i poszła do swojego pokoju.
Położyła się na łóżku. Rozmyślała o chłopakach i Kirze. Martwiła się o nich. W końcu usnęła. Spała twardo.
Po kilku minutach do jej pokoju wszedł Kevin...

"- Od wieków sprawuję nadzór nad Anglią. Osobiście zesłałem ekstazę, na Alfreda Wielkiego czy Tomasza Cranmera... I jeśli ją również to spotka... osobowość Kotori Twining stopniowo zaniknie" - pomyślał Kevin. Musiał wykonać zadanie, w końcu rozkazał mu Michael, aby zesłał ekstazę na Salomona...
Kevin podszedł do łóżka Kotori, a potem trochę rozpiął jej mundurek. 
- Proszę mi wybaczyć, panienko - powiedział Kevin. - W niebiosach może mnie panienka karać, ile dusza zapragnie.
Położył dłoń na jej klatce piersiowej, na szczęście miała zaklęcie ukrywające płeć, a więc była płaska.
Po chwili nagle pojawiło się światło z piersi dziewczyny, które odepchnęło rękę kamerdynera.
- Jak to możliwe? - zdziwił się Kevin, zabierając dłoń. - Dlaczego nie da się na niego zesłać ekstazy? Wielkie nieba... Czyżby to dlatego, że w panience nie ma ani grama wiary? Bóg ojciec przegrał z atomami? Brawo panienko! - powiedział, zdziwiony Kevin, trzymając się za głowę. - Ale... jestem pewien, że panienka mimo wszystko została ochrzczona, więc dlaczego tak uparcie mnie odrzuca? - zapytał, patrząc na śpiącą Kotori. Po chwili wszedł na jej łóżko.
- Musi być jakaś blokada i póki jej nie wyeliminuję, nie zdołam zesłać na nią ekstazy. Nie ma rady. Czas na terapię szokową - oznajmił Kevin, a potem dosłownie wszedł do ciała Kotori przy pomocy swojej mocy. Kevin poruszał się w jakimś wymiarze, gdzie było pełno drzwi, które lewitowały. Kevin poruszał się między nimi.
"- Dusza ludzka jest jak księga pełna pustych stronic i nie da się ich wszystkich zapełnić w ciągu zaledwie jednego życia. Zostają zapisane na przestrzeni wielu żywotów. Dlatego jeżeli tylko ktoś nie daje się ograniczać pojęciu "czasu". Będzie w stanie zobaczyć te poprzednie życia, jakby czytał otwartą księgę" - pomyślał Kevin, a potem podleciał do jednych drzwi i je otworzył. "- Miałem kilka par skrzydeł i wraz z innymi Archaniołami - Michaelem, Raphaelem, czy Gabrielem - stawałem przed obliczem Pana. Nazywano mnie aniołem pokuty" - znów pomyślał, a potem wleciał do środka. Zobaczył przed sobą las, a w nim palący się budynek. Obok niego, leżała dwójka ludzi, byli to rodzice Kotori.
- Czy to chwile zaraz po wypadku, w którym zginęli rodzice panienki? - zdziwił się Kevin.
Mała dziewczynka, którą była Kotori podbiegła do swoich rodziców, niestety byli już martwi. Dziewczynce z boku głowy leciała krew... sama była ranna, ale żyła. W ręku trzymała pierścień Salomona.
- Ależ to... - zaczął Kevin i spojrzał na pierścień. Po chwili zza Kotori pojawił się mężczyzna i podniósł rękę, a w niej trzymał nóż. Dziewczynka się odwróciła i krzyknęła, gdy napastnik zaczął się do niej zbliżać nożem, to wtedy Kevin wyleciał z ciała Kotori i wpadł na ścianę.
- Jeśli to jest ten powód, dla którego panienka odrzuca niebiosa, to nigdy nie przyjmie ekstazy! - powiedział zszokowany Kevin i podszedł do łóżka Kotori.
- A więc trzeba zabić Salomona - powiedział anioł, który się pojawił za Kevinem, Kevin się do niego odwrócił.
- Raguel?! - zdziwił się Kevin.
- Proszę wybaczyć - powiedział Raguel, patrząc na Kevina. - Lecz jeśli nie wykonamy zadania, to panu będzie groziło niebezpieczeństwo. Michael nie żartuje. Proszę... niech mnie pan nie zdradzi po raz kolejny.
***
W końcu nastała noc, a Gilles leciał w stronę kościoła, który znajduję na terenie szkoły Kotori.
- A więc to takie buty! - uśmiechnął się Gilles, lecąc. - Błyskawiczny kontratak Niebios był tak naprawdę przykrywką, żeby Uriel mógł przechwycić Kotori. W przeciwnym razie miałby nie lada kłopot w starciu przeciwko siedemdziesięciu dwom filarom. Nawet jeśli jest byłym Archaniołem. Nic dziwnego, że widzą w panu Camio następcę Lucyfera... - mruknął, a po chwili doleciał do kościoła, a przednim błysnęła bariera ochronna. 
- Napisy po enochiańsku... to kryształowa bariera Uriela? - zapytał, zdziwiony, a po chwili się uśmiechnął. - Nie szkoda Ci czasu na takie pół środki?! - krzyknął, a potem zniszczył barierę, swoją mocą. Pojawił się w innym wymiarze, gdzie wokoło niego i na ziemi były jakieś kwadratowe pola. 
Spojrzał w dół i zobaczył Croby'ego oraz innych księży.
- Czekaliśmy na Ciebie - powiedział Crosby, patrząc na Gilles'a. - Ma się rozumieć, że nie pozwolimy Ci zrobić ani kroku dalej.
- Hohoho - uśmiechnął się Gilles i spojrzał na pastora. - Ręka Boga? Czyli moje przypuszczenia były słuszne - powiedział i jego mina spoważniała, a źrenice się pomniejszyły. - Zamierzacie zesłać na Kotori ekstazę, mam rację? Marionetki w rękach Boga - oto, kim są święci. Odbieracie im wolę i siłą zaciągacie do Nieba. To samo zrobiliście Jeannie! - krzyknął wściekły, przypominając sobie jak za życia widział ekstazę Jeanny. Ekstazę zesłał na nią Michael. Po dokonaniu ekstazy Jeanna upadła na ziemię, jej wzrok był pusty, była niczym lalka...
- Zrobiliście z niej bezmózgą lalkę! - znów krzyknął wściekle Gilles.
- Kto przebywa w pieczy najwyższego i w cieniu wszechmocnego mieszka mówi do Pana! - wypowiedział te słowa Crosby z księżami i pojawiły się demoniczne chowańce z maskami na których miały namalowany krzyż. Zaatakowały Gilles'a.
- Wy namolne klechy! Wasze egzorcyzmy są gówno warte! - krzyknął Gilles i użył swojej ogromnej mocy, pokonując wszystkie chowańce. - Wkurzają mnie takie przydupasy aniołów. Wyrżnę was wszystkich - powiedział wściekle, patrząc na nich.
- Żeby tak wygrażać Niebiosom nawet po śmierci... Zasłużyłeś na opinię bluźniercy, Sinobrody - stwierdził Crosby i spojrzał na demona. - Ale czy nie przeoczyłeś czegoś?
- Co masz na myśli? - zapytał demon.
- Zastępy niebieskie właśnie zmierzają do Francji. Domyślasz się chyba, kto stoi na ich czele?
- Niemożliwe... - zdziwił się Gilles.
- A zatem to raczej niewskazane, żebyś tutaj marnował czas? Nie chcesz się z nią spotkać? Z tą dziewicą, której kiedyś służyłeś całym sercem? - uśmiechnął się pastro, a Gilles się zaśmiał psychopatycznie.
- Jeśli spodziewałeś się ckliwej historyjki, to cię rozczaruję. Myślisz, że zostałem demonem po to, żeby ją po prostu zobaczyć? Pewnie, chce się z nią spotkać, żeby unurzać ją w kałuży krwi i zbeszcześcić. Wziąć siłą, aż zatrą się wszystkie ślady, które zostawił w niej Michael z pełnym okrucieństwem. Oto czego pragnę, bo tylko tak zdołam uwolnić Jeannę z działania esktazy i sprawić, że znów będzie człowiekien. Pogrzebię ją własnymi rękami! - uśmiechnął się psychopatycznie.
- Ty demonie! - warknął Crosby.
- Zgadza się! Przesiąkłem złem i podłością do szpiku kości!

***
Demony uporały się z Jeanną, bo w końcu odpuściła i wróciła do nieba, jednak zajęło to demonom sporo czasu. W końcu Kira, Sytry, Dantalion i Camio musieli połączyć siły by ją odeprzeć. Również inne demony się przyłączyły z rozkazu Camio, gdyby nie on mogliby sobie nie poradzić. W końcu prowadził ich taktycznie, ale sam też walczył.
 Po wszystkim obserwowali nadal wojnę aż do nocy. Nad Francją stworzyli przestrzeń z chmury na której przebywali. Camio jako synek Lucyfera siedział na tronie.
Sytry podszedł wraz z Kirą i Dantalionem na skraj chmury i spojrzał w dół.
- Na pierwszy rzut oka to zwyczajny zryw wolnościowy, ale mam złe przeczucia. Jestem przekonany, że ten atak armii niebiańskiej został zaplanowany przez Michaela - powiedział Sytry, opierając palce jednej ręki o pobródek. - Chciał uwikłać siedemdziesiąt dwa filary w walkę i pod naszą nieobecność dopaść Kotori... Tylko czy naprawdę byliśmy jedynie pionkami na szachownicy Michaela? Jeśli Francja faktycznie upadnie... Kto na tym zyska?
- Zdaję się, że w Niebie trwa walka o władzę - powiedział Dantalion. Dyktatura Michaela nie będzie trwała wiecznie, bo od dawna nie spał. Zorientowałem się jak ostatnio walczyłem z jego naczyniem. Nawet jeśli sterował nim z daleka, to Michael nie mógł być w najlepszej formie. Jest poważnie osłabiony.
- Dlaczego nie zapadnie w sen? Rozumiem, że trudno wybrać dobry moment, jeśli chcesz utrzymać władzę, ale przecież to wpływa na naszą długość życia - powiedział zaskoczony Sytry.
- To prawda, ale Michael był zdeterminowany wspiąć się na szczyt nawet za cenę strącenia do Piekieł własnego brata. Nie dziwi mnie, że długość życia nie jest dla niego priorytetem. Mam tylko nadzieję, że Uriel zachował zdrowy rozsądek. Ale jakby nie było, ktoś nami manipuluje i to nie Michael, ani Uriel. Tylko jeszcze ktoś inny.

***
W tym samym czasie Metatron siedział w swoim pokoju, w niebie. Nucąc sobie pieśń jadł wisienki. Siedział na komodzie, a po chwili zszedł z niej.
- Nadchodzi era Niemiec, Sandalphonie - powiedział, patrząc na anioła. - Napoleon nie żyje! Paryż legł w gruzach, tak samo jak wiara ludzi w Michaela. Niechybnie straci on swój ośrodek kultu. Jaka szkoda, a mógłby po prostu pójść spać.

***
Po wojnie demony wróciły do szkoły. Zaczęły się wakacje, a więc Kotori i z Kirą zaproponowały chłopakom by pojechali razem na plażę. Kira posiada własną część plaży z rezydencją, a więc postanowiły to wykorzystać. Oczywiście nie było sprzeciwów. Wszyscy w pierwszy dzień wakacji się spakowali i pojechali powozem. Podczas podróży nawet się świetnie bawili. Rozmawiali ze sobą, a nawet nie obyło się kłótni chłopaków o Kotori. Co już było normą. W końcu dojechali po kilku godzinach, wysiedli z powozu, a potem zabrali swoje walizki do rezydencji. Weszli na korytarz i przywitały ich pokojówki, Kiry.
- Ja mam pokój z Kirą - uśmiechnął się Dantalion, biorąc walizkę Kiry. - Ustaliłem z nią to wcześniej, a wy macie we trójkę.
- Co?! - powiedzieli jednocześnie.
- Ja z nimi?! - zdziwiła się Kotori. - Oni się pozabijają!
- O to chodzi, by się w końcu ze sobą dogadali - powiedział Dantalion.
- Ale do czego ja im potrzebna? - mruknęła.
- Żebyś ty ich pilnowała...
- No dobra... - westchnęła. - Bierzcie moje walizki! - spojrzała na Camio i Sytrego. Oczywiście posłuchali się jej, bo w końcu jako, że ma duszę Salomona ma nad nimi władzę. Pokojówki zaprowadziły ich do pokoju. Mieli obok pokoju Dantaliona i Kotori.
Pokój był ogromny, była w nim toaletka, komoda, trzy szafy oraz trzy ogromne łóżka z baldachimami.
- Jakie super! - uśmiechnęła się Kotori i rzuciła się na łóżko, które stało po środku, przy ścianie. Po prawej i lewej stronie jej łóżka, były pozostałe. Po chwili wstała i wzięła swoje walizki od chłopaków, a potem stanęła przy jednej z szaf. Zaczęła się rozpakowywać.
- Po rozpakowaniu pójdziemy na plażę? - uśmiechnął się do niej Sytry, stając przy szafie, która znajdowała się przy dziewczynie.
- Jasne - kiwnęła głową, a potem się dalej rozpakowywała. Po jakimś czasie rozpakowała się razem z chłopakami i do ich pokoju wszedł Dantalion, mówiąc by poszli zaraz na plażę.
Kotori wyjęła z szafy strój kąpielowy, który dostała od Kiry, a potem poszła do łazienki do której drzwi znajdowały się w ich pokoju.
- Idźcie, ja potem dojdę - powiedziała do chłopaków, wchodząc do środka.
W łazience zdjęła z siebie męskie ciuchy i zdezaktywowała zaklęcie ukrywania płci, a więc jej sylwetka i piersi się zmieniły na żeńskie. Ubrała się w bikini od Kiry. Było czarne, a przy majtkach miała falbanki, tak samo przy staniku na dekolcie wraz z dużą kokardą. Włosy miała związane jak zwykle w wysokiego kucyka.
Wyszła z łazienki i chłopaków już nie było, a więc wyszła z pokoju i spotkała Kirę, o dziwo bez jej księcia.
- No, no nieźle - uśmiechnęła się, patrząc na strój przyjaciółki. - Dantalion padnie jak Cię zobaczy - powiedziała, a potem wyszły z rezydencji, kierując się na tył, gdzie była plaża. Ten kawałek plaży Kiry był ogromny. Kotori zaczęła się rozglądać, najbardziej jej uwagę przykuło morze, było piękne. Po chwili zauważyła chłopaków, którzy stali niedaleko, a więc podbiegły do nich.
- Chłopaki! - krzyknęła Kotori, a oni się odwrócili. Zilustrowali dziewczyny od góry do dołu. Cała trójka zrobiła się czerwona, a nagle z ich nosów poleciało trochę krwi... Szybko się odwrócili, by zająć się problemem.
Kotori zachichotała cicho, widząc ich reakcję. Po chwili się z powrotem do dziewczyn odwróciły.
- No, co sądzicie o moim stroju? - uśmiechnęła się Kotori, podchodząc bliżej Camio i Sytrego.
- U-Uroczy... - wyjąkał Camio.
- P-Pasuję Ci - wyjąkał Sytry z uśmiechem. Obydwoje uciekali wzrokiem, tak samo było z Dantalionem, który rumienił się przed Kirą.
- Kira, proszę nigdy więcej się tak nie ubieraj - powiedział Dantalion, cały czerwony. - Wyglądasz ślicznie, ale... - zaczął, a Kotori mu przerwała.
- Niech zgadnę, masz zboczone myśli? - uśmiechnęła się. - Wiesz, jak Cię tak podnieca i masz z nią pokój... masz wiele okazji... - uśmiechnęła się wrednie, a Dantalionowi zabrakło słów. 

Rozdział 20. - Kira

Po pokonaniu hrabi, jej aura stała się znacznie silniejsza, czuła to doskonale. Zastrzyk mocy sprawił, że ogarnęła ją ogromna pokusa kontynuowania walki. Cały czas nie odrywała wzroku od Baalberitha, jakby czekała na jego atak, będąc w całkowitej gotowości do drugiej rundy. Teraz mogła sobie pozwolić na walkę z kimś na jego poziomie i miała zamiaru z tej możliwości skorzystać. Niemniej jednak zrezygnowała, gdy podszedł do niej Dantalion. Spojrzała na niego, uśmiechając się na jego gratulacje.
-W końcu nadeszła ta pora. Dziękuję, Dantalionku - brunet złapał ją za rękę, odciągając od Baalberitha. Złapała mocniej jego dłoń, jakby nie chciała już nigdy jej puszczać, a po wkroczeniu z powrotem do sali, rozejrzała się po zgromadzonych demonach, które patrzyły na nią z takim zdumieniem, jakby była istotą z obcej planety. Psiakrew, jednak zwróciła za dużo uwagi. Już chyba całe piekło wiedziało, że jest nowy hrabia, ba, co by to było, gdyby została kimś jeszcze rangę wyżej.  Parze jakoś udało wmieszać się w tłum, razem z Kotori oraz Sytrym, którzy szli za nimi. Przynajmniej Baalberith ich nie znajdzie. Teraz jednak mieli na głowie Astaroth. Podeszła do nich, twierdząc że muszą porozmawiać. Cholercia, chyba jednak nie dotrze dzisiaj do tego alkoholu. Szkoda, ale jak trzeba, to trzeba. Udali się za nią do innego pokoju. Po drodze dołączył do nich Camio. Grupka usiadła na kanapie, Astaroth na drugiej, naprzeciwko nich. Kira wycwaniła się, przysuwając sobie osobny fotel i usiadła, podciągając stopy pod siebie. Spojrzała na władczynię, a ta zaczęła mówić. Okazało się, że w Paryżu toczy się wojna, a jako iż Francja jest ośrodkiem wyznawców Michaela, prawdopodobieństwo, że mu coś odwali i wleci do stolicy z zastępami niebieskimi. Kira spojrzała w stronę Dantaliona, jak gdyby chciała powiedzieć “widzisz, trzeba było jednak usmażyć tego gołębia”.
Nadszedł czas na polecenia. Demony miały wyruszyć do Francji. Camio miał dowodzić, Sytry być jego adiutantem, Dantalion wraz z Kirą mieli pomagać. Dziewczyny nie opuszczało dziwne wrażenie, że koniec końców to oni we dwójkę odwalą brudną robotę, a reszta będzie rozkazywać i ładnie wyglądać na polu walki.
Jego cesarska mość czy jak kto woli 'praszczur' rozkazał posłać wszystkich kandydatów Piekła na ziemię. Mieli też zapomnieć o sprawie z Salomonem. Astaroth podkreśliła, że ich pilniejszym problemem na tę chwilę są anioły. Cóż, najwyższy czas pokazać gołąbkom gdzie raki zimują.Rozmowa z władczynią dobiegła końca, a grupka przyjaciół wróciła na salę.
-Kotooriiś, będę tęskniiić. Uważaj na siebie, kiedy nas nie będzie - Kira wydawała się być tak przejęta rozstaniem na czas misji we Francji, jakby wysyłali ją na drugi kraniec świata. Camio polecił jej brunetce, żeby na siebie uważała. Ledwo się uśmiechnął, a ta się zarumieniła. Dantalion dodał od siebie, że w razie potrzeby przyjdą odsieczą, ponownie chwytając rudowłosą za dłoń. Ta poprawiła chwyt, splatając ze sobą ich palce. I nagle zaczęły się igrzyska. Chłopaków chyba olśniło, że bal nadal trwa, więc zaczęli się wykłócać o to, kto zatańczy z Kotori.
-Trzymajcie mnie, bo… - zakryła twarz dłonią, pocierając palcami czoło. Kotori kazała im się ogarnąć. Potem ruszyła przed siebie, a oni za nią. Niespodziewanie zaczęła się rozglądać, jakby coś ją zaniepokoiło. Zawiesiła wzrok na blondynie z włosami do ramion, o niebieskich oczach i w czarnym garniturze z białymi rękawiczkami. Towarzyszył Samaelowi. Okazało się, że był Gilgameshem, nefilimem, księciem Piekła. Jej ukochany dodał, że jest irytujący i uważa się za jego przyjaciela. Kotori podchwyciła temat, drażniąc się z nim, ale na szczęście miało to charakter żartobliwy. Skoro impreza jeszcze trwała w najlepsze, Kira poszła zatańczyć z Dantalionem. Sytry i Camio musieli się w tej kwestii zmieniać, nie będąc w skowronkach, gdy po jednym nadchodziła kolej drugiego.


Parka zabawiła w Piekle trochę dłużej. Po powrocie do ludzkiego świata, dokładniej do pokoju Kiry, największym marzeniem było położyć się spać. Usłyszała jak jej najdroższy mówi, że chyba się do niej wprowadzi. Zaśmiała się, pozbywając imprezowych ciuchów. Została w bieliźnie i jedynie narzuciła na siebie jakąś przydługą koszulkę co by nie świecić za bardzo ciałem. Brunet zmienił się w swoją ludzką formę. Miał na sobie piżamę.
-Jeśli chcesz się wprowadzić, zapraszam. Będziesz mi robił za podusię na pełen etat - odparła  z uśmiechem. Jej ukochany zgasił światło, a następnie wziął rudowłosą na ręce jak księżniczkę, przenosząc do łóżka i kładąc się obok. Natychmiast się do niego przytuliła. Już miała łepek wciśnięty w swoją żywą podusię, kiedy usłyszała jak ten się puszy, twierdząc że i tak zawsze będzie lepszy, a dziewczyna nigdy mu nie dorówna. Uniosła się nieco, spoglądając mu w oczy.
-Oczywiście. Nikt nie może się równać z moim słodkim księciem. Kocham Cię - cmoknęła go w usta, wracając po chwili do wcześniejszej, wtulonej pozycji.
-Aha. Pieprzyć Michaela i jego wojnę. Pewnego dnia wytępimy wszystkie te gołębie - poprawiła się jeszcze, ułożywszy łapkę na jego boku i szybko usnęła.


Rano ubrali się w mundurki, Kira w końcu zmieniła swoją formę i wybrali się z Dantalionem na śniadanie. Dzień wolny. Aż szkoda, że muszą spędzić go na wojnie. Mijając pokoje, dostrzegli jak Kotori wychodzi z Camio ze swojego. Zbliżyli się, a Dantalionowi najwyraźniej zebrało się na złośliwości, bo spytał który to chłopak w tym miesiącu. Troszkę sprzeczyli się z Camio, który potem wziął Kotori za rękę, odchodząc. Kira spojrzała na bruneta, szturchając go w bok.
-Uważaj. Chłopcy są czuli pod tym względem - mruknęła z lekkim uśmieszkiem. Podczas śniadania nie działo się nic nadzwyczajnego. Od co kolejna sprzeczka chłopaków, do których wszyscy już przywykli.


Nadszedł czas na wojnę. Demony pojawiły się w Paryżu. Mnóstwo zniszczeń, martwych ciał walających się dookoła. Generalnie jeden wielki, cudowny nieład.
-Podoba mi się - skomentowała krótko, jakby nigdy nic. Behemot, znany również jako minister lądowych wojsk Piekła odparł, że niebiosa się przeliczyły, bo anioły uznały, że demony nie wykonają ruchu, dopóki nie skończą się wybory na namiestnika. Heh, no to kiepsko sobie to obmyślili. Sytry pochwalił jego zwycięstwo, Camio stwierdził, że zniszczenie Francji, miejsca gdzie kult Michaela jest potężny, od dawna było pragnieniem Piekieł, ale podejrzewał, że ta sytuacja nie skończy się od tak zwycięstwem.
-Miejcie się na baczności, bo jak dla mnie to podpucha - oznajmiła. Nagle jeden z demonów, które się pojawiły, powiedział że nadchodzi armia aniołów. Camio spojrzał w górę i zobaczył Jeanne.
-Armia zbawienia z Normandii? Że ona? - zdziwiła się na słowa Sytrego. Jeanne rozpoznała chłopaków, rzucając się po chwili do ataku z flagą w rękach. Okej, teraz widziała już wszystko. Szykuje się interesująca walka.

piątek, 8 lipca 2016

Rozdział 20. - Morgiana

Kira przybyła Kotori odsieczą, ściskając Baalberitha mocno za nadgarstek. Puścił Kotori, a potem od razu zamachnął się ręką w stronę Kiry, jednak ta go zatrzymała. Przez ich konfrontację pojawił się jeden z szesnastu hrabiów Piekła. Odezwał się do niej spokojnym tonem, aby puściła Baalberitha, a ta oczywiście musiała się mu odszczekać, przez co zaatakował ją. Oczywiście, uniknęła ciosu i przyjęła swoje zwykłe szaty, aby było jej wygodnie walczyć. Spojrzała na swoich przyjaciół, a w szczególności Dantaliona, aby się nie wtrącał.
- Lepiej chodźmy - powiedziała Kotori, a potem podeszła do Sytrego. Złapała go za rękę i przebiegła obok Baalberitha. Demon chciał ich zatrzymać, jednak powstrzymał go Dantalion, który pojawił się przed nim. Sytry i Kotori odsunęli się na bezpieczną odległość od Baalberitha. Stali w progu wejścia na taras, gdzie podszedł do nich Dantalion. Nawet inne demony zwróciły na to uwagę, co się dzieję, a więc podeszli bliżej drzwi tarasu. Mimo wszystko Kira walczyła z hrabią w powietrzu, aby nie powodować zniszczeń. Radziła z napastnikiem, nawet mocno go zraniła i po tym już nie chciała dalej kontynuować pojedynku. Miała już wracać, ale hrabia jej nie pozwolił i zaatakował ją. Na szczęście została zadrapana jej tylko twarz, jednak dziewczyna się wkurzyła i ucięła mu głowę. Zmienił się w proch, a więc naprawdę zginął. Kira wróciła na taras, która patrzyła na Baalberitha, a on na nią. Demony, patrzące na to wszystko były zdziwione, że podrzędny demon pokonał hrabię, teraz to Kira jest hrabią. Jej ranga wzrosła, przez co jej aura się zmieniła, była silniejsza... Dzięki temu, że jest hrabią, będzie bardzo ważną osobą w świecie demonów. Dantalion był zdumiony, tak jak Sytry. Książę podszedł do Kiry.
- Brawo, w końcu zdobyłaś rangę i to wysoką. Teraz dorównujesz Sytremu - uśmiechnął się do niej Dantalion, a potem złapał ją za rękę i odciągnął od Baalberitha. Wszedł z nią do sali, a dziewczyna była na oku wielu demonów, w końcu teraz całe Piekło wiedziało, że jest nowy hrabia i ona nim jest. Sytry i Kotori poszli zanim, w mieszając się w tłum, aby Baalberith ich nie znalazł. Podeszli do Dantaliona i Kiry. Po chwili przyszła do nich Astaroth.
- Musimy porozmawiać - spojrzała na nich jedna z władczyni Piekła. - Chodźcie za mną - powiedziała, a oni podążyli za nią. Doszedł po chwili do nich Camio.
W końcu doszli do pokoju i weszli do środka. Usiedli na kanapie, a Astaroth na kanapie przed nimi.
- W Paryżu jest wojna - zaczęła, patrząc na nich. - Wiadomo, że Francja jest ośrodkiem wyznawców Michaela. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Michaś dostanie szału i wpadnie do stolicy z zastępami niebieskimi - wyjaśniła, a potem spojrzała na trzech namiestników Piekła. - Dantalion, Sytry i Camio macie wyruszyć niedługo do Francji. Camio będziesz dowodzić siłami ekspedycyjnymi, a Sytry zostanie twoim adiutantem. Dantalion będziesz im pomagał. Kira też może, im więcej, tym lepiej. Jego cesarska mość osobiście rozkazał, by wysłać wszystkich kandydatów Piekła na ziemię. Póki, co zapomnijcie o Salomonie. Mamy pilniejsze problemy i są nimi anioły. Niebianie są dużo bardziej złaknieni krwi niż my. Zasłaniają się wolą Boga. Za tarczę mają Biblię, a za oręż serca wiernych. I tym sposobem urządzają jedną masakrę za drugą. Pierwszy raz od dawna ziemski świat obróci się w perzynę - westchnęła. - Możecie iść, a jutro rano wyruszacie - powiedziała, a potem wróciła z nimi na salę balową. Astaroth poszła do Lamii, a grupka została razem.
- Kotori poradzisz sobie jutro sama? - Dantalion spojrzał na czarnowłosą.
- Oczywiście, nie jestem dzieckiem. Nie musicie mnie wiecznie niańczyć - mruknęła.
- I tak powinnaś uważać, ponieważ jesteś narażona mimo wszystko na niebezpieczeństwo ze strony aniołów - powiedział Camio, patrząc na nią. - Uważaj na siebie - uśmiechnął się, a Kotori się zarumieniła.
- D-Dobrze - wyjąkała.
- Najwyżej przyjdziemy jej z odsieczą jak zawsze - uśmiechnął się Dantalion do Camio, a potem wziął Kirę za dłoń.
Sytry i Camio, spojrzeli obydwoje na siebie, a potem na Kotori.
- Kotori pójdziesz ze mną tańczyć, prawda? - uśmiechnął się do niej Camio, a potem wziął ją za rękę.
- Nie... ona idzie ze mną - powiedział Sytry i przyciągnął Kotori do siebie. kotori odsunęła się od niego.
- Ogarnijcie się - mruknęła, a potem ruszyła przed siebie. Camio i Sytry ją dogonili, tak jak Kira z Dantalionem. Szli obok niej.
- Musimy Cię pilnować, mój wuj może znów coś planować - powiedział Sytry z uśmiechem, a Kotori przewróciła oczami. Po chwili poczuła tak jakby, że ktoś ją obserwuję. Zaczęła się rozglądać i po chwili spotkało się jej spojrzenie z osobą, która na nią patrzyła. Tą osobą był umięśniony, mężczyzna o blond włosach, sięgających ramion oraz niebieskich oczach. Ubrany w czarny garnitur z białymi rękawiczkami, a na twarzy miał czarną maskę. Blondyn był w towarzystwie jednego z czterech władców Piekła, Samaela.
- Kto to jest? - zapytała Kotori, a potem spojrzała na swoich przyjaciół. - Ten blondyn obok Samaela.
- Gilgamesh, jeden z czternastu książąt Piekła, Nefilim - odpowiedział Dantalion.
"- Gilgamesh... Słyszałam, gdzieś to imię..."- pomyślała i zaczęła się zastanawiać. - Widzę, że się trzyma blisko Samaela, czyżby miał szansę na zostanie namiestnikiem?
- Być może - powiedział Camio. - Mam co do niego obawy, lepiej byś się do niego nie zbliżała.
- Camio ma rację. On jest irytujący i uważa mnie za swojego przyjaciela - mruknął Dantalion.
- To ty masz przyjaciół? - spytała Kotori, patrząc na Dantaliona.
- Kotori... - westchnął.
- Żartowałam - uśmiechnęła się i pokazała mu język. W końcu sama była jego przyjaciółką, ale lubiła się z nim drażnić.
- Sama jesteś moją przyjaciółką - powiedział Dantalion i poczochrał ją po włosach.
- Ej! - mruknęła Kotori, a po chwili się zaśmiała wraz z Dantalionem. Poprawiła swoje włosy.
- Dobra, wy jej pilnujcie, a ja pójdę z Kirą - powiedział Dantalion, a potem poszedł z Kirą tańczyć.
- Idę z nią pierwszy - powiedział Sytry i przyciągnął Kotori do siebie.
- Dobrze, ale potem ją zabieram - powiedział Camio, patrząc na Sytrego, który poszedł tańczyć z Kotori. Później przyszedł Camio i porwał dziewczynę do tańca, z czego Sytry nie był zadowolony.
Kotori przez cały taniec z Camio rozmawiała z nim, rozmawiali o sobie. W końcu dziewczyna miała okazję go bliżej poznać. Dowiedzieli się o sobie wszystkiego, a nawet wiele rzeczy lubili takich samych. W końcu poszli się razem napić, jednak Kotori nie przepadała za alkoholem, ale nic innego nie było do picia.
- Niedobre... - mruknęła.
- Niestety, musisz wytrzymać - powiedział Camio i uśmiechnął się do niej. Po wypiciu jednej szklanki, Kotori poszła z nim tańczyć. W końcu wybiła godzina wpół do trzeciej w nocy. Dziewczyna była zmęczona, a więc Camio przeniósł się z nią do jej pokoju.
- Camio... nie idź... - złapała go za rękaw i się zarumieniła.
- Kotori, coś się stało? - zapytał, patrząc na nią.
- Nie, ale z-zostaniesz z-ze mną? - wyjąkała. W końcu musiała się jeszcze bardziej do niego zbliżyć, a więc musiała się odważyć powiedzieć coś w tym stylu.
- Czekaj, czy ty chcesz bym z tobą spał? - zapytał i się lekko zarumienił, a Kotori nieśmiało kiwnęła głową.
- Proszę... - spojrzała mu w oczy, cała czerwona na twarzy. Zrobiła minę zbitego psa. Była na tyle urocza, że Camio się nie sprzeciwił.
- D-Dobrze - wyjąkał Camio i się zarumienił, a Kotori się uśmiechnęła.
- Tylko muszę się przebrać... - powiedziała. - Możesz na chwilę wyjść? - zapytała nieśmiało, a Camio kiwnął głową. Przybrał swoją ludzką formę Nathana i był ubrany w piżamę. Wyszedł z jej pokoju, aby dziewczyna mogła spokojnie się przebrać. Szybko zdjęła swoją suknię i schowała do walizki, którą po chwili schowała do szafy, tak jak buty. Stanik również zdjęła i założyła piżamę. Na koniec zdjęła diadem z głowy i kokardę, wsadzając do jednej z szuflad w szafie. Potem rozpuściła swoje włosy.
- Możesz wejść! - krzyknęła, a po chwili do pokoju wszedł Camio, zamykając za sobą drzwi. Kotori leżała już na łóżku, przykryta kołdrą. Chłopak zgasił światło, położył swoje okulary na komodzie, a potem położył się obok dziewczyny, zabierając trochę kołdry. Leżeli twarzami do siebie.
- M-Mogę się do C-Ciebie p-przytulić? - wyjąkała, zarumieniona.
- No chodź tu - uśmiechnął się Camio i lekko się zarumienił. Kotori przysunęła się do niego, przytulając się do jego klatki piersiowej. Chłopak ją objął.
- Masz takie silne ramiona... czuję się przy tobie bezpieczna... - powiedziała, a po chwili się mocniej zarumieniła, bo nie chciała tego powiedzieć. - Z-Znaczy to nie tak. Z-zapomnij, co p-powiedziałam - wyjąkała, a Camio zaśmiał się cicho.
- Jesteś taka urocza - powiedział z uśmiechem. - Wiesz, sam mam takie przeczucie, że powinienem Cię chronić. Wybacz, że nie robiłem tego często. Jesteś taka słaba i krucha. Myślę, że jak Cię mocniej przycisnę to się rozpadniesz... - szepnął.
- Camio... - szepnęła. - Mam pytanie, kim ja dla Ciebie jestem?
- Przyjaciółką - odpowiedział.
- Nawet po tym wszystkim, tylko przyjaciółką? - westchnęła. - No tak, masz przecież panią Mollins - mruknęła.
- O co Ci chodzi?
- Jak Ci powiem, to nie będzie dla mnie dobrze, bo znowu... - zaczęła, ale po chwili umilkła.
- Co znowu? - zdziwił się.
- Będę przez Ciebie płakać...
- Jak to przeze mnie? - zapytał, a Kotori odsunęła się od niego i podniosła się do pozycji siedzącej. Camio zrobił tak samo.
- Jak się dowiedziałam, że Twoją miłością jest pani Mollins, to się załamałam. Camio, podziwiam Cię od dawna. Nawet łatwo znaleźliśmy wspólny język, nawet wiele nas łączy... Trudno mi się pogodzić z tym, że jestem tylko twoją przyjaciółką... - westchnęła, a potem spojrzała na chłopaka.
- Czy ty coś do mnie czujesz? - zapytał i spojrzał w jej oczy. Kotori się mocno zarumieniła i spuściła głowę, a potem kiwnęła nią.
- Kotori... - zaczął, a potem położył swoją dłoń na jej dłoni. Dziewczyna spojrzała na niego.
- Mów, jestem gotowa przyjąć wszystko... nawet, jeśli będę cierpiała - westchnęła.
- Nie będzie, spokojnie - uśmiechnął się, a Kotori się zdziwiła. - Zanim jeszcze dowiedziałem się, że jesteś kobietą, spędziłem wiele z tobą chwil, jak ze zwykłym uczniem, przyjacielem. Polubiłem Cię i w głębi duszy czułem, że nie jesteś mężczyzną i miałem rację. Jesteś wspaniałą kobietą przy której momentalnie zapomniałem o Marii. Jednak nadal ją kocham, ale do Ciebie też coś czuję, Kotori - powiedział i lekko się zarumienił.
- Camio... - uśmiechnęła się. - Cieszy mnie to i to bardzo. Myślałam, że nie odwzajemnisz moich uczuć...
- Wiesz, jakby tak nie było, to bym nie walczył tak o Ciebie z Sytrym. Nie zauważyłaś?
- W sumie... nie... - powiedziała i zaśmiała się nerwowo.
- Powinnaś uważniej patrzeć, a nie się tak przejmować - powiedział i poczochrał ją po włosach. - Jednak nadal kocham Marię, ale Ciebie też... Tyle, że Maria niedługo umrze, a nie chce jej zmieniać w Nefilima.
- Masz rację - uśmiechnęła się. - Wiem, a jakbym ja chciała byś mnie zmienił. Zrobiłbyś to?
- Jeśli byś tego chciała, to tak - kiwnął głową. - Maria też chciała, ale lepiej by umarła jako człowiek... Nie chcę jej skrzywdzić, ponieważ ona może nie chce być demonem. A ty byś chciała? Taka realistka z Ciebie.
- W miłości i na wojnie wszystko dozwolone - uśmiechnęła się. - Dobra, czas spać - powiedziała, a potem się położyła. Przykryła się cała kołdrą. Camio zachichotał cicho, a potem odkrył twarz Kotori. Nachylił się nad nią, a potem pocałował czule w usta.
- Dobranoc - uśmiechnął się, a potem położył obok niej i przykrył się kołdrą.
- C-Camio - wyjąkała i się zrobiła cała czerwona. Odwróciła się do niego plecami, a ten przytulił ją od tyłu.
- Kocham Cię - szepnął jej do ucha, a potem objął ją. Przez przypadek jego jedna dłoń trafiła na pierś Kotori. Szybko przesunął ją trochę w dół. - P-Przepraszam - wyjąkał i się zarumienił.
- N-Nie mam nic przeciwko, jeśli to ty... - wyjąkała i mocno się zarumieniła. Jednak użyła zaklęcia, ukrywającego płeć. Po chwili obydwoje usnęli.

Dantalion i Kira trochę dłużej pobyli na balu, ale w końcu wrócili do pokoju Kiry. Demon oczywiście nie chciał spać sam, tylko wolał z Kirą.
- Chyba się do ciebie przeprowadzę - uśmiechnął się do dziewczyny. - Nie zostawię Cię samej, nie ma mowy - powiedział, a potem przyjął ludzką formę, ubrany w piżamę. Poszedł zgasić światło, a potem ruszył do Kiry. Wziął ją na ręce, jak księżniczkę, a potem położył na łóżku. Położył się obok niej.
- Moja hrabianka - zachichotał cicho, a potem poczochrał ją po włosach. - I tak mi nie dorównasz - uśmiechnął się wrednie. - Zawsze będę lepszy - powiedział, pusząc się jak paw, a potem zaśmiał się cicho. - Też Cię kocham - uśmiechnął się. - Dobra, czas spać, bo rano idziemy na wojnę. Co ten Michael nabroił... - westchnął. - Te anioły są wkurzające, ale kiedyś je wytępimy - uśmiechnął się, a po chwili usnął.

Rano obudzili się, przebierając się przy swojej mocy w mundurki. Dantalion wyszedł z Kirą, z pokoju na śniadanie. Dzisiaj był dzień wolny, a więc spokojnie mogli iść na wojnę. Przechodząc obok pokoi, zauważyli, że z pokoju wyszła Kotori w mundurku oraz Camio w formie ludzkiej Nathana.
Podeszli do nich.
- Kotori, który to już facet w tym miesiącu? - uśmiechnął się Dantalion wrednie, stojąc za nią. - Wczoraj Sytry, dzisiaj Camio - powiedział, a Kotori wzdrygnęła się i odwróciła się w jego stronę. Camio jednak się nie zdziwił, ponieważ wiedział o tym, ale Kotori mu wyjaśniała całą sytuację wcześniej.
- Nie musi Ci się tłumaczyć - powiedział Camio z poważną miną, patrząc na Dantaliona. - Ona jakoś nie wypytuję, co robisz, gdzie i kiedy z Kirą. To jej sprawa, co robi.
- Camio... - zdziwiła się Kotori, a chłopak się do niej odwrócił.
- Idziemy - oznajmił Camio, a potem złapał ją za nadgarstek i pociągnął w stronę jadalni. Kotori poszła z nim, a potem puścił jej rękę. Poszedł z nią do jadalni, a potem weszli Dantalion, Kira, a po chwili Sytry. Kotori siedziała pomiędzy Sytrym, a Camio. Jak spojrzenia chłopaków się spotkały, to były gniewne. Dziewczyna tylko westchnęła.
- Jak tak dalej będzie to się o nią pobiją - powiedział Dantalion, patrząc na Kirę. Chłopaki to widocznie usłyszeli i spojrzeli na Dantaliona.
- Nawet jeśli, to ja i tak wygram - powiedział Sytry, pusząc się jak paw.
- Chciałbyś - mruknął Camio i spojrzał na Sytrego. - Nie dorastasz mi do pięt.
- Przestańcie - mruknęła Kotori, a potem wstała od stołu. W końcu zjadła, a więc mogła.


***
W tym samym czasie anioły w boskim pałacu, naradzały się, co zrobić z wojną w Paryżu... Siedziały przy wielkim, okrągłym stole.
- Francja jest silnym ośrodkiem twoich wyznawców Michaelu - powiedział przystojny anioł o długich włosach, związanych w kucyka. Był to Zachariel, zwierzchnik panowań, patrząc na Michaela. - Czyli nie możemy przymknąć oczu na fakt, że rozegrała się tam religijna masakra, tak?
- Ale które z niebieskich zastępów najlepiej tam wysłać? - zapytał anioł z krótkimi włosami i okularach. Azrael, wielki cherubin.
- Przeciwnikiem jest Behemot, minister lądowych wojsk Piekła. Wolałbym się z nim nie spotkać - powiedział ciemnoskóry anioł z włosami uczesanymi na jeża. Był to Raziel, mistrz potęg.
"- Widzę te wasze miny... "Nie moje terytorium, nie moja sprawa", co?" - pomyślał Michael.
- Może ja polecę? - odezwał się jakiś anioł. Był to Metatron, pan cnót. Ubrany w wojskowy strój Bismarcka. Anioł miał krótkie, brązowe włosy oraz czerwone oczy. W ręku trzymał wisienkę, którą po chwili zjadł.
- Metatron?! - powiedzieli chórem aniołowie, patrząc na niego.
- Coś ty na siebie włożył? - mruknął Zachariel.
- No, skoro mieliśmy dzisiaj mówić o tym, jak to wojska pruskie oblegają Paryż tematycznie przebrałem się za Bismarcka - uśmiechnął się Metatron, ściągając z głowy czapkę wojskową.
- Skrzydła opadają! - powiedziały anioły chórem.
- Jak dobrze wiecie, kiedyś byłem człowiekiem - uśmiechnął się Metatron, zamykając oczy. - I nieco lepiej orientuję się w sprawach ziemskich niż pozostali tu zgromadzeni. Poza tym w wojnie francusko-pruskiej tylko cnoty nie wzięły udziału.
- Metatronie - zaczął Zachariel. - Ze wszystkich w niebie, ty chcesz pomagać Michaelowi? - zapytał, a Michael podniósł się z krzesła. 
- Do Paryża polecą moje zastępy! - krzyknął Michael.
- W sensie twoja armia zbawienia? - zapytał Raziel.
- Można wezwać z Normandii... - powiedział Azrael.
- Ach, te niemal świętą Jeanne? - zapytał Zachariel.
- W istocie jest potężna, może wypadałoby niedługo awansować ją na Archanioła? - zapytał Azrael.
- Pewnie na to właśnie liczy! - powiedział Zachariel, a potem spojrzał na Michaela. - Wciągasz swoją ulubienicę coraz wyżej opiekuńczą dłonią. Uważaj żeby Ci jej kiedyś nie odgryzła - uśmiechnął się wrednie.
Po chwili do sali wszedł przystojny anioł o długich włosach, sięgających za ramiona. Był to Raphael, władca tronów.
- Spokój! - krzyknął. - Dość tych waśni. Nasz Pan i Ojciec wszechmogący nad wszystkim czuwa! A jego miłość i łaska spłyną także na ziemię, pełną teraz łez i cierpienia. Alleluja! Bóg jest miłością nieskończoną i miłosierdziem! - powiedział z uśmiechem i ze łzami w oczach. Anioły na sali, patrzyły na niego jak na idiotę.
- Rozejść się! - powiedział Michael, a potem wyszedł z sali, jak i inne anioły. Michael szedł chwiejnym krokiem i trzymał się za ramię.
- Pobladłeś czy mi się zdaję? - zapytał Metatron, który podszedł do niego, a potem przyłożył mu do twarzy, poduszkę. 
- Co ty...?! - zdziwił się Michael, a poduszka dotykała jego policzka. Metatron trzymał poduchę.
- No patrz, to poduszka z lawendą, którą ostatnimi czasy nabyłem w Paryżu - uśmiechnął się Metatron. - Jest wypchana najwyższej klasy pierzem ptactwa wodnego, śpi się na niej anielsko! A przecież od tego właśnie zależy długie życie najszlachetniejszych z nas - powiedział, a potem przesunął poduszkę, tak by móc spojrzeć w oczy Michaelowi. - Michaelu, czy już nie czas najwyższy, żebyś zapadł w sen?
- Jak śmiesz?! - warknął Michael i odepchnął Metatrona z poduszką od siebie. - Uważaj na słowa ludzki pomiocie!
- Też uważaj. Powoli zaczynasz zanikać - powiedział, patrząc na skrzydła Michaela, które robią się przezroczyste. - Przecież ty sam chciałbyś już odpocząć, prawda? - zapytał.
- O czym... - zaczął Michael, ale po chwili Metatron a potem przysunął się do niego z poduszką. Ręka Metatrona była położna na ramieniu anioła. Ich twarze były blisko.
- A może chcesz, żebym położył się razem z tobą? - zapytał Metatron, patrząc aniołowi w oczy. Michael się wściekł.
- Cuchniesz ziemskim padołem, nie dotykaj mnie! - krzyknął Michael, rozrywając poduszkę. Potem odszedł, wkurzony.
- Prędzej skonam, niż oddam te nieskazitelne Niebiosa jakiejś śmiertelnej małpie - mruknął Michael do siebie.
- Co za strata - westchnął Metatron, łapiąc pióro z rozerwanej poduszki. - Sporo mnie kosztowała - powiedział, a po chwili zanim pojawił się wysoki anioł, bardzo dobrze zbudowany, a włosy miał krótkie i prosa grzywka zakrywała mu oczy.
- O, jesteś, Sandalphonie - odwrócił się Metatron do niego. - Słyszałeś? Podobno mają zesłać ekstazę na Salomona. Będziemy mieli nowego kolegę - uśmiechnął się.

***
Dantalion, Sytry, Kira i Camio pojawili się w Paryżu. Wszędzie były zniszczenia oraz martwe ciała. Paryż jest w czasie komuny Paryskiej.
- Istne cmentarzysko - powiedział Dantalion, patrząc na ruiny i ciała. - Takie zniszczenia pod nosem samego Michaela... Godne podziwu.
- Niebiosa się przeliczyły. Myśleli, że póki nie skończą się wybory na namiestnika. nie wykonamy żadnego ruchu - powiedział Behemot, minister lądowych wojsk Piekła. Był starszym dobrze zbudowanym mężczyzną z brodą i wąsami. Ubrany w wojskowy strój. Behemot jest podwładnym jest podwładnym pani Astaroth, ale pozostaje w bliskich stosunkach z Baalberithem.
- Imponujące zwycięstwo, generale Behemot - powiedział Sytry, podchodząc do niego.
- Rozdarcie Francji, w której kult Michaela jest naprawdę potężny, od dawna było pragnieniem Piekieł - powiedział Camio. - Na pierwszy rzut oka Behemot swoją strategią umiejętnie wykorzystał nieuwagę aniołów, ale czy na pewno? Czy to przypadkiem nie my tańczymy tak, jak ktoś nam zagra? - zapytał, patrząc na Kirę i Dantaliona.
- A więc zajmijmy się tym - powiedział Sytry, a po chwili pojawiły się demony.
- Wasza wysokość! - powiedział jeden demon. - Nadciąga armia aniołów!
Camio spojrzał w górę i zobaczył lewitującą Jeanne. 
- To armia zbawienia z Normandii?! - zdziwił się Sytry, patrząc na nią.
- Dantalion, Sytry i wielki generał Camio, wszyscy kandydaci na namiestnika Lucyfera - powiedziała Jeanne, patrząc na nich z lekkim uśmiechem. 
- Przysłali upierdliwą dziewuchę - mruknął Dantalion.
- Żegnajcie się z żywotami! - krzyknęła Jeanne, a potem zaczęła z impetem lecieć w ich stronę, trzymając flagę w ręku.

Rozdział 19. - Kira

Kira udała się razem z Dantalionem do bufetu, żeby się napić i trochę pogadać. Bardzo miło im się rozmawiało, ale w pewnym momencie pojawiła się Lamia. Widząc, że atmosfera nie robi się za ciekawa, nie odzywała się. Chociaż w momencie, gdy dzieciak nazwał ją lafiryndą, zastanawiała się czy powieszenie Lamii zamiast żyrandolu nie byłoby ciekawą zmianą wystroju sali. Tak czy siak przemilczała ich rozmowę, wykazując znacznie większe zainteresowanie zawartością szklanki z mocnym, procentowym trunkiem. Dziewczynka choć wyraźnie niepocieszona, w końcu zostawiła ich samych. Sama jej obecność jedynie utwierdziła Kirę w przekonaniu, że demoniczne dzieci to upierdliwe zło i sama nigdy się na nie nie zdecyduje.
Para trochę pokręciła się po sali, wpadając przy okazji na Kotori, która chowała się za ścianą, najwyraźniej podsłuchując rozmowę kogoś, kto przebywał na tarasie. Zamykając buzię na kłódkę i przyczajając się przy niej, zauważyła Baalberitha oraz Sytrego.
-Podstępna szuja - wysyczała pod nosem po chwili wsłuchiwania się w wypowiedzi wyższego mężczyzny. Z jednej strony podziwiała Baalberitha za jego intrygi. Sama na co dzień miała głowę pełną przeróżnych podstępów. Z drugiej strony, ten najnormalniej w świecie działał jej na nerwy. Był niczym żmija chcąca zaszkodzić jej przyjaciółce. Jego wpływ na Sytrego też do najlepszych nie należał. Była mile zaskoczona, gdy ten sprzeciwił się wujowi. Baalberith z kolei wyglądał na niepocieszonego. Zdenerwował się, ujmując w dłoń twarz Sytrego i mocno ściskając jego szczękę. Kotori w tym momencie krzyknęła, żeby zostawił go w spokoju, wychodząc na taras. Demon jak z automatu puścił drugiego, skupiając się teraz na dziewczynie. Kiedy jednak chwycił Kotori za gardło, teraz Kira nie wytrzymała, ujawniając się razem z Dantalionem. Zbliżyła się, łapiąc Baalberitha za nadgarstek, ściskając boleśnie i cofając jego rękę z gardła brunetki.
-Trzymaj łapy przy sobie, żmijo - mruknęła. Kątem oka zobaczyła, że bierze zamach. Z pomocą swojego nadzwyczajnego refleksu bez żadnego problemu zablokowała drugą rękę zmierzającą ku jej policzkowi. Mężczyzna syknął, wymieniając z rudowłosą wściekłe spojrzenie. Pojawił się kolejny demon. Pierwszą rzeczą, którą uchwyciła, był fakt, że miał ze sobą broń przypominającą szablę. W sumie to nawet pomimo maski oraz przebrania nie potrzebowała długiej chwili, żeby rozpoznać w nim jednego z hrabiów. Towarzyszył mu przy ostatnim spotkaniu.
-Puść pana Baalberitha, bo poważnie pożałujesz, że się tutaj znalazłaś - powiedział póki co spokojnym tonem, sięgając ku broni.
-Bo? Weźmiesz tą swoją wykałaczkę i mnie nią podziabiesz? - odepchnęła od siebie ręce Baalberitha, zwracając się teraz ku nowo przybyłemu. Baalberith mruknął coś w stylu “po prostu ją załatw” na co ten szybko zareagował. Gdyby nie uskoczyła w porę, zatrzymując się na barierce, miałaby pokaźną ranę przechodzącą przez tors.
-W porządku - pstryknęła palcami. Dosłownie na sekundę otoczyły ją płomienie, a kiedy zniknęły, Kira była przebrana w swoje czerwono-fioletowe szaty.
-Nie wtrącajcie się w to - powiedziała wyraźnie, posyłając porozumiewawcze, przypominające groźbę spojrzenie Dantalionowi. Odleciała kawałek, a na skinienie głowy władcy, napastnik podążył za nią, od razu przechodząc do ataków, które bez większego problemu odpierała bądź ich unikała. Zdecydowała rozegrać początek walki defensywnie, żeby sprawdzić co jej przeciwnik ta właściwie potrafi. Momentami było blisko tragedii, ale jej refleks jednak okazywał się niezawodny. Po kolejnym sparowanym cięciu, hrabia wycofał się, próbując trafić ją przy pomocy swojej mocy. Jako że rudowłosa była kimś, kogo największym atutem była szybkość, całe te sztuczki z kulami, piorunami i tym podobnymi wydawały się jej znacznie wolniejsze, niż były w rzeczywistości. Po prostu uskoczyła na bok.
-Zamierzasz atakować czy masz zamiar bawić się w cholerną ciuciubabkę przez całą noc?
-Naprawdę chcesz żebym zaatakowała? - po tym pytaniu przeciwnik wydawał się być zbity z tropu.
-Co masz na myśli? - zapytał, a Kira przyłożyła pazur do podbródka, przyjmując zrezygnowaną, zamyśloną minę.
-Nie wiem nawet od czego zacząć, może widownia nie widzi tego z tarasu tak dobrze, ale po Twojej szermierce widać, że od dawna bezsensownie kisiłeś dupsko na stołku hrabi…
-Co takiego?!
-Nieważne, szkoda czasu na pogadanki. Mam dzisiaj jeszcze trochę alkoholu do wypicia - zmieniła pazury w normalnie wyglądające dłonie, dobywając błyskawicznie łuku.
-Chciałeś ofensywy, więc będę dobrym duszkiem i spełnię Twoje życzenie - w jednej dłoni pojawiły się trzy ciemne strzały. Demon wyraźnie zwrócił uwagę na ich ilość. Kira wycelowała pierwszą z nich, oddając strzał, zaraz po niej dołączyły dwie pozostałe. Hrabia bez problemu odbił dwie ostrzem, do odparowania trzeciej użył mocy. Czwarta trafiła go w brzuch, wbijając się głęboko i bardzo boleśnie. W pierwszym od ruchu złapał się za miejsce trafienia. Kira wykorzystała ten moment na posłanie dwóch pocisków, trafiających mniej więcej w to samo miejsce. Chłopak głośno syknął i przykucnął od bólu.
-Widzisz? Byłeś tak bardzo nieuważny, że nawet nie spostrzegłeś jak po wystrzeleniu trzech strzał, dobyłam czwartą i posłałam ją niedługo po pozostałych. Gdzie Ty patrzysz podczas walki z łucznikiem? Ślepyś czy jak? Nie wiem jakim prawem tacy jak Ty zostają hrabiami...Wasze umiejętności są bardziej zakurzone niż biblioteka w mojej szkole - wyraźnie nie miała ochoty ciągnąć dalej pojedynku. To żadna satysfakcja pokonać kogoś, kto od dawna nie walczył z nikim poza jakimiś płotkami. Niczego by nie wyciągnęła z tego pojedynku. Już chciała wrócić do reszty, kiedy ten pojawił się przy niej, szykując się do ciosu. Tym razem nawet nie przykładała większej wagi do uniku. Nieznacznie odchyliła głowę, pozwalając trafić się na powierzchni policzka. Ostrze utworzyło pokaźną, krwawą rysę. Zacisnęła pięść, uderzając w naszpikowany strzałami brzuch i powodując ogromny ból demona. Pochylił się. Kira wyminęła go, dla równowagi oddając też kilka strzałów w jego plecy. W końcu wypuścił broń z ręki. Chwyciła ją, zbliżając się. Nie miała najmniejszego zamiaru się patyczkować. Zacisnęła dłoń na broni, a następnie błyskawicznym ruchem pozbawiła byłego już hrabię głowy. Jego ciało rozsypało się w proch. Czyli naprawdę zginął. Wróciła na taras, patrząc na Baalberitha, a ten na nią z dziwną mieszanką gniewu, niepewności oraz zaintrygowania. Nie odrywali od siebie wzroku przez dłuższą chwilę.

czwartek, 7 lipca 2016

Rozdział 19. - Morgiana

Kotori tańczyła razem z Camio. Była naprawdę bardzo szczęśliwa. Jednocześnie również smutna, w końcu Camio kocha panią Mollins, a nie ją. Jednak liczy na to, że po jej śmierci, chłopak ją w końcu zauważy...
Chciała, aby ten bal trwał wiecznie. Ona i Camio... ale to tylko puste marzenia. Dziewczyna westchnęła cicho.
- Coś się stało? - zapytał Camio z troską w głosie.
- Nie, nic - spojrzała na niego i lekko się uśmiechnęła.
- Na pewno? Jak chcesz, to możesz mi zawsze powiedzieć. Nie chcę widzieć Cię smutną - uśmiechnął się ciepło.
- Tak - kiwnęła głową i lekko się zarumieniła. - Dobrze, jak coś to powiem. To miłe...
- Ta twoja urocza strona, jest naprawdę urocza - powiedział i spojrzał w jej czerwone oczy. Zwykle Kotori jak wiadomo, jest chamska, wredna i zawsze się puszy jak paw. Jednak potrafi pokazać, że jest miłą i dobrą dziewczyną. Da się złamać jej tą twarzyczkę Tsundere.
- Co ty... - zaczęła i się zarumieniła. 
- Wybacz, wybacz, jeśli Cię to zawstydziło. Tsundere - zachichotał cicho Camio, a Kotori nadymała policzki. 
Tańczyli razem przez jakiś czas, a potem Kotori się trochę zmęczyła i oddaliła się od Camio.
Idąc przez salę, zauważyła, że drzwi na taras były szeroko otwarte. Poszła tam i podeszła do marmurowej barierki.
W tym samym czasie Dantalion i Kira tańczyli ze sobą, a potem poszli do bufetu, aby się napić. Rozmawiali ze sobą, aż do momentu, gdy Lamia im przerwała.
- Dantalionie - powiedziała Lamia i przytuliła się do niego. - Zostawiłeś swoją narzeczoną na tyle czasu - nadymała policzki.
- Lamia - pogłaskał ją na głowie. - Wiem, że powiedziałem Ci, gdy byłaś mała, że za Ciebie wyjdę. Nie jesteś moją narzeczoną. Jesteś jeszcze za mała, aby nią być.
- Będę nią jak dorosnę! - uśmiechnęła się.
- Lamia... Nie.
- Jak to? - zdziwiła się, a po chwili spojrzała na Kirę. - To przez te lafirynde? Ona jest niskiej rangi i wolisz ją?! Przecież mnie znasz dłużej! Jak ty tak możesz?! - powiedziała głośno ze łzami w oczach.
- Lamia... nie płacz - powiedział Dantalion, a potem ukląkł przed nią. - Wiem, że jesteś zła, bo nie możesz się z tym pogodzić, że kocham inną. Dlatego tak mówisz. Lamia, nie mogę patrzeć jak widzisz tylko mnie i nic innego. Jak wyszedłbym za inną kobietę, to byś została sama. Wierzę, że znajdziesz kogoś, którego tak mocno pokochasz jak ja. Poczekaj aż dorośniesz. Wyrastasz na piękną kobietę i na pewno będą się oglądać za tobą inni faceci. Ja zawsze będę twoim przyjacielem i pomogę Ci.
- Masz rację, ale ty jesteś idealny - powiedziała i łza spłynęła po jej policzku, a Dantalion ją wytarł. 
- Na pewno znajdziesz kogoś równie wspaniałego jak ja. Zapewniam Cię - uśmiechnął się ciepło, a Lamia się do niego przytuliła.
- Na pewno? - zapytała. 
- Tak - powiedział, obejmując ją. - Odkochasz się szybko i pokochasz kogoś nawet lepszego. 
Lamia odsunęła się od niego, a potem uśmiechnęła i wytarła łzy.
- Zostawiam was samych - powiedziała, a potem odeszła. Nadal była smutna.

Kotori nadal stała na tarasie i po chwili poczuła, że ktoś ją od tyłu przytulił. Był to Sytry.
- Witaj, moja piękna księżniczko - szepnął jej do ucha.
- Sytry?! - zdziwiła się i zarumieniła. Chłopak ją puścił, a dziewczyna się do niego odwróciła. Spojrzała na niego, ilustrując go od góry do dołu. Sytry był ubrany w biały garnitur z niebieskim krawatem, a przy marynarce miał białe futerko. Jego głowę zdobiła biała maska, która zaczynała się od oczu, a kończyła za czubkiem głowy. Maska była z kocimi uszami.
- Jaki z Ciebie koteł - mruknęła.
- Jestem uroczy, co nie? - uśmiechnął się.
- Nie - uśmiechnęła się wrednie. - Sorry, ale muszę iść - powiedziała, a potem wyminęła go. Nagle Sytry złapał ją mocno za nadgarstek zanim wyszła, zatrzymując ją.
- Idziesz do Camio, prawda? - zapytał. - Wyjaśnij mi, co on ma, czego ja nie mam? Wolisz go, bo jest przystoniejszy, wyższej rangi, reprezentantem szkoły czy synem Lucyfera?! Powiedz mi to... Jesteś w niego wpatrzona jak w obrazek. Mimo, że zrobiłem tobie rzeczy, których nie zrobił Camio, to ty nadal nie odpuszczasz. Wiesz pewnie nawet, że przez te Marie się w Tobie może nie zakochać, a ty nadal próbujesz i to nadaremnie. Nie rozumiem Cię! Dlaczego on?! - krzyknął.
- Sytry... to boli - syknęła z bólu, gdy ją trzymał  mocno za nadgarstek. Puścił ją - To nie tak... Sytry. Nie o to chodzi... - zaczęła, ale ten jej przerwał.
- Już się nie tłumacz! Idź do niego! - powiedział głośno i spuścił głowę w dół, zaciskając pięści. 
Kotori nic nie powiedziała i wyszła, a na taras wszedł Baalberith. Wtedy dziewczyna się cofnęła i schowała się za ścianą, aby słyszeć ich rozmowę z tarasu. Kira i Dantalion do niej podeszli. 
- Co ty się tak kryjesz? - zapytał Dantalion.
- Cicho. Chce usłyszeć ich rozmowę - powiedziała, a Kira i Dantalion stanęli obok niej. Czasem zerkali na taras tak, by ich nie zauważono.
- Proszę, proszę... - zaczął Baalberith i podszedł do Sytrego. - Nie wiedziałem, że darzysz takimi uczuciami Salomona, a raczej Kotori. Przecież nie trawisz Nefilimów, a ona by się nim pewnie po śmierci chciała stać i taki demon jak ty by mnie zdradził, tworząc ród z jakimś ludzkim pomiotem? - mruknął. - Oj, moja laleczko... grabisz sobie. Jednak można to twoje uczucie wykorzystać do zabrania jej pierścienia, a nawet duszy. Zrobisz to, prawda? Moja laleczko - uśmiechnął się, a potem ujął Sytrego za podbródek.
- Wuju... - zdziwił się Sytry. Nie wiedział, co powiedzieć. Wiedział, że jak się przeciwstawi to może się dla niego źle skończyć, ale nie chciał skrzywdzić Kotori.
- Nie zrobię tego! - krzyknął Sytry, a Baalberith się zdziwił. Jego dłoń przeniosła się na policzki i mocno ścisnął mu szczękę.
- Przeciwstawiasz mi się?! - warknął Baalberith. Kotori, patrzyła z Kirą i Dantalionem na to wszystko. Dziewczyna się wkurzyła i weszła na taras. 
- Zostaw go! - krzyknęła Kotori, a Baalberith się odwrócił i spojrzał na nią. Puścił Sytrego, a potem podszedł do Kotori.
- Moja droga On należy do mnie i mogę robić, co chcę, a ty Salomonie... Powinnaś oddać mu duszę! - uśmiechnął się psychopatycznie i złapał ją mocno za szyję. Wtedy na taras weszła Kira z Dantalionem. 

środa, 6 lipca 2016

Rozdział 18. - Kira

Gdy Kira usłyszała, że nazwał ją okropną, aktywowała tryb chomika i spojrzała na niego z wielce urażonym wyrazem twarzy. Oczywiście tylko udawała. Jakże mogłaby być zła na swojego ukochanego księcia? Fakt, na początku znajomości tak ją irytował, że najchętniej zepchnęłaby go do krateru wulkanu, ale jak widać z czasem sytuacja znacząco się zmieniła, a brunet stał się teraz jej oczkiem w głowie.
-Sam zacząłeś. Poza tym ciesz się, że nie posunęłam się o krok dalej - odparła przyjmując  złośliwy uśmieszek. Ciężko będzie. Zazwyczaj kiedy ktoś jej czegoś zabraniał, tym bardziej to robiła. Taka trochę odwrócona psychologia.
-Dobrze, niech Ci będzie, że nie będę Cię już tak torturować - wymamrotała po chwili namysłu, chichocząc, podczas gdy ten czochrał ją po rudych włosach. Wspominał coś o dobranocce i o tym, że dziewczynki w jej wieku powinny już spać. Hah, dorosły się znalazł, pomyślałby kto!
-Doobrze~ - ułożyła się grzecznie. Dantalion wstał, aby zgasić światło. Kiedy tylko do niej wrócił, kładąc się obok i całując ją na dobranoc, również go ucałowała, oplatając łapkami. Bardzo chętnie się w niego wtuliła, szybko usypiając.


Rano wyszli we dwójkę z pokoju, spotykając Kotori oraz Sytrego. Jako że wyszli z pokoju dziewczyny razem, domyślała się, że nie tylko ona miała ciekawy wieczór po powrocie z piekła.
-Doberek! - przywitała się pełnym entuzjazmu głosem. Już chciała zarzucić jakimś ciekawskim pytaniem, ale zanim zdążyła powiedzieć coś jeszcze, Dantalion ogłosił im wesołą nowinę, że oficjalnie są razem. Dziewczyna, choć co prawda w ludzkiej formie i nie powinna robić publicznie takich rzeczy, chwyciła go pod ramię, przytulając się do bruneta.
-Haha, nie martw się! Jestem pewna, że oboje będziemy się sobą zajmować jak należy - odpowiedziała na groźbę Kotori skierowaną do Dantaliona. On miałby ją zranić? Wolała nawet nie myśleć o czymś takim. Choć zazwyczaj starała się wszystko dzielnie znosić, uczucia to uczucia. Nigdy nie wiadomo co Ci odwali, kiedy nad nimi nie zapanujesz i będziesz pod ich wpływem. Zainteresowała się reakcją Sytrego oraz Kotori, gdy Dantalion spytał co ten robił w pokoju dziewczyny. Ta chciała to wytłumaczyć, ale nasz ulubiony cukierasek jej przerwał. Po udzieleniu przez jasnowłosego odpowiedzi, uśmiechnęła się, przykładając palec do ust w wyraźnym zaintrygowaniu.
-No proszę, proszę. Któż by się spodziewał~ - szepnęła bardziej do siebie, niż do nich. Nie żeby coś takiego nie miało już miejsca. Kotori oburzyła się, że ten jej przerwał, a Sytry jak zwykle postawił na swoim i zrobił to ponownie. Tym razem namiętnym pocałunkiem. Dantalion był zaskoczony, ale stwierdził, że było to niezłe. Kira od samego początku wydawała się być ucieszona owym widowiskiem, trochę jak fanka obserwująca postępy mocno shipowanej przez siebie pary. Chociaż z drugiej strony stawiała bardziej na Camio. W końcu to on był prawdziwą miłością jej przyjaciółki. Niedługo po tym poszli na śniadanie. Posiłek przebiegał w sumie normalnie i nie zapowiadało się na żadną burzę, dopóki na sali nie pojawił się wcześniej wspomniany Camio. Zauważyła, że Kotori wstała od stołu, kierując się w stronę chłopaka i wróciła razem z nim. Na widok wyrazu twarzy Sytrego, oparła się wygodnie w krześle, splatając ze sobą dłonie, na których oparła głowę. Sytuacja odrobinę ją martwiła, bo atmosfera robiła się napięta, ale liczyła na to, że wyjaśnią to sobie wszystko jak dorośli i obejdzie się bez nieprzyjemnych komplikacji. Ach ten harem Kotoriś. Żywot pełen wrażeń oraz morderczych spojrzeń między chłopakami. Po śniadaniu wybrali się na lekcje, a po lekcjach Kira oraz Kotori jak zwykle zabijały czas rozmową. Kiedy Dantalion przyszedł razem z Sytrym, dyskusja zamilkła. Spojrzała na nich z uśmiechem, który po krótkiej chwili przygasł. Dokładniej w momencie, gdy Sytry ogłosił, że zabierają je dzisiaj w nocy do piekła. Brunet po chwili dodał, że chodzi o bal maskowy organizowany z okazji przebudzenia się Lucyfera. Kira oparła policzek na dłoni, zastanawiając się nad tym pomysłem. Jakby nie patrzeć, każdy ich dotychczasowy wypad nie kończył się najlepiej. W takim tempie wystarczyło jeszcze kilka wizyt, a przewrócą piekło do góry nogami.
-O ile dostanę na piśmie, że Kotori będzie bezpieczna, a ja nie będę musiała manewrować z łukiem w sukni balowej, omal nie zaliczając gleby i nie spłaszczając się na mopsa, nie mam nic przeciwko - ogłosiła, przerywając w końcu swoje milczenie. Tylko że Kotori nie wykazywała zbytnich chęci co do uczestniczenia w wydarzeniu. Na ratunek przybył im Camio, który usłyszał część rozmowy i któremu udało się namówić dziewczynę. Prawdziwy bohater dnia. Zarzuciłaby mu wiankiem, gdyby miała pod ręką kwiaty.


Podczas gdy Kotori się szykowała, Kira obserwowała już w sumie efekt końcowy w lustrze naprzeciwko siebie. Miała na sobie suknię w kolorze burgund. Góra była świetnie dopasowana do jej figury, podkreślając biust oraz wąską talię. Ramiączka były opuszczane. Dół sukni był szeroki i długi. Składał się z pokaźnej kaskady tiulowych falban, o ton ciemniejszych od górnej części. Przód miał nieco wycięcia, eksponując jej zgrabne nóżki mniej więcej do poziomu nad kolanem. Miała buty na nieprzesadnie wysokim obcasie, zbliżone odcieniem do sukni. Włosy choć jeszcze rozpuszczone, zakręcone były w delikatne fale, opadające na jej plecy i odkryte ramiona. Nie mogła się zdecydować co do nich. W końcu po dłuższym dumaniu zebrała je z tyłu głowy, tworząc spory kok przy pomocy swojej ukochanej wstążki. Zostawiła luzem tylko kilka pofalowanych kosmyków, które okalały jej twarz. Sięgnęła w stronę łóżka, podnosząc na wpółprzezroczysty, delikatny szal, którym otuliła nagie ramiona.
Mniej więcej w momencie, kiedy Kotori skończyła się szykować, Kira pojawiła się razem z Dantalionem w jej pokoju. Przysiadła na łóżku, zakładając nogę na nogę i obracając na palcu ciemną maskę, przypominającą troszeczkę kota. Znacznie bardziej pasowałby do niej lis, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
-No, no, uważaj na tym balu, bo jak zobaczą taką piękność, jeszcze zaczną się dla Ciebie zabijać - uśmiechnęła się szeroko, po chwili nakładając maskę. Znając jej zdolności, jeszcze gdzieś by ją zapodziała. Krótko po tym Dantalion przeniósł je do piekła, dokładniej mówiąc sali, w której odbywał się bal. Kira natychmiast rozejrzała się, lustrując wzrokiem kreacje innych demonów. Miała wrażenie, że w jej oczach pojawiają się gwiazdki zachwytu. Niektórzy tutaj mieli naprawdę świetny gust. Jej uwagę przykuł teraz znajomy głos.
-Lamia? - zwróciła się w kierunku, z którego dobiegło wołanie. Fakt, to była Lamia. Praktycznie natychmiast podbiegła do Dantaliona, przytulając go. Aww, cóż za przeuroczy widok.
Wkrótce pojawiła się też Astaroth. No tak, w końcu ktoś musi jej pilnować. Byłoby dość nieciekawie, gdyby zgubiła się w tym tłumie. Kiedy tylko poszły, parsknęła cicho śmiechem.
-No to zgaduję, że będę musiała znaleźć sobie zajęcie na później, skoro będziesz niańczył Lamię - odparła, powstrzymując śmiech. Kotori też najwyraźniej humor dopisywał. Szkoda tylko, że tak szybko ich zostawiła.
-Uważaj na siebie~! Baw się dobrze ze swoim hare...znaczy się z chłopakami! - odmachała jej. Niespodziewanie Dantalion chwycił jej rękę, ciągnąc w stronę tańczących demonów. Zatrzymali się na chwilę, aby ułożyć dłonie na odpowiednich miejscach i zaczęli razem tańczyć. Kira uśmiechnęła się, nie odrywając od swojego ukochanego księcia wzroku. Niechaj ta piękna noc trwa.

Rozdział 18. - Morgiana

W słowach Kiry było czuć sarkazm, co go lekko zdziwiło. W końcu dziewczyna naparła na Dantaliona swoim ciałem tak, że aż upadł na jej łóżko. Kira usiadła na nim w rozkroku, kładąc na jego klatce piersiowej swoje ręce. Był naprawdę zdziwiony, co było widać po jego minie. Pierwszy raz był w takiej sytuacji. Nie wiedział co powiedzieć, dziewczyna go pocałowała, potem zaczęła się śmiać i upadła na miejsce obok niego.
- Jesteś okropna - mruknął, cały zarumieniony. Po chwili sam się zaczął się śmiać i spojrzał na Kirę. - Nigdy więcej tak nie rób - uśmiechnął się i poczochrał ją lekko po włosach. - Dobra, już po dobranocce. Dziewczynki w twoim wieku już dawno powinny spać - zachichotał cicho, a potem wstał z łóżka i zgasił światło. Wrócił z powrotem do łóżka, kładąc się obok Kiry.
- Dobranoc, Kiruś - uśmiechnął się, a potem pocałował ją lekko w usta. Przysunął się do niej i przytulił ją do siebie.
- Będziesz moim misiem - powiedział. Po chwili usnął...

***
Kotori wraz z Camio przenieśli się do jej pokoju, a chłopak był nadal zły na Sytrego. Nie myślała, że zobaczy kiedykolwiek złego Camio, zawsze był taki spokojny i opanowany. Widocznie da się go wyprowadzić z równowagi...
- Camio... - szepnęła Kotori. - Przepraszam Cię za niego. Na pewno to powiedział przez przypadek...
- I co z tego? Zmieni to coś? - mruknął Camio, który stał plecami do Kotori. - Ma rację... ale ja nie mogę się z prawdą pogodzić, jednak nie musiał mi tego wypominać... - zacisnął pięści, a Kotori go przytuliła od tyłu.
- Wiem, że jest Ci ciężko, ale wiesz, że jeśli pani Mollins umrze to ja zawsze będę przy tobie - powiedziała i się zarumieniła. - Nie opuszczę Cię, zawsze będę Twoją p-przyjaciółką - wyjąkała ostatnie słowo, w końcu było jej ciężko coś takiego powiedzieć... 
- Naprawdę? - zapytał Camio, a Kotori potem go puściła. Odwrócił się do niej.
- Tak - uśmiechnęła się i spojrzała mu w oczy. - Zawsze Cię pocieszę i pomogę... Możesz na mnie liczyć.
- Kotori... - uśmiechnął się, a potem ją przytulił. Kotori zrobiła się cała czerwona i wtuliła się w niego. - Jesteś kochana... tak jak Salomon... - szepnął. - Nie, ty jesteś lepsza... Obiecujesz, że mnie nie zostawisz?
- O-Obiecuję - wyjąkała. - Tylko, aby spełnić te obietnicę, musiałabym się stać demonem...
- Jeśli będziesz chciała, abym zawarł z tobą pakt, to zrobię to - powiedział Camio.
- A właśnie, czemu nie zrobisz tak z panią Mollins?
- Chcę, aby umarła jako człowiek... - westchnął, a potem puścił Kotori. - Wiem, że po jej śmierci są osoby, które ze mną będą, a więc nie mogę być na zawsze z Marią. Mimo, że bym chciał, ale nie mogę ją zmienić w demona. Mógłbym ją tym skrzywdzić...
- Camio... - spojrzała na niego. - Jesteś kochany - uśmiechnęła się. - Jesteś inny niż pozostałe demony... Jesteś wyjątkowy.
- Kotori... - uśmiechnął się Camio, a potem położył dłoń na jej policzku. Nachylił się nad nią i pocałował ją w policzek. - Dziękuję - powiedział i lekko się zarumienił, a Kotori była cała czerwona na twarzy. 
- P-Przepraszam, nie powinienem tak robić - powiedział zmieszany, patrząc na nią.
- N-Nie, n-nic się n-nie s-stało - wyjąkała. 
- Jesteś urocza - uśmiechnął się, a potem pogłaskał ją po głowie. 
- Czy ty to robisz specjalnie? - szepnęła. - Masz przecież panią Mollins to czemu się do mnie kleisz? Ty nie wiesz, co ja czuję... a ty... robisz takie rzeczy - powiedziała i w jej oczach zaczęły się zbierać łzy. 
- Zrobiłem coś nie tak? Kotori... - zaczął, jednak mu przerwała.
- Nie, nie ważne - powiedziała, wycierając łzy. - Idź już, zaraz cisza nocna, a ty jako przewodniczący nie powinieneś łamać regulaminu.
- Kotori? - zdziwił się.
- Idź już... - powiedziała, a potem Camio zniknął. 
Podeszła do szafy, a potem mundurek i schowała go do środka. Dziewczyna stała w samych majtkach. Stanika nie miała, bo gdy używała zaklęcia do ukrywania płci to piersi się płaszczyły. Jednak teraz zapomniała by znów tego zaklęcia użyć, a więc jej średnie piersi były widoczne... Zaczęła szukać w swojej szafie koszuli nocnej, gdyż nie było jej tam, gdzie powinno.
Po chwili usłyszała znajomy głos:
- Tego szukasz? 
Kotori spojrzała na łóżko, a na nim siedział Sytry w piżamie, a w ręku trzymał piżamę Kotori.
- Nawet nie musiałem użyć swojej mocy, abyś się rozebrała przede mną. Sama to zrobiłaś - uśmiechnął się, patrząc na nią. - I powiem Ci, że masz niezłe to ciało. Nawet deską nie jesteś.
- Od kiedy ty tu jesteś i gdzie ty się patrzysz! - krzyknęła i zakryła piersi swoimi rękoma. Była cała czerwona na twarzy. 
- Zboczeniec... - mruknęła. - Oddawaj mi piżame!
- A ty co się rumienisz jak cnotka znowu? - mruknął. - Nie mów, że pierwszy raz stoisz tak przed facetem? - przechylił lekko głowę w bok.
- To p-pierwszy r-raz - wyjąkała, zarumieniona.
- Czyli jestem pierwszy, który Cię taką widzi? - uśmiechnął. Wstał z łóżka i podszedł do Kotori. Złapał ją lekko za podbródek.
- Czyli Camio Cię taką nie widział - uśmiechnął się wrednie, a Kotori jedną rękę zabrała z piersi i zakryła je drugą. Chciała zabrać piżamę, jednak ten szybko odskoczył wraz z jej ubraniem. Zachichotał cicho.
- Nie ma tak łatwo - popatrzył na nią z wrednym uśmiechem.
- Oddaj - nadymała policzki. 
- A co będę z tego miał? - przechylił lekko głowę w bok. 
- A co chcesz? - zapytała.
- Hm... a zrobisz wszystko? 
- Tak - odpowiedziała bez zastanowienia. Po chwili się skapnęła jaką walnęła głupotę. Nie mogła tego cofnąć.
- Dobrze, pasuję mi to - uśmiechnął się, a potem rzucił jej piżamę. Dziewczyna szybko się w nią ubrała. 
- Chodź tu do mnie - powiedział. Zgasił światło i położył się na łóżku. Kotori to nie zdziwiło. Podeszła do łóżka i położyła się obok niego.
- Było powiedzieć, że po prostu chcesz ze mną spać - westchnęła i odwróciła się do niego plecami. Sytry przytulił ją od tyłu, a jego ręce wylądowały na jej piersiach.
- A kto powiedział, że ja chce tylko z tobą spać? - szepnął jej do ucha, a Kotori zrobiła się cała czerwona. 
- T-Ty z-zboku! - krzyknęła, a potem walnęła go z łokcia. Sytry tylko syknął z bólu i jej nie puścił. Kotori wypowiedziała szeptem słowa zaklęcia i jej piersi się spłaszczyły, były takie jak męskie, a jej sylwetka trochę przypominała męską.
- No ej... - mruknął Sytry. 
- Nie waż się więcej tak robić bez mojej zgody - mruknęła, zarumieniona. 
- Żartowałem tylko - zachichotał. - Tak naprawdę to chciałem z tobą porozmawiać. Chciałbym się czegoś dowiedzieć o tobie, a ja w zamian bym opowiedział o sobie. A to, co przed chwilą odstawiłem... to po prostu dla zabawy.
- Jesteś okropny... - mruknęła. Sytry ją puścił, a Kotori odwróciła się do niego twarzą. Ich twarze były blisko. Sytry zaczął o sobie opowiadać, a gdy skończył to zaczęła Kotori... Miło im się wzajemnie słuchało, wiele obydwoje przeszli, zrozumieli się nawzajem. Rozmawiało im się bardzo dobrze aż do północy. W końcu Kotori zaczęła usypiać, a Sytry przytulił ją do siebie. Dziewczyna usnęła wraz z upadłym aniołem.
Rano Kotori się obudziła i zauważyła, że całą noc spała w objęciach Sytrego. Zarumieniła się, a potem podniosła leklo głowę i zobaczyła śpiącego Sytrego.
"- Jaki słodziak" - pomyślała i uśmiechnęła się pod nosem, a Sytry się obudził. 
Kotori szybko odsunęła się od niego, a potem wstała z łóżka
- Miś mi ucieka - mruknął Sytry, a potem podniósł się z łóżka i wstał. Swoją piżamę zmienił w szkolny mundurek.
- Te wasze cholerne moce - mruknęła Kotori, a potem zdjęła z siebie bezwstydnie piżamę. W końcu jej zalęcia ukrywania płci było aktywne. Wyjęła z szafy mundurek i przebrała się. 
- Chodźmy na śniadanie - powiedziała, a potem wyszła z Sytrym, z pokoju i od razu się natknęli na Kirę i Dantaliona w ludzkicj formach.
- Hej Kotori i Sytry. Ja i Kira jesteśmy oficjalnie razem - uśmiechnął się Dantalion.
- Serio? Ta, nigdy bym się nie domyśliła - mruknęła. - Zrań ją tylko, a wydłubię Ci oczy. Wsadzę do gardła, abyś mógł patrzeć jak rozrywam twój brzuch od środka. Jasne? - uśmiechnęła się psychopatycznie, a Dantalion lekko się wystraszył. 
- J-Jasne - wyjąkał i spojrzał na Sytrego. - A co on robił w twoim pokoju?
- Em... no jakby to powiedzieć - zaczęła Kotori i próbowała jakoś to sensownie wytłumaczyć, jednak po chwili przerwał jej Sytry.
- Po prostu spała ze mną. Zamknij się i chodźmy już do stołówki, bo jestem głodny - mruknął Sytry.
- Ej, jak śmiesz mi przerywać w... - zaczęła, a Sytry znów jej przerwał. Tyle, że tym razem przybliżył się do niej, położył dłoń na jej policzku, a potem namiętnie pocałował w usta. Po chwili odsunął się od niej.
- Mówiłem Ci coś... - westchnął, a po chwili oblizał swoje wargi. - Jesteś słodka - uśmiechnął się do Kotori, rumieniąc się. Ruszył tuż po tym szybkim krokiem w stronę stołówki. Kotori stała zaskoczona z lekko otwartymi ustami. Dantalion też był mocno zdziwiony. 
- Czy on właśnie skradł mi pierwszy pocałunek? - powiedziała zdziwiona Kotori, która zarumieniła się po czubki uszu. 
- To było niezłe... - powiedział Dantalion. - Dobra, chodźmy jeść - uśmiechnął się do Kotori, a potem poszedł z nią i Kirą do stołówki. Sytry już siedział przy ich stole. Dantalion usiadł obok niego, Kira obok swego księcia, a Kotori obok Kiry. Po chwili do stołówki wszedł Camio w formie ludzkiej Nathana. Kotori automatycznie, gdy zobaczyła wstała od stołu i podeszła do niego. Po chwili wróciła do stołu, ale razem z Camio, który usiadł obok niej. Sytry spojrzał dość gniewnie na Camio, widać, że był zdenerwowany.
- Zazdrosny? - spojrzał Dantalion na Sytrego.
- Pfff... Oczywiście, że nie - mruknął Sytry.
- Przecież przed chwilą ją całowałeś.
- I co z tego? - zapytał Sytry i się zarumienił.
- Nic do niej nie czujesz?
- N-Nie - wyjąkał Sytry nadal cały czerwony.
- Kłamiesz. Jesteś jak Kotori, też takie tsundere.
- Oj, zamknij się... - mruknął i zabrał się dalej za jedzenie.
Zjedli po kilku minutach, a potem poszli na lekcje, które minęły szybko. Od razu po nich jak zwykle Kotori wraz z Kirą spędzały czas w pokoju wspólnym i rozmawiały. Po chwili przyszli do nich Sytry i Dantalion.
- Dziewczyny, zabieramy was dzisiaj w nocy do Piekła - powiedział Sytry i usiadł obok Kotori. Dantalion usiadł na drugiej kanapie obok Kiry.
- Z jakiej racji? - mruknęła Kotori.
- Dzisiaj jest bal maskowy z okazji przebudzenia się Lucyfera - uśmiechnął się Dantalion.
- Wiesz, wątpię by inne demony chciały mnie widzieć - powiedziała Kotori. - Ostatnio chciały mnie zabić.
- Ponieważ, gdy założyłaś pierścień to przejął Cię całkowicie Salomon. Zniszczyłaś trochę Piekła, Dantalion mógł przez ciebie umrzeć, którego jako Salomon nie poznałaś. Jako, że twój pierścień ma mądrość Salomona, to jakby go zniszczono, wszystkie demony byłyby uwolnione od Salomona. Już by nie były jego filarami i dlatego. Tak było w skrócie - powiedział Sytry, jedząc ciastka. Kotori się zdziwiła.
- To dlatego nic nie pamiętam... - westchnęła. - Już rozumiem... To tym bardziej nie powinno mnie tam być.
- Nie mów tak, chodź z nami - powiedział Sytry.
- Nie... - mruknęła Kotori.
Po chwili do pokoju wszedł Camio, który usłyszał kawałek rozmowy.
- Czemu nie chcesz iść? - zapytał Camio, a potem podszedł do kanapy, gdzie siedzieli Sytry i Kotori. Usiadł obok dziewczyny.
- Proszę, pójdź na bal - uśmiechnął się do niej Camio, a po chwili nachylił się do jej ucha. - Chciałbym Cię zobaczyć w sukni - szepnął, a potem spojrzał na nią.
- S-Skoro p-prosisz... - wyjąkała Kotori i się zarumieniła, a gdy powiedział, że chciałby ją zobaczyć sukni to się zaczerwieniła po uszy.
"- Znalazł się książę z bajki" - pomyślał Sytry i przewrócił oczami.
- Dobra, muszę iść, bo mam obowiązki i muszę odwiedzić Marię w szpitalu. Zobaczymy się na balu - uśmiechnął się znów Camio do Kotori, a potem wstał z kanapy i wyszedł z pokoju.
- No, no Kotori. Ty to masz branie - zaśmiał się Dantalion. - Jak nie Sytry, to teraz Camio.
- Sytry? On robi po to wszystko, aby mnie tylko wkurzyć, a Camio kocha panią Mollins i raczej nic do mnie nie czuję - powiedziała.
- To ty chyba mało wiesz - westchnął Dantalion. - Szkoda, że nie widziałaś miny zazdrosnego Sytrego, gdy Camio siedział obok Ciebie przy stole.
- Zamknij się - mruknął Sytry, patrząc na Dantaliona. Jadł nadal ciastka. Nagle nachylił się nad uchem Kotori. 
- Poza tym jakbym robił tamte rzeczy by Cię wkurzyć to bym Cię nie pocałował ani nie spałbym z tobą. Jesteś pierwszą, którą pocałowałem. Takie rzeczy dla mnie nie są żartem - szepnął, a potem odsunął się od niej. Wstał z kanapy i się uśmiechnął do Kotori. Potem ze swoją paczką ciastek wyszedł z pokoju. Kotori była cała czerwona na twarzy.
- Jak ja go nienawidzę... - mruknęła.

W końcu wybiła godzina 21.00. Kotori była w swoim pokoju i szykowała się na bal. Zdjęła zaklęcie ukrywania płci. Jej sylwetka była w pełni kobieca, a jej piersi się wypukliły. Zdjęła z siebie mundurek, a potem wyjęła z szafy stanik i potem wyjęła walizkę z szafy. W niej były suknie. Otworzyła ją i wyjęła jedną z nich. Zamknęła walizkę, schowała ją, a potem założyła na siebie suknię. Suknia była w kolorze czerwoną z czarnymi falbanami i sięgała do ziemii. Miała duży dekolt oraz długie i szerokie rękawy, zakończone falbaną. Rozpuściła swoje długie, czarne włosy. Sięgały jej za pośladki. Wzięła szczotkę z komody nad którą było duże lustro. Rozszczesała włosy, a potem zrobiła z tyłu małego kucyka, a reszta włosów była rozpuszczona. Zawiązała kucyka dużą, czerwoną kokardą.
Wyjęła z szafy czarne buty na obcasie z kokardą, a potem założyła. Znalazła w swojej szafie nawet maskę. Była cała czarna. 
Po chwili pojawiła się Kira w jej pokoju wraz z Dantalionem. Dantalion miał na sobie strój, przypominający piracki w kolorach pomarańczu i fioletu. Na rękach białe rękawiczki, a na głowie fioletowy kapelusz pirata z białym, dużym piórem oraz na twarzy fioletową maskę.
- Kotori pasuje Ci - uśmiechnął się. 
- Dzięki. Tak mi dziwnie. Wyglądam jak kobieta... - mruknęła Kotori, patrząc na niego. - Widzę, że się wczuwasz... Gdzie zgubiłeś załogę? - uśmiechnęła się.
- A ty, gdzie zgubiłaś księcia? - uśmiechnął się wrednie.
- Książę zgubił konia i nie przyjechał - odpowiedziała Kotori. Po chwili podeszła do szafy i znalazła złoty diadem, a potem nałożyła go na głowę. 
- Jestem księżniczką - zachichotała cicho. Dantalion się uśmiechnął, a potem przeniósł je do Piekła. Pojawili się w sali balowej. W sali były wszystkie osobistości, nawet sami władcy czterech stron Piekła. Po chwili przybiegła do nich Lamia, ubrana w piękną suknię, oczywiście, różową. Na twarzy miała różową maskę.
- Dantalion! - krzyknęła Lamia, a potem się przytuliła do demona, którego od razu rozpoznała mimo stroju i maski.
- L-Lamia - zdziwił się Dantalion.
- Tęskniłam - powiedziała, a Dantalion pogłaskał ją po głowie.
- Uroczo wyglądasz - uśmiechnął się.
- Naprawdę? Dziękuję - uśmiechnęła się i zarumieniła. - Dawno nie spędzaliśmy razem czasu...
- Później do ciebie przyjdę, dobrze? - spojrzał na nią, a Lamia kiwnęła głową. Po chwili przyszła Astaroth.
- Cześć - powiedziała Astaroth z uśmiechem, a potem spojrzała na swoją córkę. - Gdzie ty mi się pałętasz? Jeszcze się zgubisz.
- Przyszłam tylko do Dantaliona - nadymała policzki Lamia i spojrzała na swoją mamę, a ona zachichotała cicho.
- Wiem, wiem, ale jak widzisz Dantalion jest zajęty. Później do niego przyjdziesz - powiedziała Astaroth, a potem poszła z Lamią.
- "Twoja" narzeczona. Pozazdrościć tylko - zachichotała Kotori, patrząc na Dantaliona.
- Ona nie jest moją narzeczoną - westchnął Dantalion.
- Ona mówiła co innego - znów Kotori zachichotała. - Obiecałeś jej, gdy była dzieckiem. Obietnic się dotrzymuję! - powiedziała. - Dobra zostawiam was samych, gołąbeczki - uśmiechnęła się, a potem się oddaliła.
- Ta Kotori... - westchnął Dantalion, a potem wziął Kirę za rękę. Pociągnął ją w stronę tańczących, a potem zatrzymał się. Położył prawą dłoń na jej talii, a lewą złapał za jej prawą dłoń. Drugą Kira położyła na jego ramieniu. Zaczął z nią tańczyć.
Kotori w tym samym czasie szła przed siebie i rozglądała się po sali. Po chwili poczuła, że ktoś dotknął jej ramienia. Odwróciła się, a przed nią stał Camio. Ubrany był w czarny strój szlachecki z wysokim kołnierzem. Na rękach miał białe rękawiczki, a na głowie czarny kapelusz z białym paskiem wokoło. Jego twarz zdobiła połowa białej maski po prawej stronie twarzy. Włosy miał upięte w niskiego kucyka, który był po jego prawej stronie ramienia.
- Camio... - spojrzała na niego.
- Wiedziałem, że to ty. Kotori. Pięknie wyglądasz w tej sukni - uśmiechnął się do niej.
- D-Dziękuję - wyjąkała i się zarumieniła. Camio spojrzał na jej diadem i znów się uśmiechnął.
- Czy księżniczka zatańczy ze mną? - zapytał i wziął jej dłoń, a potem pocałował.
- Tak - uśmiechnęła się Kotori i zarumieniła. Poszła z Camio na parkiet, potem się zatrzymał, położył dłoń na jej biodrach, ujął jej jedną dłoń, a dziewczyna położyła drugą na jego ramieniu. Zaczęli tańczyć. Kotori zauważyła, że niedaleko nich tańczy Kira z Dantalionem.